Druga inwazja na Kijów czy prezent dla Łukaszenki? Putin w Mińsku, czyli Białoruś w objęciach Rosji

Grzegorz Kuczyński
W ostatnim czasie to Łukaszenka zazwyczaj jeździł do Putina
W ostatnim czasie to Łukaszenka zazwyczaj jeździł do Putina kremlin.ru
Spekulacje, że Rosjanie przygotowują nową ofensywę na północną Ukrainę, ponownie wywołują pytania o rolę Białorusi w wojnie. Niedawno w Mińsku gościł Siergiej Szojgu, kilka dni temu Łukaszenka zarządził niezapowiedziany sprawdzian gotowości bojowej armii, zaś dziś do stolicy Białorusi zjeżdża wielka rosyjska delegacja z Putinem na czele. Czy miejscowy dyktator, z każdym miesiącem coraz bardziej uzależniony od Rosji, jest jeszcze w stanie oprzeć się naciskom, by zaatakować Ukrainę?

Spis treści

W świetle ostatnich wydarzeń popularna stała się teza, że rośnie prawdopodobieństwo inwazji na Ukrainę z północy, tym razem nawet z aktywnym udziałem lądowych sił białoruskich. Warto jednak zaznaczyć, że nawet Kijów, który zaczął o tym mówić coraz głośniej, zastrzega, że taki scenariusz może być realny najwcześniej za miesiąc.

Skąd więc pojawiające się przypuszczenia, że poniedziałkowa wizyt Władimira Putina w Mińsku ma przede wszystkim na celu omówienie kwestii wojny z Ukrainą? Zdaniem zwolenników tezy, że Putin przyjeżdża do Mińska zmusić Łukaszenkę do włączenia się do wojny, potwierdzać ma to fakt, że najpierw prezydent Rosji omawiał z dowództwem wojskowym perspektywy wojny, potem rozmawiał z Radą Bezpieczeństwa, w końcu jedzie do Mińska.

Przymuszanie do wojny?

Przez ostatnie 10 miesięcy Rosja próbowała wdrożyć już kilka nowych strategii, aby zbliżyć się do zwycięstwa, ale jak dotąd bezskutecznie. Po pierwszej, zakończonej fiaskiem i pospiesznym odwrotem, operacji lądowej prowadzonej z terytorium Białorusi, Moskwa wycofała stamtąd większość wojsk i rzuciła na front w Donbasie czy do obrony Chersonia. Jednak ostatnie miesiące przyniosły utratę Chersonia i straty terytorialne także w Donbasie. W tej sytuacji Putin może zwiększyć nacisk na Łukaszenkę, by Białoruś otwarcie przyłączyła się do wojny. Do tej pory dostarcza rosyjskim wojskom sprzęt i amunicję (Białoruś przekazała już Rosjanom ponad 100 czołgów T-72 oraz dziesiątki ciężarówek Ural i bojowych wozów piechoty), pozwala Rosji na przeprowadzanie ataków rakietowych i powietrznych z jej terytorium Białorusi, gości też ok. 12 tys. zmobilizowanych rosyjskich żołnierzy, którzy się tam szkolą.

Łukaszenka stara się jak może uniknąć podjęcia decyzji o wprowadzeniu białoruskich wojsk na Ukrainę. Zbyt wielkim politycznym ryzykiem jest ona bowiem obciążona. Biorąc pod uwagę stanowisko większości społeczeństwa, ale też niechęć do walki z Ukraińcami w szeregach białoruskiego wojska, może się to skończyć załamaniem reżimu. I wtedy Rosjanie mogą po prostu rozpocząć faktyczną okupację Białorusi, wystawiając jakiegoś marionetkowego następcę Łukaszenki i opierając się na części aparatu bezpieczeństwa, nomenklatury i armii.

Dmitrij Gurniewicz (Radio Swaboda) przeanalizował życiorysy najważniejszych oficerów w białoruskim wojsku. Wielu z nich urodziło się w Rosji i/lub kończyło rosyjskie szkoły wojskowe. Z dziewięciu topowych generałów tylko dwóch urodziło się na Białorusi. W tym minister obrony Wiktar Chrenin. Tyle że już w wieku dwóch lat wyjechał z rodziną na rosyjski Daleki Wschód, a akademię wojskową kończył w syberyjskim Omsku. Z kolei szef sztabu generalnego Wiktar Gulewicz, po szkole średniej wybrał edukację wojskową w Moskwie. Służył w armii sowieckiej w NRD i na Kaukazie.

Pełzająca aneksja Białorusi

Zależność gospodarcza, energetyczna Łukaszenki od Rosji jest jednak tak duża, że w zasadzie gdyby Władimir Putin wydał taką instrukcję, to Łukaszenka nie miałby się jak się wymigać. Nie trzeba byłoby wysyłać do Mińska szefów struktur siłowych, by przekonać Łukaszenkę do czegokolwiek. W każdej chwili Putin może wezwać Łukaszenkę na dywanik w dowolnym rosyjskim mieście. Ale są interesy ekonomiczne, a także interesy kompleksu wojskowo-przemysłowego na Białorusi. Żeby wywierać presję na Łukaszenkę i zmuszać go do przystąpienia do wojny Putin wcale nie musi jechać do Mińska. Prędzej wezwałby go do siebie.

