Spis treści
Grupa Wagnera została "definitywnie rozwiązana", oświadczył 2 listopada Andriej Kartapołow, przewodniczący komisji obrony Dumy.
- Została ostatecznie rozwiązana, a większość bojowników jest w trakcie przenoszenia do innych struktur. Niektórzy nadal wykonują zadania w krajach afrykańskich, ale pod, powiedzmy, inną marką; pod auspicjami ministerstwa obrony, niektórzy podpisali kontrakt z siłami zbrojnymi, niektórzy dołączyli do Rosgwardii - powiedział Kartapołow.
Tego samego dnia państwowa agencja informacyjna RIA Nowosti poinformowała, że byli bojownicy Grupy Wagnera utworzyli jednostkę Kamerton w ramach czeczeńskich sił specjalnych Achmat (formalnie część Rosgwardii). Jednostka liczyć ma około 170 osób, w tym osoby skazane za różne przestępstwa, które obecnie przechodzą szkolenie do udziału w operacjach bojowych na Ukrainie. Ale „trop czeczeński” nie jest jedynym, jeśli mowa o tym, co rosyjskie państwo robi z najemniczą spuścizną po Jewgieniju Prigożynie. Kolejne grupy wagnerowców najprawdopodobniej dołączyły lub dołączą do innej rosyjskiej prywatnej firmy wojskowej Redut, która liczyć ma obecnie łącznie 7 tys. osób.
W służbie Ramzana
Doniesienia o wejściu jakiejś grupy wagnerowców do sił czeczeńskich są zaskakujące w kontekście polityki, jaką za czasów Jewgienija Prigożyna prowadziła Grupa Wagnera. Otóż starano się do niej nie przyjmować mieszkańców Kaukazu, a więc i Czeczenów. Z powodów, które można chyba określić jako rasistowskie. Do tego, w ostatniej fazie działalności wagnerowców Prigożyn miał bardzo ostry konflikt z Kadyrowem.
Tymczasem już 25 października czeczeński lider poinformował, że do formacji Achmat dołączyło 170 byłych bojowników Grupy Wagnera. Z kolei 1 listopada Kadyrow oświadczył, że to samo zrobiła grupa medyków z Grupy Wagnera. 6 listopada zaś napisał na Telegramie, że byli wagnerowcy szkolą się w Czeczenii z jego siłami. Wbrew twierdzeniom przedstawicieli Czeczenii, napływ wagnerowców do Achmatu nie ma jednak charakteru masowego, a polega na przeniesieniu jedynie kilku konkretnych dowódców, którzy przyciągnęli za sobą maksymalnie paruset szeregowych bojowników. Co w tym najważniejsze, to fakt, że wspomniana formacja sił specjalnych Achmat to część Rosgwardii.
Poszli za Prigożynem?
Wygląda bowiem na to, że większość wagnerowców, którzy nie zrezygnowali ze służby lub nie poszli do wojska indywidulanie, zasili Rosgwardię. Ogromną „wewnętrzną armię” Rosji, która powstała kilka lat temu na bazie wojsk wewnętrznych MSW, a która posiada nawet własne lotnictwo, siły pancerne, morskie i artylerię. Trzon Grupy Wagnera - którego autonomię 25-letni syn Jewgienija Prigożyna, Paweł, i jeden z dowódców Anton Jelizarow ps. Lotos starali się zachować do końca - ma zostać włączony do Rosgwardii jako oddzielna jednostka. Wznowiono podobno nawet rekrutację.
Nową bazą dla nich stał się obóz Rosgwardii w wiosce Kazaczi Łagieri w obwodzie rostowskim. Warunki dla najemników są takie same jak wcześniej w Grupie Wagnera, ale mundury są wydawane przez Rosgwardię. Jako część Rosgwardii wagnerowcy utrzymają obecność na Białorusi w celu szkolenia lokalnych sił, a także będą realizować misje bojowe na Ukrainie i w Afryce.
W połowie października Duma zatwierdziła projekty ustaw o utworzeniu "formacji ochotniczych" w ramach Rosgwardii. Dzięki temu w skład Rosgwardii mogą wejść całe jednostki Grupy Wagnera. Choć deputowani oficjalnie oczywiście temu zaprzeczają. Kreml zgodził się oddać większość Grupy Wagnera pod skrzydła dowódcy Rosgwardii generała Wiktora Zołotowa, bo chce zrównoważyć rosnące wpływy armii i Siergieja Szojgu po śmierci Prigożyna.
Wrogie przejęcie
Sęk w tym, że Rosgwardia nie ma doświadczenia w operacjach zagranicznych, więc kontrola nad działaniami Prigożyna juniora i Jelizarowa w Afryce może być jedynie formalna, nawet jeśli Rosgwardii bezpośrednio pomagają w tym struktury Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Tymczasem ministerstwo obrony - a raczej wywiad wojskowy nazywany wciąż potocznie GRU - nie rezygnuje z planów ekspansji w Afryce i zastąpienia wagnerowców lojalnymi strukturami, w szczególności najemnikami z Prywatnej Spółki Wojskowej (CzWK) Redut. Kluczem do tego jest logistyka. Przez lata najważniejszym punktem, przez który wysyłano z Rosji do Afryki ludzi i sprzęt dla Grupy Wagnera była baza rosyjska w syryjskim Chmejmim. Nic dziwnego, że GRU w pierwszej kolejności postanowiło wyrzucić wagnerowców z Syrii.
Choć ci się mocno stawiali, a do tego próbowano stworzyć alternatywny szlak komunikacyjny z Białorusi do Afryki z międzylądowaniem w Tunezji, wojskowi w październiku osiągnęli cel i wyparli wagnerowców z Syrii. Wstawiając w ich miejsce lojalną wobec resortu obrony i GRU grupę Redut. CzWK Redut jest finansowana przez bliskiego Putinowi oligarchę Giennadija Timczenkę, zresztą ochraniała jego aktywa biznesowe w Syrii. Redut miała w tym kraju do niedawna około 100 najemników z ciężkim sprzętem, głównie zaangażowanych w ochronę obiektów, ale od czasu do czasu przeprowadzających też ataki na bojowników ISIS. Teraz będzie ich więcej, bo zastępują wagnerowców.
Plan Putina
Prawie wszyscy najemnicy Wagnera opuścili już Syrię samolotami odlatującymi z bazy lotniczej Chmejmim, a pozostałych kilkudziesięciu przekazuje broń wojsku i wypełnia dokumenty. Główne grupy zostały wycofane do Rosji i na Białoruś. Złoże gazowe Hayan i zakłady Hayan Petroleum Company, które Wagner kontrolował od 2017 roku i nazywał obiektem Karakum, przeszły w ręce CzWK Redut. Po przejęciu Syrii kolej na Afrykę. Wszak wagnerowcy, jak gdyby nigdy nic, nadal są obecnie choćby w Libii czy Mali. W tym drugim kraju dowodzi nimi nawet jeden z lojalistów Jewgienija Prigożyna, niejaki Masłow.
3 listopada „Wall Street Journal” napisał, że rosyjskie ministerstwo obrony dąży wciąż do podporządkowania działań wagnerowców w Afryce lojalnym wobec armii spółkom najemniczym Redut i Konwoj. Za operację przejęcia aktywów Grupy Wagnera na Czarnym Lądzie odpowiada wiceminister obrony Junus-bek Jewkurow oraz wywiad wojskowy. „WSJ” podał, że Arkadij Rotenberg i Giennadij Timczenko, dwaj rosyjscy miliarderzy znający Putina od dziesięcioleci i znajdujący się w jego bliskim kręgu, finansują, odpowiednio, Konwoj i Redut. Co ciekawe, wojskowymi dowódcami obu tych firm są byli wagnerowcy: Konstantin Pikałow i Konstantin Mirzajanc.
Podzielenie wagnerowców i mnogość ludzi oraz podmiotów zaangażowanych teraz w działalność najemniczą w Rosji wskazuje, że Putin wyciągnął wnioski i nie chce, by w przyszłości pojawił się jakiś nowy Prigożyn. Stąd rozbicie odpowiedzialności i finansowania najemników na wiele centrów. Stąd też przeciwwaga, jaką dla najemników podporządkowanych wojsku mają stanowić najemnicy podporządkowani Rosgwardii. Z jednej strony GRU, z drugiej FSB. Różni biznesmeni, różne kraje, różne zadania.
lena
