Dlaczego zdecydował się pan kandydować na prezesa Związku Piłki Ręcznej?
Piłka ręczna była i jest częścią mojego życia. Do tej decyzji nie dojrzewałem jakoś od bardzo dawna, to decyzja z ostatnich dni. Jest wynikiem między innymi kontaktów ze środowiskiem piłki ręcznej w Polsce. Docierają do mnie różne sygnały, że nie z wszystkim jest najlepiej, ale na razie to tylko sygnały, które chciałbym zweryfikować. Do okręgowych i wojewódzkich związków oraz wszystkich delegatów wysłałem list, zawierający mój program. Ale ten będę mógł zrealizować, jeśli otrzymam stosowny mandat, środowisko piłki ręcznej o tym zdecyduje. Na pewno zdobyłem w ostatnim czasie takie doświadczenie, które pomoże mi w ewentualnym sprawowaniu takiej funkcji. Czasami można rzucić hasła w stylu, przyjdę i zrobię porządek, ale trzeba pamiętać, że wszystkie działania trzeba podejmować z godnie z prawem. Trzeba przeprowadzić audyt a następnie zastanowić się jak ruszyć ze zmianami.
Jakie główne punkty się w nim znalazły?
Duży nacisk chciałbym położyć na odpowiednie szkolenie w szkołach sportowych oraz integrację całego środowiska piłki ręcznej w Polsce poprzez konsultacje. Ważne jest również przekazywanie odpowiedniej wiedzy przez trenerów w Akademiach Wychowania Fizycznego. Zamierzam także aktywnie współpracować z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz sponsorami, bo finansowanie sportu jest bardzo ważne.
W Polsce coraz mniej zawodników trenuje piłkę ręczną, ma pan jakiś pomysł, jak to zmienić?
Skoro w Danii 10 procent populacji uprawia tę dyscyplinę, to łatwiej jest znaleźć kandydatów do gry w reprezentacji. W Polsce zarejestrowanych jest tylko 18 tysięcy piłkarzy i piłkarek ręcznych. W moich czasach było to 25 tysięcy. Bardzo ważne jest szkolenie. Wciąż gramy w MŚ i ME, ale wynika to z tego, że w turniejach uczestniczy coraz więcej drużyn. Jednak trudno nam na tych najważniejszych turniejach cokolwiek ugrać.
Ostatnim wielkim sukcesem polskich piłkarzy ręcznych był brązowy medal mistrzostw świata w Katarze w 2015 roku.
Ważne, aby w reprezentacjach kraju grali wszyscy najlepsi bez względu na to, w jakim klubie występują. W ostatnim czasie nie zawsze tak było. Gra z Orzełkiem na piersi to jest zaszczyt. Wielu martwią także wyniki w naszej dyscyplinie na różnych poziomach w reprezentacji, a one są zawsze najlepszym motorem do promocji dyscypliny. Trzeba zrobić wszystko, aby te wyniki były jak najlepsze.
W kwietniu popierał pan kandydaturę na prezesa ZPRP Sławomira Szmala, a teraz sam zdecydował się wystartować. Czy w związku z tym nie powstał jakiś zgrzyt w relacjach między wami?
Nie. Żadnego zgrzytu bym się nie doszukiwał, a przynajmniej ja go nie widzę. Rozmawiałem ze Sławkiem. Wszystkim nam przyświeca dobro tej dyscypliny. Przed konferencją poinformowałem go o swojej decyzji. Mam wrażenie, że obaj chcemy tego samego, czyli dobra polskiej piłki ręcznej. Na początku września podczas Superpucharu Polski w Łodzi mieliśmy okazję porozmawiać i już wtedy dałem mu znać, że rozważam swój start. Życzyliśmy sobie powodzenia, atmosfera tych rozmów była normalna. To nie jest żadna gra a jest przecież jeszcze trzeci kandydat, dyrektor sportowy związku Damian Drobik.
Grzegorz Tkaczyk powiedział oficjalnie, że po tym wszystkim, co się stało, ewentualny pana start w wyborach będzie potraktowany co najmniej jako nieelegancki. Jak się pan ustosunkuje do słów innego byłego wybitnego reprezentanta Polski?
Grzesiek jest przyjacielem Sławka Szmala i ma prawo mówić, co chce. Ja jestem dorosły i mam prawo podejmować własne decyzje, które mogą się komuś nie podobać. Naprawdę nie boję się tego, że moi byli podopieczni mogą stanąć po stronie Szmala. Każdy ma prawo do własnych decyzji.
Rozmawiał i notował Zbigniew Czyż
