Na przedpolu
Finał Pucharu Polski pomiędzy Arką i Legią zdeterminował Stadion Narodowy na stworzenie dwóch potężnych obozów. Żaden żwir, kamyk, bruk i beton nie miał prawa być zostawiony bez opieki policji i innych służb. Goście (choć grający w finale jako gospodarze) mieli swój świat, na który wstępu fani Legii nie mieli. Nikt nie ma wątpliwości, że "szanuj bliźniego swego..." w takich chwilach nie obowiązuje.
Na trybunach
Race. Niestety. Choć piękne, to wciąż niezbyt bezpieczne. Obie strony były zgodne i środki pirotechniczne poszły w ruch nie raz, nie dwa. Pech - trafienia napastnika Legii nie widzieli jej kibice, którym w tak ważnym momencie czkawką odbiło się rozdymanie PGE Narodowego w swoje czerwone i zielone barwy. "Bez nas ten dzień nie wyglądałby tak samo" komunikowali kibice Legii.
47037 kibiców było 2 maja na finale Pucharu Polski
Mimo że bilety na finał sprzedawały się całkiem nie najgorzej, trochę wolnych miejsc było. I tutaj spore zaskoczenie po stronie przyjezdnych, którzy swój sektor w całości nie wypełnili. Nie zatuszyły tego nawet race dymne. Fani Arki Gdynia przywitali się z PGE Narodowym transparentem o zabarwieniu logistycznym "Kierunek obrany & kurs na puchary". Pechowo zbiegło się w czasie zdejmowanie baneru z pierwszym golem dla Legii.
Taco Hemingway na nowej płycie rapuje, że jest jak świeże powietrze - coraz rzadziej na dworze. Pewnie nie dotarł na Narodowy, bo musiałby się zdrowo nawdychać. Sędzia Piotr Lasyk w 60. minucie przerwał mecz, gdy dym osiągnął apogeum, a toalety na stadionie wykryły zagrożenia pożarowe.
Największym polotem kibole Arki wykazali się w okolicach 80. minuty, gdy użyli...bazooki? Małe petardy leciały niczym pociski z trybuny arkowców na trybunę legionistów. To już można nazwać zamachem na życie drugiego człowieka.
Na boisku
Obóz Legii Warszawa był zaskoczony składem Arki Gdynia. Zespół z Pomorza miał nawiązać z mistrzem Polski wyrównaną walkę na grę w piłkę. Ten plan się jednak nie udał. Rafał Siemaszko zaczął to spotkanie na ławce, a w podstawowym składzie wybiegł Maciej Jankowski. Trener Leszek Ojrzyński zamienił obu panów miejscami już w przerwie, ale wiele to nie dało.
Legia zagrała tak, jak w ostatnich spotkaniach. Na podobnej intensywności, waleczności, szybkości. Z dużym spokojem. To musiało wystarczyć na zespół, który w lidze przegrywa 1:5 z Piastem Gliwice. Chociaż w końcówce było gorąco.
Dean Klafurić wygrał z Legią czwarte spotkanie z rzędu i zaraz będzie miał bardzo poważne karty przetargowe na pozostanie na Łazienkowskiej na dłużej...
Autor jest również na Twitterze
Follow https://twitter.com/Skibowy