Pasek artykułowy - wybory

Czy jesienią wrócą maszeczki? Prof. Włodzimierz Gut: Powrót studentów może spowodować większy wzrost zakażeń koronawirusem

Anita Czupryn
123rf
Niektóre warianty wirusa COVID-19 zawierają elementy, które pozwalają im przetrwać i namnażać się. Te, które potrafią skutecznie wniknąć do komórek, stają się naszym problemem – mówi prof. Włodzimierz Gut, wirusolog, komentując obawy przed kolejną falą COVID-19.

Czym różni się wariant FLiRT od poprzednich wariantów COVID-19? Czy mamy do czynienia z nowym zagrożeniem?

I tak, i nie. To zależy, na co patrzymy. Mówimy tu o mutacjach wirusa, które występują zarówno z powodu naszych działań, jak i przez przypadek. Jeśli wirus pojawi się w środowisku i trafi na grupę osób, które go roznoszą, może dojść do dużego ogniska zakażeń. Jeśli jednak trafi na pojedynczego nosiciela, może się na tym skończyć. To jedna strona medalu. Wirus nie może stracić zdolności namnażania się w organizmie gospodarza, ale jednocześnie musi podlegać pewnym modyfikacjom, które ułatwiają mu przetrwanie w populacji. Na przykład, jeśli mamy metodę neutralizacji wirusa, taką jak przeciwciała monoklonalne, które działają na określony obszar wirusa, i ten obszar ulegnie zmianie w wyniku mutacji, metoda może przestać być skuteczna. W rezultacie osoba zakażona może rozprzestrzeniać wirusa, nie zdając sobie sprawy, że jest zakażona, ponieważ testy, zwłaszcza antygenowe, mogą nie wykryć zmienionego wariantu.

Dlaczego FLiRT rozprzestrzenia się tak szybko?

To my go rozprzestrzeniamy! Wirus jest martwą cząsteczką. Dopiero po wejściu do organizmu zaczyna się namnażać, co daje mu pozory życia. Następnie, przez określony czas, zanim organizm opanuje infekcję, wirus jest wydalany i może zakażać kolejne osoby.

Ale FLiRT wydaje się bardziej zakaźny niż poprzednie warianty.

W rzeczywistości nie jest bardziej zakaźny. Zakaźność wirusa zależy od tego, czy trafi na organizm, który jest na niego przygotowany, czy nie. Nawet jeśli organizm jest przygotowany, nie zawsze jest w stanie neutralizować każdą cząsteczkę wirusa. Jeśli wirus trafi do komórki, będzie się tam namnażał, co może prowadzić do dalszego rozprzestrzeniania się zakażenia.

Co Pan ma na myśli mówiąc: „organizm przygotowany”?

Mam na myśli organizm osoby, która albo przeszła już chorobę, albo została zaszczepiona. W takim przypadku, nawet jeśli wirus wniknie do komórki i zacznie się tam namnażać, organizm ma już gotową obronę. Jeśli osoba nie jest przygotowana, organizm musi dopiero wytworzyć odpowiedź immunologiczną, co trwa dłużej, i w tym czasie wirus może się rozprzestrzeniać. To również modyfikuje przebieg choroby, bo COVID-19 nie jest jedynie wirusem układu oddechowego, ale atakuje także naczynia krwionośne. W związku z tym, u jednej grupy osób mogą wystąpić objawy takie jak biegunka i gorączka, a u innej, na przykład, zapalenie serca. Gorączka jest mechanizmem obronnym organizmu. Jeśli osoba zakażona przestrzega pewnych reguł, rozniesie wirusa do niewielkiej liczby osób. Jeśli nie przestrzega żadnych reguł, każdy kontakt z nią może prowadzić do zakażenia.

Czy nie ma Pan wrażenia, że ludzie przestali się już przejmować COVID-em i przestrzegać związanych z nim reguł?

Właśnie dlatego obserwujemy większe rozprzestrzenianie się wirusów.

Czy wariant FLiRT i jego nowe podwarianty mogą być zwiastunem kolejnej fali pandemii jesienią?

Istnieje inny problem. Część ludzi zachowuje się tak, jakby wirusy w ogóle nie istniały, a część wykonuje badania, ale niezależnie od ich wyników, postępuje tak, jakby nic się nie działo. W efekcie rejestrujemy tylko wierzchołek góry lodowej, nie zdając sobie sprawy, jak dużą część problemu przeoczamy. Przykładem może być sytuacja we Włoszech, gdzie w jednym tygodniu notuje się zero zakażeń, a w następnym już 500. To wygląda, jakby ludzie zarażali się znikąd, co jest niemożliwe.

Teraz zachorowania rosną latem. Czy to może coś oznaczać?

Zakażenia rosną wtedy, kiedy często się przemieszczamy i kontaktujemy z innymi.

Czy to oznacza, że nadchodzi nowa, bardziej niebezpieczna era pandemii?

Nie. Nie bardziej niebezpieczna niż na początku pandemii, głównie dlatego, że znaczna część populacji przeszła już COVID-19 i część zyskała odporność dzięki szczepieniom. Zresztą, nawet osoby, które przechodziły COVID-19, przechodzą teraz łagodniejsze formy choroby. Co więcej, organizmy ludzi są teraz lepiej przygotowane do szybkiej odpowiedzi na infekcję.

Jakie mogą być zagrożenia związane z tym, że szczyt zachorowań może zbiec się z początkiem roku szkolnego, gdy dzieci wracają do szkół?

W przypadku dzieci zagrożenie jest mniejsze, ale powrót studentów może spowodować większy wzrost zakażeń.

W październiku zatem możemy spodziewać się ponownych lockdownów?

Nie, ten wzrost zakażeń nie jest na tyle duży, aby sparaliżować służbę zdrowia czy załamać gospodarkę. Niemniej jednak, nie jest to sytuacja komfortowa, gdy nagle rośnie liczba osób chorych.

Czy ten nagły wzrost zachorowań powinien nas skłonić do powrotu do środków bezpieczeństwa, takich jak maseczki?

Niektóre środki powinny zostać wprowadzone na stałe, ponieważ nie chodzi tylko o COVID-19. Wiele osób myśli, że te środki dotyczą wyłącznie COVID-19, ale w rzeczywistości ograniczają one rozprzestrzenianie się niemal wszystkich chorób zakaźnych przenoszonych między ludźmi. Nie wiem, czy zauważyła Pani statystyki – gdy wprowadzono maseczki na COVID-19, liczba przypadków niemal wszystkich chorób zakaźnych spadła, nawet tych, które na pierwszy rzut oka nie mają związku z maseczkami, jak np. kiła.

Może to też być związane z częstszym myciem rąk, bo zaczęliśmy częściej dbać o higienę?

Tak, to również ma związek z częstszym myciem rąk i ograniczeniem bliskich kontaktów.

Z filozoficznego czy socjologicznego punktu widzenia, ciekawe jest pytanie, dlaczego natura chciałaby, aby ludzie nie mieli tak bliskich kontaktów ze sobą?

To nie natura. Zazwyczaj obawiamy się obcych, ponieważ zamknięte środowisko już przeszło swoje choroby i osoby, które przeżyły, są na nie odporne. Te choroby mogą być nieprzyjemne, ale nie stanowią większego zagrożenia. Natomiast wejście osób z zewnątrz wiąże się z ryzykiem przyniesienia nowych chorób, stąd bierze się nasz strach przed obcymi.

Dla kogo wariant FLiRT jest najbardziej niebezpieczny? Czy są to głównie osoby starsze i schorowane?

Tak, ten wariant jest najbardziej niebezpieczny dla tych samych grup, które były narażone przy wcześniejszych wariantach – dla osób z osłabioną odpornością, z innymi chorobami współistniejącymi, a także dla osób starszych. Wydaje się, że nie stanowi większego zagrożenia dla dzieci, ale u nich modyfikacja zakażenia może prowadzić do innych skutków, znanych jako tzw. późne skutki. Chodzi tu o zjawisko long COVID, czyli przedłużone objawy, które mogą utrzymywać się przez kilka lat. Ponieważ ten wirus atakuje naczynia krwionośne, uszkodzenia mózgu, które powoduje, nie są tak gwałtowne jak np. nagłe zapalenie mózgu, ale mogą prowadzić do objawów takich jak zmęczenie czy opóźnienia w myśleniu.

