Zobacz wideo: W Polsce około 200 zachorowań na koronawirusa, a w Niemczech tysiące. Dlaczego?
Grzybiarz chodził po lesie w Zabartowie (gmina Więcbork). U brzegu stawu zauważył dwa pociski. Przyjechała policja, przybyli saperzy. Okazało się, że to niewybuchy artyleryjskie pochodzące z czasów II wojny światowej.
Nie dotykaj znalezisk
Do zdarzenia doszło pod koniec sierpnia 2021.
- Przypominamy, aby nie dotykać tego typu znalezisk - informuje asp. Małgorzata Warsińska, rzecznik Komendanta Powiatowego Policji w Sępólnie Krajeńskim. - Tym bardziej nie wolno ich przenosić, odkopywać czy manipulować przy nich. O znalezieniu niewybuchu lub niewypału należy powiadomić policję, a miejsce to w miarę możliwości zabezpieczyć przed dostępem innych osób.
Podobne przypadki z grzybobraniem w tle nie stanowią rzadkości. Czworo grzybiarzy zostawiło samochód przy drodze i wybrało się na grzyby pod Bobrownikami (powiat lipnowski). Nie potrafili wrócić do auta, więc wezwali pomoc. Udało się utrzymać kontakt telefoniczny z zagubionymi. Dzięki temu funkcjonariusze ustalili miejsce pobytu grupy.
Aleksandrowscy policjanci prowadzili poszukiwania zaginionych. To 48-latka i 71-latek wybrali się na grzyby. Działania kilkudziesięciu osób zakończyły się powodzeniem.
Chwile grozy przeżyła 25-letnia kobieta, która z 3-letnim synkiem i koleżanką wybrała się na grzyby. Kobiety straciły chłopca z oczu. Jak policjanci dotarli do miejsca poszukiwań, w pobliżu pozostawionego przez kobiety auta stał 3-latek. Odnaleźli go inni grzybiarze.
Zatrucie grzybami
Bywa, że grzybiarze przeżywają dramat po powrocie do domu. Dochodzi do zatrucia grzybami. Liczy się natychmiastowe działanie, jeszcze przed pomocą lekarza. U osób, które są przytomne, prowokujemy wymioty. Wtedy jest szansa pozbyć się chociaż części trucizny z organizmu. Należy wypić dużo wody z solą. Zwrócone resztki umieszczamy w foliowej torbie i zachowujemy do badań. Umożliwi to identyfikację toksyny.
Niekiedy wyprawa do lasu przypomina kryminał. Rodzina chodząc po lesie w Obrowie pod Toruniem zobaczyła czaszkę. Myślała, że to koszmarna zabawka. Myliła się. Czaszka była prawdziwa. W ziemi leżało ciało kobiety. Było skrępowane sznurem i kablem, owinięte folią i kocem.
Zwłoki w lesie
Ofiara raczej nie zmarła w sposób naturalny. Jej wiek oszacowano na 20-25 lat. Miała 168 cm wzrostu. Kryminalni nie zdołali ustalić tożsamości zmarłej. Nie było takiej kobiety w rejestrach osób zaginionych. Przesłuchano wielu ludzi, w tym księdza, listonosza i leśników. Nadal nic. Z późniejszych ekspertyz wynikało natomiast, że denatka miała 33-34 lata i była trochę niższa.
Morderca, który zadał cios w okolice klatki piersiowej, znał miejsce, w którym zostawił zwłoki. Wiedział, że prawie nikt tam zagląda.
Prokuratura umorzyła śledztwo. Kobieta spoczęła na cmentarzu w Obrowie jako NN.
