Byłoby super, gdyby udało się założyć protezę jeszcze przed sezonem w rolnictwie. Żebym zdążył się z nią oswoić, nauczył operować. Wiadomo, że proteza to nie to samo, co ręka. Ale już będzie łatwiej, będę mógł coś przytrzymać. Choć często w gospodarstwie to i dwóch rąk jest za mało - mówi Dawid Paszko.
Ma zaledwie 19 lat, a za sobą już ciężkie przejścia. Kilka miesięcy temu w wypadku w rolnictwie stracił całą rękę. Nie ma też obojczyka, barku i łopatki...
Był 7 lipiec 2017 roku. Szczyt robót polowych. Dawid, który był dwa miesiące przed osiemnastymi urodzinami, jak od lat, pomagał w belowaniu. Na polu w rodzinnych Igryłach najpierw pracował z ojcem. Potem został sam. Siedział w ciągniku. Postanowił z niego wyjść, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku z belarką. Nie wyłączył maszyny.
Zobacz także: Wypadek podczas prac. Ciągnik przejechał mężczyznę
- Miałem mokrą dłoń, bo chwilę wcześniej starłem pot z czoła. Spuściłem rękę w dół i stało się. To była chwila, gdy omsknęła mi się ręka - wspomina Dawid.
Kolejne minuty były koszmarem. Próbował wyrwać rękę, ale bezskutecznie. Krzyczał, ale nikt go nie słyszał. To wszystko trwało aż 40 minut. Dopiero wtedy udało mu się sięgnąć do kieszeni po telefon. Ostatkami sił wezwał pomoc.
- Wszystko pamiętam, bo nie straciłem przytomności ani na chwilę. Najgorsze było to, że słyszałem, jak zrywało mi skórę i łamało kości. To było gorsze niż sam ból - opowiada Dawid.
Pamięta, jak na pole przyjechał tata, pogotowie i strażacy. To ci ostatni oswobodzili go ze szponów maszyny. Miał całkowicie zmiażdżoną rękę.
- Położyli mi tę rękę na brzuchu, jeszcze jej dotknąłem. Poczułem, że jest zimna. Udało mi się podnieść głowę i zobaczyłem, że jest cała sina - opowiada 19-latek.
Wtedy nawet przez głowę mu nie przeszło, że więcej nie zobaczy już swojej ręki. Natychmiast trafił do białostockiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego.
- Jak wieźli mnie na blok operacyjny, to prosiłem lekarzy, żeby ratowali rękę. Jeden z nich na moje słowa stwierdził, że tu nie ma już co ratować, tu trzeba ratować życie. Po tych słowach rozpłakałem się. Potem zostałem uśpiony - mówi.
Zobacz także: Boguszowski Wygon. Śmiertelny wypadek podczas prac polowy. Nie żyje 45-latek
Gdy się wybudził, zobaczył masę opatrunków. Ale był dobrej myśli, bo czuł rękę. Wtedy jeszcze nie wiedział, że została amputowana. Dziś, mimo że już to wie, wciąż czuje rękę, której nie ma.
- W medycynie to się określa jako bóle fantomowe. Często tak mam, że boli mnie w łokciu, w nadgarstku albo swędzi mnie kciuk, którego nie mogę podrapać. Jedynym sposobem, żeby to zwalczyć, jest myślenie o czymś innym - mówi Dawid.
Ze szpitala wyszedł po dwóch miesiącach. Do formy doszedł dużo szybciej, niż wyrokowali lekarze. Ci zakładali co najmniej pół roku, a nawet rok, zanim wróci do sprawności. A Dawid niemal natychmiast po opuszczeniu szpitala pojechał... na pole, aby pomagać ojcu. Jak sam mówi, zawziął się. Powiedział sobie, że skoro nie poddał się, gdy maszyna wciągała mu rękę, to teraz też się nie podda. Choć nie zawsze było łatwo.
- Na początku spojrzenia ludzi działały na mnie jak płachta na byka. Większość myślała, że mam połamany obojczyk. Dziś mam do tego większy dystans. Potrafię z tego żartować, jak choćby z 4-letnią córką sąsiadów. Pytała mnie ostatnio, gdzie moja ręka, to jej odpowiedziałem, że zostawiłem w domu, bo się zmęczyła. Nie wierzyła mi, mówiła, że kłamię. Ale pobiegła do drugiego pokoju i za chwilę przebiegła z jedną ręką ukrytą pod bluzką i powiedziała, że jej ręka też jest zmęczona - opowiada z uśmiechem Dawid.
Jest uczniem trzeciej klasy Zespołu Szkół Rolniczych w Sokółce. Od czasu wypadku jest na nauczaniu indywidualnym. Uczy się, czyta, bo wie jedno, że chce zostać rolnikiem.
- Zawsze chciałem być rolnikiem, w zasadzie od małego marzyłem, że kiedyś przejmę gospodarstwo po rodzicach. Ciężko jest być rolnikiem bez jednej ręki, ale staram się normalnie pracować. Zajmuję się bydłem, końmi w stadninie, operuję nawet widłami. Jak? Wystarczy znaleźć patent i wiedzieć, w którym miejscu na ciele zaprzeć trzonek - wyjaśnia.
Jest zdeterminowany do tego, aby normalnie żyć. Kilka dni temu zdał prawo jazdy. Za chwilę zamierza zdobyć uprawnienia do kierowania ciągnikiem. Chce zrealizować swoje marzenia o zostaniu rolnikiem. Ale do tego niezbędna jest mu proteza ręki. Bioniczna, czyli taka, która będzie napędzana siłami jego mięśni. A to ogromny wydatek, rzędu od 180 do nawet 400 tys. zł. Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje zaledwie 4,6 tys. zł. Dlatego Dawid liczy, że w jego dążeniu do niemal całkowitej sprawności pomogą mu ludzie dobrej woli. - Jakbym miał protezę, to miałbym poczucie, że mam dwie ręce - mówi.
Ale proteza jest mu niezbędna także z innego, całkowicie medycznego powodu. Brak lewej ręki, łopatki, obojczyka i barku sprawia, że Dawid jest lekko przychylony na prawo. Z tego powodu odczuwa silne bóle kręgosłupa i szyi. Proteza pomogłaby to wszystko zrównoważyć.
Tragiczne wypadki w rolnictwie w województwie podlaskim. 12 ...
Mówi, że wypadek zmienił go w jednym względzie. Dziś już wie na pewno, że trzeba uważać i przede wszystkim nie można poddać się rutynie. Chce, aby jego wypadek nie poszedł na marne. Dlatego wpadł na pomysł, aby w szkołach rolniczych organizować pogadanki o bezpieczeństwie. Chciałby opowiadać uczniom o swoim wypadku. Żeby ich przestrzec.
Pomagamy!
Można też przekazać 1 proc. dochodu. Wypełniając PIT wystarczy wpisać jako cel szczegółowy: Paszko 9233. Każdy może wpłacić darowiznę na adres: Fundacja Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym, Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa, nr konta 62 1600 12860003 0031 86426001 z dopiskiem Paszko 9233.
W najbliższych dniach na Facebooku ruszy tzw. bazarek, na którym będą fanty do wylicytowania. Cały dochód zostanie przeznaczony na wsparcie Dawida. W marcu będzie także zorganizowany koncert charytatywny w pubie „Blues-Rock u Matczaka”. W planie są także licytacje.
Magazyn Informacyjny 01.03.2018