SPIS TREŚCI
Według brytyjskiego „The Daily Telegraph”, Londyn i Paryż opracowały wspólny plan utrzymania pokoju, który przewiduje wysłanie co najmniej 30 000 europejskich żołnierzy do Ukrainy. Plan został przedstawiony na nadzwyczajnym spotkaniu europejskich przywódców w Paryżu w dniu 17 lutego. Siły pokojowe mają być rozmieszczone nie na linii frontu, ale w miastach, portach i ważnych obiektach infrastruktury, gdzie będą monitorować sytuację za pomocą satelitów, samolotów wykrywających dalekiego zasięgu i dronów oraz odpierać ewentualne ataki z powietrza. Planowane jest również wysłanie okrętów patrolowych na Morze Czarne w celu zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi.
Według „Wall Street Journal”, główną trudnością w realizacji tego planu jest przekonanie prezydenta USA Donalda Trumpa o potrzebie przynajmniej ograniczonego udziału wojsk amerykańskich w tej misji. Mogłyby one chronić europejskie wojska, jeśli Moskwa naruszy warunki porozumienia pokojowego. W szczególności mowa o amerykańskim lotnictwie rozmieszczonym w Rumunii i Polsce, a także o możliwości rozmieszczenia dużego kontyngentu i systemów obrony powietrznej na wschodnich granicach NATO.
Najtrudniejsza w historii misja pokojowa
Brytyjski premier Keir Starmer jest również przekonany o potrzebie amerykańskiego wsparcia wojskowego dla operacji pokojowej na Ukrainie w celu powstrzymania Rosji przed potencjalnym atakiem. Tak czy inaczej, co może zrobić 30 000 żołnierzy sił pokojowych w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej? Ile sił i środków potrzeba do rozwiązania konfliktu?
Na Ukrainie trwa konfrontacja militarna między dwiema potężnymi, dobrze uzbrojonymi armiami, z których każda liczy ponad milion żołnierzy - choć nie wszyscy żołnierze są bezpośrednio zaangażowani w walkę. Aktywne walki toczą się na linii frontu o długości prawie 1000 kilometrów, a jej całkowita długość, według ukraińskiego głównodowodzącego Ołeksandra Syrskiego, wynosi 3700 kilometrów. Historia nie zna operacji pokojowych w konflikcie zbrojnym na taką skalę.
W poprzednich dużych misjach pokojowych prowadzonych pod auspicjami ONZ - w Kongo, na Cyprze, w Libanie, w byłej Jugosławii - zwykle zaangażowanych było około 15-40 tysięcy żołnierzy, a łączna liczba walczących po wszystkich stronach dochodziła do 300 tysięcy osób. Często przydzielone siły i środki były niewystarczające - np. w 1995 r. w Srebrenicy, gdy oddział sił pokojowych z Holandii nie zdołał zapobiec masakrze bośniackich muzułmanów.
Bardziej liczne były misje pod auspicjami NATO, USA i krajów UE. Ale te operacje, podobnie jak w byłej Jugosławii czy Afganistanie, nie do końca mieszczą się w koncepcji utrzymania pokoju - przynajmniej na pierwszym etapie towarzyszyły im masowe bombardowania i aktywne walki naziemne. A wróg był znacznie słabszy. Oczywiste jest, że w przypadku Ukrainy, bez porozumienia o zawieszeniu broni, zamrożenia działań wojennych i utworzenia strefy zdemilitaryzowanej wzdłuż linii frontu, operacje pokojowe nie wchodzą w rachubę. Ale problem jest znacznie większy.
Pluton na kilometr
Potencjalne 30 000 żołnierzy sił pokojowych na tysiąckilometrowej linii frontu, gdzie toczą się aktywne walki, to około 30 osób, czyli pluton, na kilometr. W rzeczywistości jest to znacznie mniej - jedna trzecia będzie zaangażowana w zapewnianie wsparcia, a kolejna jedna trzecia pozostanie w rezerwie do rotacji.
Nawet 60 000 to wciąż mniej niż jedna z kilku przeciwnych grup wojsk, czy to po stronie rosyjskiej, czy ukraińskiej. Fizyczne zapobieganie ewentualnej rosyjsko-ukraińskiej eskalacji za pomocą takich sił lądowych jest jak próba przerwania walki między słoniem a nosorożcem.
Nawet jeśli skoncentrujemy międzynarodowe wojska tylko w najbardziej potencjalnie niebezpiecznych obszarach, to i tak będzie ich niewiele. Po pierwsze, nikt nie wie, gdzie może dojść do eskalacji, a w takich przypadkach walczące strony nie konsultują się z siłami pokojowymi. Po drugie, jeśli jedna ze stron zdecyduje się naruszyć zawieszenie broni, najprawdopodobniej stanie się to na obszarze słabo osłoniętym przez wojska międzynarodowe. Po trzecie, siły pokojowe na linii demarkacyjnej znajdują się w celowo niekorzystnej sytuacji - między dwoma ogniami, z zawodną logistyką i osłoną powietrzną.
Pokój przez zagrożenie
Europejczycy dobrze to rozumieją i zamierzają rozmieścić swój kontyngent pokojowy głęboko na terytorium Ukrainy, jeśli zostanie zawarte porozumienie o zawieszeniu broni. Istotą tego pomysłu jest zapewnienie pokoju między Rosją a Ukrainą poprzez groźbę eskalacji konfliktu zbrojnego. Mówiąc prościej - niezmienność lądowej linii granicznej zapewniają siły lądowe Ukrainy i Rosji, ale za bezpieczeństwo żeglugi na Morzu Czarnym i przestrzeni powietrznej odpowiadają wszyscy razem - Rosja, Ukraina i kraje NATO.
To jeszcze prostsze - na lądzie można radzić sobie samemu (pozwala na to równowaga sił), ale jeśli ktoś zatopi pokojowy statek lub zaatakuje siły pokojowe z powietrza, będzie musiał poradzić sobie z poważniejszym wrogiem. Wiadomo, o jakiego wroga chodzi.
Moskwa jest temu przeciwna
Rosja nie będzie zadowolona z żadnego formatu operacji pokojowej, jeśli odbędzie się ona pod auspicjami NATO lub któregokolwiek z państw członkowskich sojuszu. Podczas niedawnych rozmów rosyjsko-amerykańskich w Arabii Saudyjskiej, strona rosyjska oświadczyła, że nie zgodzi się na rozmieszczenie jakichkolwiek wojsk z krajów NATO w Ukrainie.
Jedyną opcją porozumienia z udziałem sił zewnętrznych, na którą teoretycznie mogłaby zgodzić się Moskwa, jest wysłanie do strefy konfliktu kontyngentu pokojowego ONZ. W tym przypadku Rosja, która jest członkiem Rady Bezpieczeństwa, miałaby możliwość wyboru warunków rozmieszczenia sił międzynarodowych, które byłyby dla niej akceptowalne. Ponieważ możliwość porozumienia się z Moskwą w sprawie europejskiej misji pokojowej jest bardzo niejasna, jasne jest, że taka operacja - jeśli decyzja zostanie podjęta - byłaby otwartym wyzwaniem dla Rosji.
USA konieczne
W takim przypadku krytyczne staje się wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych, których armia pod względem liczebności (1 300 000) stanowi ponad 2/5 wszystkich członków NATO. Nie wspominając o zdolnościach bojowych i wyposażeniu technicznym amerykańskich jednostek, a także o posiadaniu przez Pentagon ogromnego arsenału nuklearnego jako środka odstraszającego.
Siła militarna poszczególnych członków NATO, takich jak Turcja, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Polska, Hiszpania, Włochy i wiele innych krajów, jest sama w sobie ogromna, a połączona potęga sił europejskich jest porównywalna z potęgą Stanów Zjednoczonych. Ale nie wszyscy są gotowi podjąć ryzyko takiej operacji, jak utrzymanie pokoju w Ukrainie. A nowa administracja USA wysyła sprzeczne sygnały do sojuszników Ukrainy.
Artykuł 5? Nie dla Ukrainy
Prezydent Donald Trump, podczas spotkania w Waszyngtonie z brytyjskim premierem Keirem Starmerem, miał wiele słów pochwał dla brytyjskiego wojska, ale nie powiedział nic spójnego, gdy zapytano go, czy brytyjskie wojska mogą liczyć na pomoc USA, gdyby zostały zaatakowane w Ukrainie.
- Brytyjczycy byli niesamowitymi żołnierzami, niesamowitymi wojskowymi i potrafią o siebie zadbać. Ale jeśli będą potrzebować pomocy, zawsze będę z Brytyjczykami, OK? Zawsze będę z nimi. Ale oni nie potrzebują pomocy - powiedział Trump.
Zapytany przez dziennikarzy po opuszczeniu Gabinetu Owalnego, czy popiera artykuł 5 statutu NATO, który uznaje atak na któregokolwiek członka sojuszu za atak na wszystkich, Trump powiedział, że tak, ale dodał, że artykuł ten prawdopodobnie nie będzie potrzebny, jeśli wojska NATO zostaną rozmieszczone na Ukrainie.
źr. BBC Russian