Bunt wybuchł w niedzielę i został stłumiony w poniedziałek - informuje BBC. Więźniowie uwolnili 12 przetrzymywanych strażników, żaden z nich nie został ranny. Według relacji kapelana więziennego, walki wybuchły najpierw pomiędzy dwoma zwaśnionymi więziennymi gangami rywalizującymi o kontrolę nad kilkoma więzieniami. Odpowiada za niego najprawdopodobniej lokalny gang Rodzina Północy i Pierwszy Komand Stołeczny, czyli największa organizacja przestępcza w Brazylii. Część więźniów miała uciec w trakcie zamieszek. 40 zbiegłych z powrotem trafiło do aresztu.
CZYTAJ TAKŻE: Brazylia: Fala protestów przeciw "kulturze gwałtu" [ZDJĘCIA+VIDEO]
Za ogrodzenie więzienne wyrzucono pozbawione głów zwłoki sześciu osób. - Nigdy nie byłem świadkiem czegoś podobnego. Widziałem tyle ciał, tyle krwi. Trudno w to wszystko uwierzyć – wyznał sędzia Luis Carlos Valois, który negocjował z więźniami. – Nie ma wątpliwości – doszło do masakry – podkreślał sekretarz bezpieczeństwa publicznego w Amazonas, Sérgio Fontes. Bunt pochłonął najwięcej ofiar podczas zamieszek w więzieniu w Brazylii od 1992 roku. Wówczas funkcjonariusze, którzy mieli działać w samoobronie zabili w więzieniu Carandiru 111 więźniów.
BBC informuje, że więzienie było przeludnione. Pod względem liczby więźniów Brazylia zajmuje czwarte miejsce na świecie. Areszt zbudowany na 454 więźniów mieściło ich ostatnio niemal 600. Do takich, odizolowanych zakładów karnych, przenosi się w Brazylii członków gangów schwytanych w Sao Paulo i Rio de Janeiro w nadziei, że oddzieleni od swych towarzyszy nie będą się organizować za więziennymi murami. Praktyka ta jednak nie przynosi najlepszych efektów.
Tymczasem w poniedziałek rano z więzienia w stanie Amazonas uciekło 87 osadzonych. Nie wiadomo, czy oba incydenty są ze sobą powiązane.