Od czasu, gdy białoruskie rafinerie straciły dostęp do rynku unijnego i ukraińskiego, mogą sprzedawać swe produkty tylko do Rosji. Moskwa zgodziła się wprawdzie w końcu zrównać ich szanse na rynku FR z rafineriami rosyjskimi poprzez specjalne ulgi, ale nie za darmo. Mińsk musiał podpisać nowe porozumienie podatkowe zobowiązujące go do koordynowania z Moskwą zmian w podatkach pośrednich i akcyzie we własnym kraju. Do końca tego roku udział Rosji w eksporcie białoruskim może sięgnąć co najmniej 70 proc. Rosja zyskuje też w inny sposób. Choćby białoruski potas, do niedawna 15 procent światowego wydobycia, teraz może być eksportowany tylko przez rosyjskie porty. Warto też zauważyć, że gdy Moskwa uzyskiwała złagodzenie sankcji dla rosyjskich nawozów w zamian za odblokowanie eksportu ukraińskiego zboża, o Białorusi nie wspomniano. W ten sposób Rosjanie osłabili konkurenta na światowych rynkach, bo białoruskie nawozy są teraz obłożone surowszymi sankcjami niż rosyjskie.

Pogłębiający się kryzys gospodarczy w kraju i uderzenie sankcji w profity kadry dyrektorskiej (mieszanka menedżersko-polityczna) państwowych firm, w tych i takich, które przez wiele lat panowania w kraju tzw. łukanomiki żyły sobie jaki pączki w maśle (dwie rafinerie w Nowopołocku i Mozyrzu, producent nawozów potasowych Biełaruśkalij itp.), może podważyć lojalność tych ludzi wobec Łukaszenki. Nie jeden pomyśli sobie, że skoro i tak Białoruś jest wasalem Rosji, to może lepiej ominąć pośrednika (Łukaszenkę) i odpowiadać bezpośrednio przed suwerenem (Putinem)? Z drugiej strony Łukaszenka od dawna gra obawami „partii dyrektorskiej”, że w razie wchłonięcia Białorusi przez Rosję, ich zakłady przejmą putinowscy oligarchowie i skończy się Eldorado.

Niewątpliwie duże znaczenie w postawie nomenklatury będzie miało ich poczucie tożsamości narodowej i państwowej. Pod tym względem elita białoruska jest zdecydowanie bardziej prorosyjska niż ukraińska przed 2022 czy 2014. Do tego, jeśli od lat mówi się o Państwie Związkowym, to Rosja de facto żadna zagranica…

Putin wzmocni Łukaszenkę, by go potem wykorzystać?

Sygnałem dla Łukaszenki, że Kreml nie żartuje i jeszcze bardziej oplata go swymi mackami była niedawna nagła śmierć szefa MSZ Uładzimira Makieja – podobno problemy z sercem. Co ciekawe, dokładnie dwa lata wcześniej – a więc w fazie tłumienia protestów powyborczych – zawału doznał zastępca Makieja, Ałeh Krauczanka. Tak oto Łukaszenka stracił dwóch głównych swych ludzi od dialogu z Zachodem.

Łukaszenka jest finansowo i gospodarczo uzależniony zupełnie od Rosji, a po poparciu jej inwazję na Ukrainę nie ma nawet pola do rozmów z Zachodem. Momentem przełomowym, ostatecznym końcem czasów, gdy Łukaszenka usiłował lawirować, czasem flirtując z Zachodem (tylko po to, by wzmocnić pozycję w rozmowach z Moskwą o wsparciu ekonomicznym czy tanich gazie i ropie), były sfałszowane wybory prezydenckie latem 2020 roku. Bez jednoznacznej deklaracji poparcia Rosji Łukaszenka nie zdławiłby ówczesnych masowych protestów. Zachował władzę, ale też ostatecznie stał się wasalem Kremla. Od ponad dwóch lat Putin może dosłownie w każdej chwili zakręcić kurek z pomocą gospodarczą, a reżim Łukaszenki upadnie błyskawicznie.

Dlatego niewykluczone, że przyjazd Putina do Mińska należy traktować nie jako powód do obaw Łukaszenki, ale wręcz przeciwnie. Całkiem możliwe, że będzie mowa o jakiejś rekompensacie finansowej dla Białorusi za wspieranie Rosji, za obecność wojsk rosyjskich na terytorium tego kraju, bo to kosztuje. Pojawiła się też informacja, że budżet Białorusi zostanie zasilony w 15 proc. z nieujawnionego jeszcze źródła. Potężny zastrzyk finansowy z Moskwy? Poza tym, dla Łukaszenki ważny jest sam fakt przyjazdu Putina na Białoruś. Po kilku latach wyjazdów w charakterze gościa do Rosji, przyjęcie gospodarza Kremla ma wzmocnić wizerunek Łukaszenki i być próbą przynajmniej lekkiego zmniejszenia wyraźnej asymetrii.

Oczywiście byłoby to przede wszystkim w interesie Kremla. Łukaszenka musiałby znów zapłacić ustępstwami politycznymi i wojskowymi, ale też wzmocniłoby to reżim na Białorusi. Jedno i drugie może być konieczne, by w końcu dyktator wysłał wojska na Ukrainę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wiemy ile osób zginęło w powodzi

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl