Spis treści
Donald Trump już pewny swego
Oczy całego świata skierowane są na Amerykę i chyba nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady. Donald Trump czy Joe Biden? A może nie Joe Biden, a Kamala Harris, gubernatorka Michigan Gretchen Whitmer, albo gubernator Kalifornii Gavin Newsom?
Bo jeśli u Republikanów sprawa jest jasna, Donald Trump już oficjalnie został kandydatem Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich, o tyle, u Demokratów wszyscy czekają na ostateczną decyzję Joe Bidena.
Donaldowi Trumpowi podczas konwencji Republikanów w Milwaukee nie brakowało pewności siebie, ale to on wygrał debatę z Joe Bidenem, prowadzi w sondażach, przeżył zamach na własną osobę, a zdjęcie, na którym tuż po zamachu zaciska pięść na tle amerykańskiej flagi, obiegło światowe media.
- Niezgoda i podziały w naszym społeczeństwie muszą zostać uzdrowione. Musimy to szybko uzdrowić. Jako Amerykanów łączy nas jeden los i wspólne przeznaczenie. Powstajemy razem, albo się rozpadamy. Kandyduję, aby zostać prezydentem całej Ameryki, a nie połowy Ameryki, ponieważ zwycięstwo dla połowy Ameryki nie oznacza zwycięstwa - rozpoczął pojednawczo swoje pierwsze przemówienie po zamachu.
Potem jednak atakował Demokratów, mówił o sfałszowaniu poprzednich wyborów i migrantach zalewających Amerykę. Zapewnił, że zakończy każdy kryzys międzynarodowy, który stworzyła obecna administracja, włączając w to „straszną wojnę rosyjsko-ukraińską”.
- Nigdy by nie wybuchła, gdybym był prezydentem. To samo, jeśli chodzi o atak na Izrael, który też by się nie zdarzył, gdybym był prezydentem. Iran nie miał pieniędzy, kiedy ja stałem na czele USA. Mówiłem Chinom, że jeśli będziecie handlować z Iranem, nałożymy cła na każdy wasz produkt - mówił były prezydent.
Zacytował też Viktora Orbana, który miał o nim powiedzieć: „ Rosja się go bała, Chiny się go bały. Każdy się go bał. Na świecie był pokój, a teraz wszystko wybuchło”. - Za prezydenta Busha Rosja zaatakowała Gruzję. Za Obamy zaatakowała Krym. Pod obecną administracją Rosja zaatakowała całą Ukrainę. Pod rządami prezydenta Trumpa Rosja nie wzięła nic - skwitował.
Było też o tym, że „od dawna inne państwa wykorzystują” Stany Zjednoczone. - Pomyślcie, często te inne kraje są uważane za naszych tak zwanych sojuszników. Wykorzystują nas od lat. Tracimy miejsca pracy, tracimy dochody, a oni wszystko zyskują i spłukują nasze biznesy, i naszych ludzi - mówił. - Zatrzymałem to na cztery lata (...) i znowu to zatrzyma - zadeklarował Donald Trump.
Uwielbienie dla Trumpa w szeregach republikańskich?
Choć wielu ekspertów konwencję Republikanów uznało za średnio udaną, a samo przemówienie Trumpa za nudne, to delegaci wydawali się być zafascynowani byłym prezydentem. Kilkunastu z nich na konwencji pojawiło się w opatrunkach na uszach podobnych do tego, jakie na swoim uchu nosi Donald Trumpa.
- Czy mamy już do czynienia z jakimś rodzajem sekty politycznej? - spytała Eugeniusza Smolara z Centrum Stosunków Międzynarodowych dziennikarka TOK FM Karolina Lewicka. - To, że mamy do czynienia z rodzajem kościoła, obserwatorzy zauważyli już kilka lat temu. On przejawia się nie tylko kultem jednostki, ale analitycy, również republikańscy, pisali, że mamy de facto do czynienia z protofaszystowskim rodzajem nacjonalizmu - ocenił Eugeniusz Smolar.
W podobnym tonie mówią i piszą inni. „Gremialna manifestacja poparcia dla Trumpa dowiodła, że Partia Republikańska (GOP) jest dziś zjednoczona wokół niego i znajduje się pod jego całkowitą kontrolą. Obecni na konwencji nieliczni przedstawiciele „mainstreamowych” Republikanów, którzy najczęściej występowali w ostatnich latach przeciw niemu, nie zabierali głosu, a ich najwyżej postawiony reprezentant, przywódca republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell, został przez delegatów wybuczany” - pisał z Waszyngtonu dla tygodnika „Polityka” wieloletni korespondent polskiej prasy w Stanach Zjednoczonych Tomasz Zalewski.
I dodał, że „rozpoczęte obiecująco przemówienie przerodziło się w typowy dla Trumpa, rekordowo długi, bo trwający ponad półtorej godziny werbalny potok demagogii i nienawiści.”
Jaka będzie polityka Trumpa wobec Ukrainy?
Na konwencji Republikanów poznaliśmy też kandydata na wiceprezydenta - to senator J. D. Vance. Amerykańska CNN ocenia w swej analizie, że ta kandydatura może wywołać wstrząs w wielu krajach na świecie, zwłaszcza w Ukrainie. 39-letni senator J.D. Vance - niektórzy twierdzą, że bardziej konserwatywny od Trumpa - otwarcie mówi o tym, że Ameryka nie powinna już dłużej finansować walki Ukrainy o jej wolność i gani amerykańskich sojuszników za „jazdę na gapę.”
Wiadomo jednak, że w nocy z piątku na sobotę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski rozmawiał telefonicznie z Donaldem Trumpem. „Uzgodniliśmy z prezydentem Trumpem, że na bezpośrednim spotkaniu omówimy, jakie kroki mogą sprawić, że pokój będzie sprawiedliwy i naprawdę trwały” - cytuje Zełenskiego portal Ukrainska Prawda.
Z kolei Trump napisał na swoim portalu społecznościowym Truth Social, że odbył „bardzo dobrą rozmowę z Zełenskim”. Powtórzył też, że „jako prezydent da światu pokój i zakończy wojnę, która kosztowała życie tak wielu osób”.
Demokraci wzywają Joe Bidna do rezygnacji z kandydowania
I tak, jeśli po stronie Republikanów karty zostały rozdane, to u Demokratów - nie. Tu wciąż toczą się zakulisowe gry. O stanie zdrowia i wieku Joe Bidena mówiło się od dawna, ale głośniej zrobiło się o kondycji urzędującego prezydenta po jego debacie z Donaldem Trumpem, w której wypadł po prostu źle.
Część sponsorów odmówiło finansowania kampanii Partii Demokratycznej, albo to finansowanie zamroziło do czasu zmiany kandydata. „Nie wygramy w listopadzie z tym prezydentem” - napisał na łamach dziennika „New York Times” George Clooney, aktor i ważny darczyńca Partii Demokratycznej, wzywając Joe Bidena do wycofania się z kampanii wyborczej.
Clooney zaznaczył, że „kocha Bidena”, uważa go za przyjaciela, ale prezydent nie jest w stanie „wygrać jednej bitwy - z czasem”.
W ostatni piątek do grona tych, którzy wzywają prezydenta Joe Bidena do rezygnacji z kandydatury do Białego Domu, dołączyło kolejnych kilkunastu demokratów z Kongresu USA. Jak podała CNN, powołując się na cztery źródła, także była przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi powiedziała prywatnie prezydentowi USA, że sondaże wskazują, iż nie jest w stanie wygrać w listopadowych wyborach z Donaldem Trumpem i może zaprzepaścić szanse Demokratów na zwycięstwo w Izbie, jeśli nie zrezygnuje z kandydowania.
Z kolei czwartkowy „Washington Post”, pisze, że były prezydent Barack Obama w ostatnich dniach powiedział swoim współpracownikom, że szansa Joe Bidena na zwycięstwo w jesiennych wyborach znacznie się zmniejszyła i uważa, że prezydent USA musi poważnie rozważyć zasadność swojej kandydatury. Były prezydent miał o tym rozmawiać z innymi politykami partii, w tym ze wspomnianą już wyżej Nancy Pelosi.
Joe Biden chce wrócić na trasę kampanii
Spekulacje, co dalej z kandydaturą obecnego prezydenta nie ustają. NBC News podała, że z Bidenem o możliwości rezygnacji z wyścigu wyborczego mieli rozmawiać członkowie rodziny.
Według informatorów stacji rozmowa dotyczyła terminu zakończenia walki o reelekcję oraz „starannie opracowanego planu”, który zakończy kampanię obecnego prezydenta USA.
Sztab wyborczy urzędującego prezydenta zaprzecza jednak tym wszystkim doniesieniom.
W piątek menedżer kampanii wyborczej Bidena, Jen O’Malley Dillon, podkreśliła, że wciąż ma on szansę na pokonanie Trumpa i w przyszłym tygodniu wznowi szlak wyborczy, gdy wyzdrowieje po przebyciu COVID-19. Jak akcentowała rzeczniczka kampanii Bidena, Mia Ehrenberg, wielu innych demokratów wciąż popiera jego kandydaturę.
- W przeciwieństwie do republikanów, jesteśmy partią, która akceptuje, i nawet celebruje, różne opinie, ale ostatecznie absolutnie się zjednoczymy, aby w listopadzie pokonać Donalda Trumpa - przekonywała.
Także sam Joe Biden wydał w piątek oświadczenie, w którym zaznaczył, że nie może się doczekać powrotu na trasę kampanii w przyszłym tygodniu, a, „ponura wizja Trumpa nie jest tym, czym są Amerykanie”. Pewnie sytuacja wyjaśni się w ciągu najbliższych kilku dni. Demokraci nie mają zbyt wiele czasu. Krajowa konwencja, na której oficjalnie zatwierdzą swojego kandydata w wyborach prezydenckich już 19 sierpnia w Chicago.