Wyrok w zawiasach
Mieczysław T., wuj zmarłego 27-latka, który feralnej nocy kilkukrotnie uderzył poszkodowanego paskiem z metalową sprzączką, otrzymał dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy, a pozostała trójka oskarżonych mężczyzn - 1,5 roku więzienia, także w zawieszeniu na 3 lata. Winną sąd uznał również Katarzynę T., której postawiono zarzut pomocnictwa. To ona przywiozła pozostałych członków rodziny na miejsce przestępstwa, wiedząc, w jakim celu się do niego udają. Kobieta usłyszała wyrok 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Oskarżonego Wojciecha T. sąd oddał dodatkowo pod dozór kuratora ze względu na młodociany wiek.
Skąd taka decyzja?
- Trzeba podkreślić, że oskarżonym nie zarzucono, że chcieli spowodować śmierć Damiana M. Wymiar kary w sprawach tego rodzaju jest kwestią niezmiernie trudną. Z jednej strony doszło do tragedii, gdyż zmarł człowiek, a z drugiej - skutek ten został spowodowany nieumyślnie - mówił w czasie uzasadniania wyroku sędzia Marcin Kokoszczyński. - Wszyscy oskarżeni są osobami niekaranymi za przestępstwo, ich funkcjonowanie w społeczeństwie jest bez zarzutu. Znajdowali się również w szczególnej sytuacji motywacyjnej, gdyż pokrzywdzony, mimo wielokrotnie podejmowanych prób ze strony rodziny, nie dawał sobie pomóc w wyjściu z nałogu i prowadził lekkomyślny tryb życia, więc działanie oskarżonych, choć niewątpliwie karygodne, było również wyrazem pewnej bezradności z ich strony. Należy zwrócić też uwagę, że natychmiast po tym, jak oskarżeni zorientowali się, że z Damianem M. dzieje się coś niedobrego - zaczęli go ratować.
Co wydarzyło się z 29 na 30 czerwca 2012 roku?
Jak wynika ze zgromadzonych dowodów, Mieczysław, Artur, Wojciech i Krzysztof T. feralnej nocy postanowili dać nauczkę Damianowi M. za to, że nadużywa alkoholu, zażywa narkotyki i nie pracuje, mimo że ma małe dziecko.
Mężczyźni zastali 27-latka w opuszczonym domku nad Jeziorem Bukowskim w powiecie kartuskim. Był pod znacznym wpływem alkoholu. Zaczęli go kopać, uderzać paskiem z metalową klamrą. Pokrzywdzony został rozebrany, następnie przeniesiony nad brzeg jeziora, w którym przynajmniej kilkukrotnie zanurzono mu głowę.
Kiedy sprawcy zorientowali się, że Damian M. zrobił się nienaturalnie zimny, zadzwonili po pogotowie i rozpoczęli akcję reanimacyjną, lecz mimo to pokrzywdzony zmarł. Ponieważ oskarżeni sami pozostawali pod wpływem alkoholu, na miejsce przestępstwa zawiozła ich Katarzyna T.
Czy będzie apelacja w tej sprawie? Co o takim wyroku sądzi prokuratura? Przeczytasz w czwartkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"z 14.07.2016 r. albo kupując e-wydanie gazety