To faktycznie bardzo niebezpieczny i zjadliwy wirus.

Wirus jak wirus. Wiele osób porównuje go do grypy, ale COVID-19 nie ma nic wspólnego z grypą. Grypa jest wirusem układu oddechowego i bardzo rzadko prowadzi do powikłań poza układem oddechowym, podczas gdy ta wersja wirusa atakuje naczynia krwionośne.

Co to właściwie oznacza, jakie skutki może wywołać?

Jeśli wirus zaatakuje naczynia krwionośne w przewodzie pokarmowym, mogą pojawić się objawy takie jak wymioty czy bóle brzucha, które na pierwszy rzut oka mogą nie być kojarzone z COVID-19. U innych osób wirus może zaatakować nerki, serce, czy mózg. Na przykład, utrata węchu w pierwszych wersjach wirusa była spowodowana uszkodzeniem obszarów, przez które wirus dostawał się do organizmu.

Dlaczego w Polsce lek na COVID-19 nie jest refundowany, a w Niemczech już tak? Jakie są przeszkody, aby ujednolicić politykę zdrowotną w Unii Europejskiej?

Główną przeszkodą są kwestie finansowe poszczególnych państw.

Ale w Polsce pacjent musi zapłacić 5 tysięcy złotych za ten lek! Może chociaż dla osób starszych, schorowanych, z chorobami współistniejącymi powinna być dostępna refundacja?

Gdybyśmy zdecydowali się na refundację tego leku, musielibyśmy zastanowić się, jakie inne leki czy terapie również powinny być refundowane. Nie znam kraju, który mógłby sobie pozwolić na refundację wszystkiego. Jeżeli zgodzimy się na refundację leku na COVID-19, za chwilę pojawią się żądania refundacji leków na inne choroby, na przykład małpią ospę.

Skoro poruszył Pan temat małpiej ospy, chciałabym zapytać o główne zagrożenia z nią związane. Kto jest najbardziej narażony na zakażenie?

Czy myśli Pani o Afryce, czy o Europie? W Europie przypadki są dość specyficzne, ponieważ 90 procent zakażeń dotyczy pewnych orientacji seksualnych, w szczególności mężczyzn mających kontakty seksualne z innymi mężczyznami. To jednak oznacza, że wirus może przenieść się również na populację kobiet, zwłaszcza że niektórzy mężczyźni nie ograniczają swoich kontaktów seksualnych do jednej grupy. Warto jednak zauważyć, że małpia ospa to inny rodzaj ospy, który ma bardziej lokalny charakter i inny poziom zagrożenia. W Afryce problem jest znacznie poważniejszy, tam liczba zakażeń idzie w tysiące. Od lat 80. nie przeprowadza się tam szczepień na ospę, co sprawia, że populacja jest bardzo podatna na zakażenia wirusem mpox. W związku z tym pojawia się problem. Nie użyjemy „krowianki” jako szczepionki, bo jak Pani może pamięta, podczas epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 roku zmarło 18 osób – dziewięć na ospę i dziewięć na skutek szczepienia.

Co to jest „krowianka”?

„Krowianka” to wirus ospy ludzkiej, który był przechowywany w krowach, przez co uważano, że jest to wirus pochodzący od krów, choć w rzeczywistości to wirus ludzki, który przechodził przez krowy. Wiele wirusów mpox, które zakażają zwierzęta, ma swoje źródło w „krowiance”. Dlatego nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecyduje się teraz na ponowne użycie „krowianki” jako szczepionki. Istnieją pewne opracowane szczepionki, ale problem ospy powrócił w kontekście broni biologicznej. Wówczas niektóre firmy zainwestowały w badania, ale od etapu badań do wdrożenia produkcji szczepionki mija sporo czasu – co najmniej rok.

Czy małpia ospa może stać się kolejną pandemią? Jakie najważniejsze kroki powinniśmy podjąć w Europie?

Jak już wspomniałem, nie mamy do czynienia z małpami zakażonymi ani z szeroko rozpowszechnioną populacją ludzką, która byłaby źródłem zakażeń w Europie. Nawet turysta, który wyjedzie do Afryki, ma mniejsze ryzyko zakażenia niż miejscowy mieszkaniec.

W jakich sytuacjach najłatwiej zarazić się małpią ospą?

Zakażenie najłatwiej następuje przez bezpośredni kontakt, czyli kontakt ciała z ciałem. Dlatego, jeśli ktoś jedzie do Afryki, lepiej jest zachować środki ostrożności w miejscach publicznych, ponieważ jesteśmy w nowym środowisku, o którym niewiele wiemy.

Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym jednocześnie mamy ryzyko pandemii COVID-19 i małpiej ospy. Czy nasze systemy zdrowotne poradziłyby sobie z taką sytuacją?

Osoby chore na małpią ospę zostałyby poddane kwarantannie, co pozwoliłoby na wygaszenie choroby. W przypadku COVID-19, populacja jest już częściowo uodporniona, więc nie będzie takiego wzrostu zakażeń, jak na początku pandemii. Nawet jeśli odnotujemy 2-3 tysiące zakażeń tygodniowo, choroba będzie przebiegała inaczej u populacji, która już zna tego wirusa i potrafi sobie z nim radzić.

Chciałabym jeszcze zapytać o obecne podejście do monitorowania i kontrolowania epidemii w Polsce. Czy jest ono wystarczające, czy należałoby wprowadzić jakieś zmiany, aby lepiej chronić obywateli? Czy wyciągnęliśmy lekcje z poprzedniej pandemii?

Trudno powiedzieć. Zawsze pytano mnie, kiedy wrócimy do normalności, a ja odpowiadałem, że wtedy, gdy zaczniemy myć ręce po wyjściu z toalety.

Ale co z tym monitorowaniem i kontrolowaniem?

Monitorowanie jest możliwe, kiedy, po pierwsze, lekarze zgłaszają przypadki, a po drugie, osoby wykonujące testy zgłaszają ich wyniki. Można jedynie wnioskować na podstawie liczby i ceny sprzedawanych testów. Jeśli testy są rzadko wykonywane, bo ludzie myślą, że wirusa już nie ma, to ich cena spada. Natomiast ostatnio zauważyliśmy wzrost popytu na testy, co sugeruje, że ludzie zaczęli się nimi interesować, ale nie widać tego w liczbie dodatnich wyników zgłaszanych do systemu.

Czy powinniśmy zgłaszać takie przypadki? Kto powinien się tym zajmować? Sanepid?

Zaraz, chwileczkę, Sanepid się tym zajmuje. Ale jest jeden warunek – jeżeli kupi Pani test w aptece, wykona badanie, uzyska dodatni wynik, ale nikomu o tym nie powie, to skąd Sanepid ma o tym wiedzieć?

Czyli obywatele powinni zgłaszać, ale tego nie robią?

Dokładnie tak. Obywatele często nie są zainteresowani zgłaszaniem, bo się obawiają. Myślą: „A co, jeśli każą mi nosić maseczkę w sklepie, zostanę objęty kwarantanną i będę musiał siedzieć w domu? Po co mam to zgłaszać i komukolwiek mówić?” W rezultacie, jeśli np. opiekunka w przedszkolu uzyska dodatni wynik testu i mimo to idzie do pracy, to chyba będzie pani znała skutki.

Zarazi całe przedszkole, a potem dzieci przekażą wirusa rodzicom?

Dokładnie, ale ognisko choroby nie jest zgłoszone, bo opiekunka nie poinformowała nikogo o dodatnim wyniku testu.

Co w takim razie powinniśmy zrobić?

Zmądrzeć. Jeśli chcemy dbać o zdrowie wszystkich, musimy być otwarci i przekazywać informacje. Jeśli tego nie robimy, nikt nie będzie wiedział, co się dzieje. To przypomina pożar w kamienicy w Poznaniu. Dymiło się, prawda?

Tak, ale na szczęście w jednym z mieszkań był czujnik dymu.

Gdyby go nie było, mogłyby być większe straty, nikt nie zdążyłby się ewakuować, a wybuch i tak by nastąpił. Jeżeli ludzie nie zgłaszają zakażenia, a wirus krąży i wybucha tam, gdzie najmniej byśmy tego chcieli... Proszę sobie wyobrazić, że pójdzie Pani do szpitala onkologicznego z wirusem. Tam pacjenci w trakcie leczenia mają właściwie zerową odporność. W ten sposób problem liczby pacjentów by się na pewno „rozwiązał”.

W tragiczny sposób ta liczba by się zmniejszyła, to oczywiste. Jakie są prognozy epidemiologiczne na nadchodzące miesiące?

Nie lubię spekulacji, ale odpowiem. Jeśli w okresie wakacyjnym podróżowaliśmy tu i tam, a teraz wracamy do swoich środowisk, to jeśli zetknęliśmy się z wirusem, przywieziemy go ze sobą. We wrześniu dzieci wracają do szkół, ale, jak mówiłem, to mniejsze zagrożenie, bo one podróżują w trochę inny sposób. Natomiast w październiku wracają studenci, a studenci to istoty bardzo towarzyskie.

Można więc powiedzieć, że FLiRT i jego nowe warianty będą krążyć jeszcze przez długi czas?

Warianty wirusa zmieniają się nieustannie. Przestałem już śledzić ich liczbę, a było ich ponad 1600 jeszcze rok temu.

Ile tych wariantów może jeszcze być? Co jeszcze nas czeka?

Wirus COVID-19 składa się z około 32 tysięcy nukleotydów. Z tego powstaje ogromna liczba możliwych kombinacji. To trochę tak, jakby pozwolić małpie pisać książkę na maszynie – tak i tu większość tych kombinacji nie nadaje się do przetrwania i „odpada” już na poziomie komórki. Jednak niektóre z tych kombinacji zawierają elementy, które pozwalają wirusowi przetrwać, co prowadzi do powstawania nowych wariantów. W jednej komórce może powstać około biliona kopii wirusa, z których większość nie jest zdolna do życia. Tylko te warianty, które potrafią się rozmnażać i przetrwać, są przez nas wykrywane.

Nie chcę wprowadzać zaawansowanej kombinatoryki do wirusologii, ale kluczowe jest to, że dla wirusa istotne są pewne obszary. Pierwszy to zdolność do rozpoznania komórki, w której może się namnożyć, czyli miejsce receptorowe. Drugi to umiejętność wniknięcia do tej komórki. Jeżeli te kluczowe mechanizmy zostaną naruszone, wirus może nie przetrwać – albo nie będzie w stanie wejść do komórki, albo nie będzie w stanie się namnażać. Jednak te warianty, które potrafią skutecznie wniknąć i namnażać się, stają się naszym problemem. A zatem warianty wirusa będą się pojawiać, ale tylko nieliczne z nich będą miały istotne znaczenie epidemiologiczne. To, jak sobie z nimi poradzimy, zależy od naszej zdolności do monitorowania i szybkiej reakcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Okiem Kielara odc. 14

Komentarze 12

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jeńcy i zbrodniarze
1 września, 6:16, ab:

Bierzemy udział w takim samym oszustwie. Mamy do czynienia z podsycaniem tego samego kłamstwa. Nie sposób nie wywnioskować, że współczesna “nauka” w rękach “wielkiego” kapitału opiera się na fałszywych założeniach i rażą[wulgaryzm]h kłamstwach mają[wulgaryzm]h służyć celom politycznym owych grup władzy, które aspirują do tworzenia globalnego ładu, w którym kartel farmaceutyczny zajmuje bardzo ważne miejsce.

Możemy stwierdzić, że jedynym prawdziwym wirusem, na którego istnienie mamy niepodważalne dowody, jest prywatyzacja Państwa i służby zdrowia. Wydaje nam się, że nadszedł najwyższy czas, aby owego wirusa z organizmu Państwa wyeliminować.

O kartelu farmaceutycznym pisał już August Kowalczyk (więzień obozowy nr 6804) w książce "Nazistowskie korzenie brukselskiej EU", widać kto steruje życiem (szarych) mas i czerpie z tego niewyobrażalne korzyści.

B
Big Farma
1 września, 6:24, Ehh:

Jeszcze się nie zdążyłem zaszczepić pierwsza dawka...NIE WIERZE najzwyczajniej w dobre intencje bandziorkow zza oceanu.Nie wezmę Ynwestora na utrzymanie.Ciezko uwierzyć, że by banda zbrodniarzy i lichwiarzy miała dobre intencje

Przez takich jak ty musiano wylać w kanał miliardy dawek, Urszula von Fajzer nigdy ci tego nie wybaczy.

Ostatnim razem zamówiła tyle tych dawek, że każdy mieszkaniec Unii mógłby się ukuć dziesięć razy.

Zamówiono, zapłacono a ty taki numer...

E
Ehh
Ogólnie, podnieście ludziom koszty życia, tak podstawowych spraw jak energia elektryczna, potrzebna do utrzymania warunków higieniczny, ciepłoty ,bo trzeba Ynwestorom wypłacić dywidendy za szczepionki,za broń w ich wojnach,to cofniemy sie do średniowiecza od feudalizmu do socjalizmu i znów ochoczo, beztrosko w .... feudalizm.
a
ab
Skutki uboczne szczepionek są sprzedawane opinii publicznej jako małpia ospa. To przewrotny przemysł. W wielu przypadkach to, co media nazywają ospą małpią, to tak naprawdę półpasiec jeden z dobrze znanych i opisanych skutków ubocznych szczepień .
E
Ehh
Jeszcze się nie zdążyłem zaszczepić pierwsza dawka...NIE WIERZE najzwyczajniej w dobre intencje bandziorkow zza oceanu.Nie wezmę Ynwestora na utrzymanie.Ciezko uwierzyć, że by banda zbrodniarzy i lichwiarzy miała dobre intencje
a
ab
Bierzemy udział w takim samym oszustwie. Mamy do czynienia z podsycaniem tego samego kłamstwa. Nie sposób nie wywnioskować, że współczesna “nauka” w rękach “wielkiego” kapitału opiera się na fałszywych założeniach i rażą[wulgaryzm]h kłamstwach mają[wulgaryzm]h służyć celom politycznym owych grup władzy, które aspirują do tworzenia globalnego ładu, w którym kartel farmaceutyczny zajmuje bardzo ważne miejsce.

Możemy stwierdzić, że jedynym prawdziwym wirusem, na którego istnienie mamy niepodważalne dowody, jest prywatyzacja Państwa i służby zdrowia. Wydaje nam się, że nadszedł najwyższy czas, aby owego wirusa z organizmu Państwa wyeliminować.
C
Cow ID
Co tam prof. Gut, mnie przekonują słowa pana prof. Kuny, jednego z niewielu rozsądnych, który studził sianie medialnej paniki w związku z wirusem, którego pan prof. miał opisanego w książce z czasów studiów.

Na pohybel!
G
Gość
Ta dziennikarka jest zdrowo yeb.nięta. To już nawet covidianin Gut studzi jej zapędy, a ta dalej na siłę uderza w te panikarskie, covidiańskie tony. Skąd ona się urwała?
S
Sygnalista ***** **
Dominika Chorosińska pokazała, ile przelała na PiS. W komentarzach zawrzało. Też wpłaciłem i cisza
(Do)nosiciel
Znowu ten za srebrniki? Muszą go w końcu dopaść! (wirusy też).
***** **
Nie chcą żeby przyjeżdżali bo miał być akademik za zeta
O
Obiektywny
Idźcie matoły z i.pl z takimi informacjami na drzewo...naciągacze na odsłony.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl