Do wypadku doszło 8 września ub. roku w Iwoniczu, na krajowej "28". 37-latek jechał rowerem od strony swojego domu. Na foteliku, zamontowanym z tyłu jednośladu, wiózł synka. Wyjeżdżając na główną drogę nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy toyoty. Doszło do zderzenia.
W chwili wypadku mógł mieć 2,5 promila
Po wypadku Krzysztof P. odmówił dmuchania w alkotest. Krew na zawartość alkoholu pobrano mu w szpitalu. Analiza wykazała, że kilkadziesiąt minut po zdarzeniu 37-latek miał ponad 2 promile. Jak wynika z rachunku retrospektywnego, w chwili wypadku był jeszcze bardziej pijany, stężenie alkoholu mogło wynosić nawet 2,5 promila.
Jak wynika z ustaleń prokuratury - Krzysztof P. ok. 1,5 godziny przed tym, zanim wyjechał z domu, raczył się drinkami. Wypił wódkę z sokiem. Kilkadziesiąt minut potem wypił jeszcze dwa piwa. W tym dniu wybierali się z żoną w odwiedziny do mieszkającej w pobliżu, w tej samej miejscowości, rodziny. Żona z córką wyszła wcześniej. On miał dołączyć w niedługim czasie.
Wsiadł na rower, synka umieścił w foteliku. Jak wyjaśniał w śledztwie, nie czuł się pijany. Jechał ulicą Floriańską, przecinającą trasę Krosno-Sanok. Wyjechał na główną drogę nawet się nie zatrzymując, prosto pod toyotę.
- Kierowca samochodu usiłował skręcić i hamować, ale nie miał czasu na taką reakcję, która pozwoliłaby uniknąć zderzenia - opisuje prokurator Hubert Ohar z Prokuratury Rejonowej w Krośnie, który prowadzi sprawę.
Rowerzysta upadł na maskę samochodu, rozbijając przednią szybę. Ale praktycznie nie ucierpiał, obrażenia ograniczyły się do siniaków i zadrapań. Dużo poważniejsze były konsekwencje w przypadku maluszka, przewożonego w foteliku, bez kasku.
- Rower został odrzucony na jezdnię. Dziecko uderzyło głową o asfalt - mówi prokurator Ohar.
Chłopczyk w ciężkim stanie został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala wojewódzkiego w Rzeszowie. Rokowania lekarzy były niepewne, dopiero po pierwszej dobie jego stan ustabilizował się na tyle, że lekarze mogli mówić o tym, że nie ma zagrożenia dla życia. Chłopiec jest nadal rehabilitowany, dochodzi do zdrowia, ale lekarze nie dają gwarancji, czy uraz nie wywoła skutków w przyszłości.
Rodzeństwo chciało pomóc psu. W troje młodych ludzi wjechał ...
Krzysztof P. był policjantem
Prokuratura zasięgała opinii biegłego i wykluczyła, by do wypadku przyczynił się kierowca toyoty, jechał z dozwoloną w tym miejscu szybkością.
Krzysztof P. początkowo utrzymywał, że nie jechał rowerem, ale go prowadził, ale przeczą temu zeznania świadków. Tłumaczył, że widział samochód, ale był pewien, że jest on na tyle daleko, zdąży przejechać jezdnię przed nim.
- Stan upojenia alkoholowego nie pozwolił mu właściwie ocenić sytuacji - uważa prokurator.
W chwili wypadku Krzysztof P. był funkcjonariuszem komendy policji w Sanoku. Został zawieszony, przeprowadzono wobec niego postępowanie dyscyplinarne, w konsekwencji komendant wojewódzki zwolnił go ze służby.
ZOBACZ TEŻ: W Nienadowej dachował kierowca opla. 33-latek miał 3,6 promila alkoholu. Pasażer też był pijany