Gdzie się podziali tamci mężczyźni, liberałowie... Wszyscy ludzie KLD [ZDJĘCIA]

Dorota Kowalska
Jacek Merkel
Jacek Merkel Wikipedia
Jak mówi Paweł Piskorski, ich losy są bardzo różne, są dzisiaj w różnych miejscach na scenie politycznej, a często w ogóle poza nią. Ale łączy ich pewna część historii, czas tworzenia Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a potem Platformy.

Środowisko liberałów, ludzi, którzy wyrośli z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Ich losy różnie się potoczyły, nie wszyscy zostali w polityce, a ci, którzy zostali, często odcinają się dzisiaj od przeszłości, a już na pewno od idei, które im wtedy przyświecały. Obok są liberałowie, którzy nigdy do KLD nie należeli, ale których poglądy pozostają niezmienne od lat, żeby wspomnieć chociażby Andrzeja Olechowskiego czy Władysława Frasyniuka. Ale wróćmy jeszcze do roku 1990 i narodzin Kongresu. "KLD u narodzin miało trzy pierwsze nurty. Gdańscy liberałowie, tacy jak Jan Krzysztof Bielecki, Donald Tusk, Jacek Merkel, którzy zaczynali jako pierwsi. Z drugiej strony środowisko gospodarcze z Warszawy, stopniowo słabnące i marginalizowane. I po trzecie, co dało nowy, wielki impuls, działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów, które było moim matecznikiem" - opowiada Paweł Piskorski Michałowi Majewskiemu w wywiadzie rzece "Między nami liberałami". I tłumaczy, że Donald Tusk był wtedy bardzo "antywarszawski", w ogóle całe środowisko gdańskie cechował wielki sceptycyzm w stosunku do establishmentu. O rozkładzie sił wśród liberałów Piskorski opowiada tak: "Tusk był młodym człowiekiem oddelegowanym do zbudowania partii. Liderem był Jan Krzysztof Bielecki. On i Merkel byli wtedy najbliżej Wałęsy, ale to Bielecki nadawał tam ton.

Formalnie pierwszym przewodniczącym KLD był Janusz Lewandowski. Tyle że był traktowany przez środowisko jako "ideolog:", który ma myśleć nad tym, jak ma wyglądać prywatyzacja i gospodarka. To jest świetny i bardzo inteligentny człowiek, ale nie był i nie jest typem politycznego lidera".

- Rzeczywiście, KLD traktowane jest jako taki siew, miejsce narodzin liberałów - mówi prof. Kazimierz Kik, politolog. Ale zaraz dodaje, że tak naprawdę w Polsce nie było koniunktury na liberałów, nie było szkoły liberałów i nawet ci w KLD nie byli do końca autentyczni, ale mocno "powierzchniowi", jak to określa. - Po klęsce KLD liberałowie już się nie podnieśli. Zweryfikowali swój punkt widzenia i dzisiaj nazwałbym ich raczej liberałami pragmatycznymi, ale tego pragmatyzmu nauczyli ich sami wyborcy - tłumaczy prof. Kik. - Bo polski wyborca nie lubi liberałów, jest wyborcą bardzo socjalnym, roszczeniowym, bardziej konserwatystą niż liberałem - dodaje profesor.

Z kolei Wiesław Gałązka, konsultant i doradca polityczny, zauważa, że po prostu w pewnym momencie pojęcie liberalizmu zaczęło się źle kojarzyć. Już do KLD przypięto łatkę "liberałów aferałów". - Wiele lat później, w 2005 r., podczas kampanii prezydenckiej i kampanii parlamentarnej dwaj spin doktorzy PiS, czyli Adam Bielan i Michał Kamiński nadali pojęciu "liberalizm" cech negatywnych i tak też zaczęto spoglądać na Platformę - zauważa Gałązka.

Łatwiej dojść do władzy i rządzić, będąc bliżej centrum. Piskorski mówi wprost, bardzo obrazowo: "W pewnym momencie Donald Tusk wysiadł z tramwaju liberalizm i wszedł do tramwaju władza". - Los liberałów, także tych, którzy tworzyli KLD, ale nie tylko różnie się potoczyły, jesteśmy w różnych miejscach, ale łączy nas pewna część historii - zauważa Paweł Piskorski. To historia KLD, potem Platformy Obywatelskiej, jej twórców, członków, ale też ludzi, którzy z nią sympatyzowali.

Ich losy, rzeczywiście, bardzo różnie się potoczyły. Część polityków, już po powstaniu Platformy Obywatelskiej, opuściła jej szeregi. Taka na przykład Zyta Gilowska. Jej flirt z Prawem i Sprawiedliwością to zdaniem Piskorskiego wyraz buntu i niezgody na to, jak potraktował ją Donald Tusk. Nie tylko ją zresztą. Wśród liberałów, których obecny premier pozbył się ze swojego otoczenia, wymienia się jeszcze dwa nazwiska: Andrzeja Olechowskiego i właśnie Piskorskiego. Gilowska wystąpiła z Platformy Obywatelskiej w 2005, partyjni koledzy oskarżali ją o nepotyzm. Zarzucali jej, że zatrudniła w biurze poselskim swoją synową i opłacała pracę syna Pawła Gilowskiego jako eksperta prawnego. Wszystko z pieniędzy przeznaczonych na obsługę biura.
Gilowska tłumaczyła: synowa została zatrudniona w biurze, zanim poznała jej syna, a korzystanie z usług syna pozwoliło obniżyć koszty ekspertyz. Nie miała najmniejszego zamiaru stawać przed sądem koleżeńskim, nigdy też nie kryła żalu za to, jak ją potraktowano. Odgryzła się zresztą Tuskowi na swój sposób. Rok po odejściu z Platformy została wicepremierem i ministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, w 2007 roku startowała do parlamentu z list wyborczych PiS. Dzisiaj poza polityką.

Piskorski odpadł mniej więcej w tym samym czasie. W kwietniu 2006 "Dziennik" poinformował o zakupie przez Piskorskiego ponad 320 hektarów ziemi pod zalesienie. Łączny koszt zakupu wyniósł 1,25 mln zł. Zdaniem dziennikarza gazety kwota ta przewyższała wartość środków zadeklarowanych przez europosła w oświadczeniu majątkowym za ten rok. Paweł Piskorski tłumaczył, że pieniądze te pochodziły ze sprzedaży mieszkań, kredytu, oszczędności oraz dochodów bieżących jego i żony.

Oświadczenia majątkowego nie zakwestionował nigdy żaden organ państwowy. Dzień po tej publikacji zarząd krajowy PO postanowił o jego wykluczeniu z partii, razem z nim poleciały głowy jego współpracowników. Oficjalnym powodem było szkodzenie wizerunkowi PO, przy czym wobec wykluczonych nie było prowadzonego postępowania w sprawie sugerowanych przez media przestępstw. Kolejnym liberałem do odstrzału był Andrzej Olechowski. Sam odszedł z PO trzy lata po wyrzuceniu z Platformy Piskorskiego. Nie miał w Platformie życia, krytykowany przez Jana Rokitę i Donalda Tuska. Panowie, Piskorski i Olechowski, spotkali się w Stronnictwie Demokratycznym, Piskorski mu szefuje i w ramach koalicji Europa Plus startuje w wyborach do europarlamentu, Olechowski został przewodniczącym rady programowej SD, nie wstępując jednak formalnie do tej partii. W 2010 r. postanowił powalczyć o Pałac Prezydencki, ale w pierwszej turze zajął 6. miejsce spośród 10 kandydatów, przed drugą turą głosowania oficjalnie poparł kandydaturę Bronisława Komorowskiego.

Oczywiście wielu liberałów, jeszcze z czasów Kongresu, przy Tusku zostało, żeby wymienić choćby Janusza Lewandowskiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego, Grzegorza Schetynę czy Jacka Protasiewicza. Najmocniejszą pozycję mają bez wątpienia Janusz Lewandowski i Jan Krzysztof Bielecki. Schetyna uratował głowę, ale Donald Tusk utarł mu nosa i wskazał miejsce w szeregu.

Wiele osób poszło jednak w biznes. Taki chociażby Jacek Merkel, który razem z Tuskiem, Lewandowskim i Janem Krzysztofem Bieleckim zakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny. O tym, jak ważną był wśród liberałów personą, opowiada w swojej książce Paweł Piskorski. To Merkel, nie Jan Krzysztof Bielecki, miał zostać premierem. "Był zdecydowanie częściej wymieniany jako kandydat, ale premierem nie został. Bielecki był człowiekiem szerzej nieznanym. Był istotny w Gdańsku, ale w skali kraju - już nie" - mówi Piskorski w "Między nami liberałami". Wałęsa wybrał jednak Bieleckiego. Zdaniem Pawła Piskorskiego Merkel był mu potrzebny w Kancelarii Prezydenta, był jedną z najbliższych osób ówczesnego prezydenta. W 2001 r. wraz z Maciejem Płażyńskim, Donaldem Tuskiem i Andrzejem Olechowskim Merkel zakładał Platformę Obywatelską, został pełnomocnikiem okręgowym tej inicjatywy, wkrótce jednak wycofał się z bieżącej polityki. Zajmuje się prowadzeniem działalności gospodarczej.

Ostatnio głośno było o nim na początku roku, kiedy wytoczył proces o ochronę dóbr osobistych Skarbowi Państwa, reprezentowanemu przez prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska. Chodziło o raport z likwidacji WSI z 2007 r. W raporcie Merkel jest opisany jako negatywny bohater spraw związanych z handlem bronią i biznesem telekomunikacyjnym. Niedoszły premier oczekuje, że zostanie za publikację przeproszony w imieniu Skarbu Państwa przez premiera w Monitorze Polskim (tam opublikowano raport) oraz przez prezydenta na stronie internetowej głowy państwa. W biznesie długo siedział Krzysztof Kilian, bliski współpracownik Tuska. Kilian należał do KLD i Unii Wolności, w 2001 poparł powstanie Platformy Obywatelskiej, chociaż nie działał w polityce. - On samodzielnie do biznesu nie wchodził, wszedł tam z rozdania politycznego - mówi Piskorski. Był doradcą prezesa Banku Handlowego SA i Softbanku SA Obejmował stanowiska w radach nadzorczych m.in. NFI Piast i PKO BP.

Wreszcie został prezesem zarządu Polskiej Grupy Energetycznej i był nim do czasu, kiedy nie poróżnił się z Tuskiem. Poszło ponoć o strategię. Kilian chciał zredukować liczbę strategicznych (czytaj: kosztownych) inwestycji PGE, na których z kolei bardzo zależało Tuskowi. Publicznie skrzyżowali opinie w kwestii budowy elektrowni atomowej, poszukiwań gazu łupkowego, później rozbudowy Elektrowni Opole. Najkrócej rzecz ujmując: Tusk był za tymi inwestycjami, Kilian - przeciw. Dla prezesa PGE te inwestycje źle wyglądały w giełdowych komunikatach firmy. Stanął w rozkroku: czy dbać o interes finansowy swojej firmy, czy brać pod rozwagę perspektywiczne działania rządu. Zaczął zgłaszać obiekcje. W odpowiedzi - wedle osób orientujących się w relacjach obu panów - Tusk w pewnym momencie przestał wysyłać Kilianowi sugestywne sygnały. Po prostu na jednym ze spotkań rzucił wprost: Nie będzie elektrowni, to nie będzie też ciebie.
No i nie ma Kiliana. Odszedł z PGE w listopadzie 2013 r.

Niektórych z życia politycznego wymiotły afery. Mirosław Drzewiecki, jedna z najbardziej zaufanych osób w otoczeniu Donalda Tuska, przez lata skarbnik Platformy Obywatelskiej, a wcześniej członek Kongresu, był jednym z najbarwniejszych ministrów sportu. O jego pokoju hotelowym, w którym premier i jego świta oglądali piłkarskie mecze, palili cygara, pili wino i ustalali polityczne strategie, krążyły w mediach legendy. Jakkolwiek by było, Drzewiecki był tym, który miał gest, regulował w restauracjach rachunki, a czasami podrzucał kolegom nowe koszule, garnitury i krawaty. O Tusku zawsze mówił z szacunkiem i widać było, że jest mu oddany. Cóż, kiedy 5 października 2009 Drzewiecki nie mial innego wyjścia, podał się do dymisji w związku ze stenogramami ujawnionymi w sprawie tzw. afery hazardowej.

Podobny los spotkał Sławomira Nowaka. Tym razem nie chodziło jednak o hazard czy lobbing, ale o zwykły zegarek. Chociaż nie taki zwykły, bo wart ponad 10 tys. złotych. Nowak, podobnie jak Drzewiecki, zaczynał jeszcze w KLD. Potem piął się powoli po szczeblach politycznej kariery, by w 2011 r. zostać ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej w drugim rządzie Donalda Tuska. Cóż, kiedy Nowakiem zainteresowały się media i po cyklu artykułów, jakie ukazały się między innymi w tygodniku "Wprost" Nowak najpierw musiał pożegnać się z fotelem ministra, a potem został zawieszony w prawach członka PO.

Powód? Prokuratura zakwestionowała pięć oświadczeń majątkowych składanych przez Nowaka w okresie od listopada 2011 r. do marca 2013 r. Poseł nie wykazał w nich zegarka renomowanej firmy, o wartości - jak wynika z dwóch opinii biegłego - minimum 17 tys. zł. Przepisy nakazują wpisywać do oświadczenia przedmioty warte co najmniej 10 tys. zł. I tak, na razie, a konkretnie dopóki nie zapadnie w tej sprawie wyrok sądu, Sławomir Nowak odpoczywa na bocznym torze i częściej bywa w rodzinnym Gdańsku niż w Warszawie.

Być może nie wszyscy o tym wiedzą, ale w KLD działali Ireneusz Krzemiński i Marian Filar, obaj wrócili jednak później do swojej pracy naukowej. Zresztą nie tylko oni, wielu liberałów po przygodzie z Kongresem powróciło do swoich wyuczonych zawodów, na dobre pożegnało się z polityką.

Dlaczego? Prof. Kik uważa, że pewnie dlatego, iż Platforma, która miała być niejako kontynuacją KLD, nigdy taką kontynuacją nie była. Liberałowie przestali być liberałami, a przynajmniej przyznawać się do tego. Dzisiaj na polskiej scenie politycznej najbardziej liberalny program zaprezentował na swoim kongresie założycielskim Janusz Palikot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl