Co nominacje w gabinecie Donalda Trumpa, o których już wiemy, mówią nam o polityce, która może być przez niego prowadzona?
Przede wszystkim mówią, że w tej polityce priorytetowe będą kwestie - patrząc na kolejność nominacji i nominacje, które z naszej perspektywy mogą być interesujące - związane nie tylko z polityką imigracyjną, systemem sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych, ale też z polityką zagraniczną i bezpieczeństwem, bo to były jedne z pierwszych nominacji, które Trump poczynił. Wiemy już, że Marco Rubio miałby zostać sekretarzem stanu, ale także Michael Waltz będzie doradcą do spraw bezpieczeństwa Trumpa.
Ale to chyba najmniej kontrowersyjne nominacje, prawda?
To są zdecydowanie najmniej kontrowersyjne i z perspektywy tej administracji może nawet uspokajające nominacje. Zarówno Rubio, jak i Waltz to politycy, którzy popierają wyrazistą obecność Stanów Zjednoczonych w świecie. Popierają twardą linię wobec Pekinu, Marco Rubio wielokrotnie podkreślał istotę rywalizacji Stanów Zjednoczonych z Chinami na polu gospodarczym, czy technologicznym. To są wreszcie politycy, którzy byli krytyczni wobec Rosji, nawet bardzo krytyczni po jej inwazji na Ukrainę, zresztą w przypadku Rubio krytyczni nawet przed nią. Natomiast w ostatnim czasie obaj przechylają się w kierunku pokojowego rozwiązania tego konfliktu, uznając, że w takim scenariuszu, jaki obecnie obserwujemy, Ukraina nie może tej wojny wygrać. W związku z tym potrzebne będzie jakieś rozwiązanie pokojowe. Tym niemniej na przykład, jeżeli chodzi o to jak do niego doprowadzić, Michael Waltz, przyszły doradca do spraw bezpieczeństwa, uznaje, że jeżeli Putin nie chciałby brać udziału w negocjacjach to należałoby go do tego przymusić, na przykład uszczelniając amerykańskie sankcje, czy pozwalając Ukrainie w jeszcze większym stopniu atakować cele w głębi Federacji Rosyjskiej pokazując w ten sposób Rosjanom, że Stany Zjednoczone mają w ręku pewne argumenty.
Elon Musk ma stanąć na czele Departamentu do spraw Efektywności Rządu. Niektórzy twierdzą, że to właściwie taki nieformalny wiceprezydent. Ponoć Musk był obecny podczas rozmowy Donalda Trumpa z Włodymyrem Zełenskim, ponoć ma negocjować z Iranem. Wydaje się, że to on rządzi w tym gabinecie!
Rządzi, to za dużo powiedziane. Nie wiadomo też tak naprawdę, jak będzie wyglądało jego formalne miejsce w tym gabinecie, ponieważ, rzeczywiście, wraz z Vivekiem Ramaswamym mieliby stanąć na czele Departamentu do spraw Efektywności Rządowej, cokolwiek to znaczy, bo takiego departamentu nie ma. On musiałby dopiero zostać ustanowiony, musiałby się na to zgodzić Kongres, co wcale nie jest takie proste. Sam Musk też musiałby się zgodzić na pewne ograniczenia, gdyby rzeczywiście miał się formalnie stać członkiem rządu. Więc to wcale nie musi nastąpić. Natomiast trzeba pamiętać, patrząc na poprzednią administrację Trumpa, że w jego otoczeniu często te nieformalne kontakty mają również bardzo istotne znaczenie, tak naprawdę Musk formalnie wcale nie musi być w jego gabinecie, by mieć wpływ na decyzje Donalda Trumpa i to widzimy już dzisiaj. Musk pojawia się chociażby w najwęższym kręgu współpracowników Trumpa przy tak istotnej kwestii, jak obsada nowej administracji, ma bezpośredni wpływ na to, kto się w tej administracji znajduje, co rzeczywiście sygnalizuje jego bardzo duże wpływy, w przyszłości pewnie także na różne aspekty amerykańskiej polityki.
Myśli pan, że Elon Musk ma duże ambicje polityczne?
To zależy, co przez to rozumieć. Myślę, że to nie są ambicje polityczne w tym sensie, że Musk chciałby piastować w przyszłości jakiś wysoki urząd w Stanach Zjednoczonych. Natomiast myślę, że jego ambicje wpływania na amerykańską politykę, na kształt amerykańskiego państwa są rzeczywiście wielkie. Skala jego zaangażowania w kampanię wyborczą Trumpa pokazuje, że to nie jest zaangażowanie podyktowane biznesowym interesem. To znaczy, gdyby to była tylko i wyłącznie biznesowa kalkulacja, Musk prawdopodobnie zachowywałby się zupełnie inaczej, nie angażowałby się osobiście, nie agitowałby bezpośrednio za kandydaturą dla Donalda Trumpa. To, że tak zrobił, wskazuje raczej na to, że ma ambicje innego rodzaju. Patrząc na dotychczasową karierę Elona Muska można zakładać, że człowiek, który chce zmieniać życie ludzkości, w tym wypadku ma poważne zamiary co do zmiany funkcjonowania Stanów Zjednoczonych i korzystając ze swojej współpracy z Trumpem, chciałby je wprowadzić w życia.
Szefową Wywiadu Narodowego zostaje Tulsi Gabbard, osoba bardzo kontrowersyjna. Tulsi Gabbard spotykała się w Syrii z Baszarem al-Asadem, po inwazji Rosji na Ukrainę twierdziła, że to właściwie Stany Zjednoczone i NATO ją sprowokowały.
Powiedzmy sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, nie wiemy jeszcze, czy zostanie zaaprobowana. W przypadku wielu stanowisk, o których dzisiaj słyszymy, tak naprawdę ostateczny głos będzie miał amerykański Senat, który musi te nominacje zatwierdzić. Co prawda Republikanie mają tam większość, ale to nie znaczy, że ze wszystkimi nominacjami pójdzie łatwo. Zwłaszcza te najbardziej kontrowersyjne mogą natrafić na sprzeciw, może się wokół nich sporo dyskutować. Natomiast druga kwestia, jeżeli chodzi o Tulsi Gabbard, to jest w ogóle bardzo specyficzny krąg współpracowników Trumpa, których on teraz wskazuje na najważniejsze stanowiska, bo jest też Pete Hegseth w Departamencie Obrony, jest Matt Gaetz w Departamencie Sprawiedliwości - to są ludzie, którzy nie tyle mają najlepsze kwalifikacje, żeby te stanowiska zajmować, co raczej są ludźmi lojalnymi wobec Donalda Trumpa, ludźmi, na których Trump może polegać, na których, jak sądzi będzie mógł wpływać. To dla Trumpa bardzo istotne, ponieważ w tej pierwszej kadencji, zwłaszcza na początku, otoczył się ludźmi, którzy nie byli wcześniej jego najbliższymi współpracownikami czy najbliższymi znajomymi, a potem miał duży problem z ich lojalnością. Tym razem nie chce tego błędu powtórzyć, ponieważ zakłada sporą rewolucję w tych departamentach, w tym rewolucję kadrową, dlatego potrzebuje lojalistów na tych stanowiskach.
No tak, ale Matt Gaetz, to człowiek, który bardzo mocno atakował wymiar sprawiedliwości. Wydaje się, że jeżeli zostanie szefem Departamentu Sprawiedliwości, to, jak pan zresztą wspomniał, szykuje się tam prawdziwa rewolucja!
Jeden z doradców Donalda Trumpa miał anonimowo, komentując nominację Gaetza, powiedzieć, że inni kandydaci na to stanowisko mówili wiele o swoich teoriach prawnych, o swoim podejściu do amerykańskiej konstytucji. Matt Gaetz był tym, który był gotów ścinać głowy. I myślę, że, metaforycznie rzeczy ujmując, dokładnie o to Trumpowi chodzi, żeby mieć w Departamencie Sprawiedliwości, z którym miał przecież wielokrotnie do czynienia w ostatnich latach ze względu na swoje sprawy karne, człowieka, który nie zawaha się użyć powierzonych mu narzędzi. Oczywiście, ta nominacja jest kontrowersyjna na wielu poziomach, bo również przeciwko Mattowi Gaetzowi toczyło się postepowanie, które co prawda nie zakończyły się postawieniem go w stan oskarżenia, ale później były kontynuowane przez komisję etyki w Izbie Reprezentantów. Te dochodzenia dotyczyły bardzo poważnych zarzutów związanych z handlem ludźmi, z nadużyciami seksualnymi, z kwestiami narkotykowymi. Więc to wszystko wpływa na bardzo kontrowersyjny odbiór tej nominacji.
Nominacja prezentera telewizji Fox News, Pete’a Hegseth’a, o którym pan wspomniał, też była zaskoczeniem, bo na czele Pentagonu staje osoba, która wielkiego doświadczenia wojskowego nie ma, chociaż to oczywiście były żołnierz, uczestnik misji wojskowych, ale nigdy armią nie kierował.
Tak, Hegseth jak najbardziej doświadczenie wojskowe ma. Nie ma doświadczenia pentagońskiego, nigdy nie uczestniczył w kierowaniu wojskiem, ale wiele lat był żołnierzem. Natomiast rzeczywiście jest to nominacja chyba najbardziej zaskakująca spośród tych, które Trump wysunął. Przecież zwycięstwo Donalda Trumpa bardzo poważnie brano pod uwagę i w związku z tym tak naprawdę od miesięcy spekulowano, kto może pojawić się na kluczowych stanowiskach w nowej amerykańskiej administracji. Nazwisko Pete’a Hegseth’a nie padało. To jest człowiek, który został w ostatniej chwili wyciągnięty przez Donalda Trumpa z jego jednej z ulubionych stacji telewizyjnych, czyli Fox News. Człowiek, który tak naprawdę w ostatnich latach był znany właśnie głównie jako komentator amerykańskiej rzeczywistości, jako krytyk tego, co dzieje się w amerykańskiej armii. Krytykował przede wszystkim to, co postrzegał jako lewicowy wpływ na jej stan odgrażając się, że należałoby z tej armii usunąć tych oficerów, którzy zaangażowali się w rozmaite polityki związane z równością, dostępnością dla osób transpłciowych i tak dalej. Więc tego rodzaju człowiekiem jest Pete Hegseth i myślę, że on, podobnie jak Matt Gaetz, przede wszystkim ma być człowiekiem lojalnym wobec Trumpa i gotowym na to, by odsunąć od kierowania amerykańską armią tych, którzy są Donaldowi Trumpowi nieprzychylni, albo z jakichś względów nie zaskarbili sobie jego przychylności.
Nie zaskakuje pana nominacja Roberta F. Knnedy'ego na ministra zdrowia? To antyszczepionkowiec, człowiek, który stwierdził, że rządowe agresje regulujące rynek leków i żywności „mają interes w truciu Amerykanów”, który uważa, że strzelaniny w Stanach Zjednoczonych są wynikiem brania przez Amerykanów antydepresantów. Kolejna bardzo kontrowersyjna osoba!
To prawda, bardzo kontrowersyjna osoba. Natomiast w przypadku Kennedy’ego należy też pamiętać o jeszcze jednej kwestii - Kennedy najpierw ogłosił swój start w prawyborach w Partii Demokratycznej, a kiedy okazało się, że wśród Demokratów nie może liczyć na poparcie dające mu szansę na udział w wyborach prezydenckich, wystartował w nich jako kandydat niezależny. Będąc kandydatem niezależnym, zgromadził pewne poparcie i istniała poważna obawa w sztabie Donalda Trumpa, że jeżeli rzeczywiście do wyborów dojdzie i Kennedy będzie w nich kandydował, to może zabrać jakiś niewielki procent głosów Donaldowi Trumpowi, co z kolei może temu drugiemu utrudnić zwycięstwo w wyborach prezydenckich, osłabiając go w kluczowych stanach wahajcych się, gdzie decydują niewielkie różnice głosów. Obawiano się kandydatury Kennedy’ego. Nie wiemy, czy sam Trump, czy ktoś z jego sztabu spotkał się z Kennedy’m i namówił go do rezygnacji z kandydowania w tych wyborach. Często tego rodzaju porozumienia wiążą się z jakąś…..
Zapłatą.
Z jakąś umową, zapłatą w sensie politycznym. Więc być może ta nominacja ma trochę takie tło. Trump dzięki nieobecności Kennedy'ego mógł te wybory wygrać, a teraz przyszedł czas na to, żeby mu się za tamtą decyzję odpłacić.
I mamy jeszcze Chrisa Wrighta na stanowisku szefa Departamentu Energetyki, człowieka, który stawia na paliwa kopalne, nie wierzy chyba specjalnie w zmiany klimatu. Ale to nie jest zaskakująca nominacja, prawda?
Tak, nie jest szczególnie zaskakująca. Wiadomo było, że wśród postulatów, które Donald Trump zgłaszał jeszcze na etapie kampanii wyborczej było zarówno zwiększenie wydobycia surowców naturalnych w Stanach Zjednoczonych, jak i odwrócenie części zielonej agendy politycznej, którą wprowadził Joe Biden. Nie jest to też o tyle zaskakujące, że na przykład w poprzedniej kadencji Donalda Trumpa Agencja do spraw Środowiska była kierowana przez ludzi związanych z przemysłem wydobywczym, więc Donald Trump, można powiedzieć, kontynuuje pewną linię, którą obrał już wcześniej.
Trump miał czas, żeby się do tej prezydentury przygotować, ma ludzi, którym w przeciwieństwie do swojej pierwszej kadencji może ufać. Co ci ludzie jeszcze mówią o przyszłym gabinecie Trumpa?
Przede wszystkim pokazują, że to będzie nieco inny gabinet niż ten, który obserwowaliśmy w czasie pierwszej kadencji Trumpa. Te nominacje idą dużo sprawniej, cały ten proces jest dużo lepiej zorganizowany. Nie rozmawialiśmy o jeszcze o jednej postaci, o której koniecznie trzeba wspomnieć – to Susie Wiles, która kierowała kampanią Trumpa w 2024 roku. Niektórzy twierdzą, że przyczyniła się do jego zwycięstwa dyscyplinując tą kampanię, wygaszając wewnętrzne spory, umiejętnie wpływając na samego Trumpa, ta kampania po prostu sprawnie przebiegała. Teraz będzie szefem personelu Białego Domu, będzie koordynować pracę tego Białego Domu podczas drugiej kadencji Trumpa.
Jako pierwsza kobieta na tym stanowisku!
Tak. W związku z czym wydaje się, że ta druga administracja może działać sprawnie. Widać też wyraźnie, że w tych nominacjach odbijają się kluczowe priorytety, o których Donald Trump mówił w czasie kampanii wyborczej. Na poziomie polityki zagranicznej to oczywiście kwestia zajęcia się dwoma, toczącymi się wojnami, przede wszystkim wojną na Ukrainie. Trump wielokrotnie mówił o konieczności jak najszybszego zamrożenia na konfliktu, negocjacji pokojowych. Wydaje się, że j i Rubio i Waltz stanowią rękojmię tego, że taka próba zostanie podjęta. Bardzo szybko pojawiły się również nominacje związane z polityką imigracyjną. To będzie prawdopodobnie jedna z pierwszych kwestii, którą Donald Trump zajmie się jako prezydent w styczniu przyszłego roku. Mamy nie tylko szybką nominację na sekretarza bezpieczeństwa krajowego (którego departament odpowiada za bezpieczeństwo granicy), ale mamy też w charakterze takiego border czara Toma Homana, mamy Stephena Millera jako zastępcę szefa personelu Białego Domu, człowieka znanego z twardych poglądów na kwestię imigrację. Więc polityka imigracyjna będzie bardzo istotna w nowej administracji Trumpa. Obserwując proces nominacyjny widzimy również coś, co z kolei było charakterystyczne dla pierwszej administracji, czyli tworzenie się kręgu osób, które nie do końca wiadomo, jaką będą miały formalną rolę, ale nieformalnie na pewno mają duży wpływ na Donalda Trumpa.
Kto to taki? Elon Musk właśnie?
Elon Musk jest jedną z tych postaci, ale jest w tym kręgu chociażby Don Junior, czyli najstarszy syn Donalda Trumpa, jest w tym kręgu Boris Epshteyn, to doradca prawny Trumpa o coraz większych wpływach, w tym wpływie na politykę nominacyjną. Mówi się także o Tuckerze Carlsonie, komentatorze, publicyście, który również dość regularnie pojawia się w tych kręgach Trumpa. Więc jest cały szereg ludzi, którzy w tej chwili spędzają z Donaldem Trumpem czas i na razie wpływają na politykę nominacyjną, a w przyszłości mogą też wpływać na jego politykę już jako prezydenta, czasami pomijając formalne struktury, czasami tworząc dodatkowe kanały dotarcia do prezydenta. Na przykład wiemy już, że wysłannikiem Trumpa na Bliski Wschód będzie Steve Witkoff, jego przyjaciel, kolega od golfa, który na pewno będzie miał bardzo dobry kontakt z Donaldem Trumpem i bezpośrednio będzie mu przekazywał co się dzieje w kwestiach bliskowschodnich.
Dla pana, która z tych nominacji jest najbardziej zaskakująca?
Najbardziej zaskakująca była nominacja dla Hegseth’a w Departamencie Obrony. Jak już mówiłem: nikt się jej nie spodziewał. Tak naprawdę wiele osób tego nazwiska zupełnie nie kojarzyło. Serwis Politico, który zajmuje się amerykańską polityką, w dzień, kiedy nominacja Hagseth’a została ogłoszona, opublikował tekst pod tytułem: „Kim do cholery jest ten człowiek?” i to chyba mówi wszystko o reakcjach w Waszyngtonie, w ogóle reakcjach ludzi, którzy zajmują się amerykańską polityką. To nie była nominacja, której ktokolwiek się spodziewał, bo tak jak mówiłem wcześniej, jeżeli chodzi o pozostałe urzędy, to rozmaite nazwiska krążyły od miesięcy, czasami po kilka na każde stanowisko. Można było się zastanawiać: kto, można było domniemywać, że pewne kandydatury są nieprawdopodobne, inne bardziej. Natomiast tej kandydatury po prostu w tym zestawie nie było.
Pierwsze komentarze, chociażby Elona Muska, który na słowa Zełenskiego o tym, że Ukraina jest niepodległym państwem, zareagował wpisem: „Jego poczucie humoru jest cudowne”, czy słowach syna Donalda Trumpa, który po decyzji Bidena o tym, że Ukraina może używać broni dalekiego zasięgu w atakach na Rosję, stwierdził, że to idiotyzm świadczą o tym polityka nowej amerykańskiej administracji w stosunku do Ukrainy, czy Zełenskiego może być dość twarda, prawda?
Myślę, że na pewno zmierzamy w kierunku jakiejś propozycji negocjacyjnej. Stronie amerykańskiej o wiele łatwiej będzie wpływać na Ukrainę, by do takich negocjacji doprowadzić. Większym wyzwaniem nowej administracji Trumpa będzie wpływ na Władimira Putina, z perspektywy którego ten konflikt w jego obecnym kształcie układa się po jego myśli, co prawda kosztem ogromnych strat rosyjskich w tej perspektywie ostatnich kilku lat, ale jednak Rosja powoli postępuje naprzód, Ukraina się cofa. Więc pytanie, czy Władimir Putin w tej sytuacji będzie chciał do negocjacji usiąść i tak naprawdę kluczowe pytanie dotyczy tego, na ile twarda wobec Rosji będzie ta nowa amerykańska administracja.
Mówi się, że takim elementem, który może mobilizować Trumpa będzie fakt, iż sojusznikiem Rosji w tej wojnie są, co by nie mówić, Chiny. Rosji pomaga Korea Północna wysyłając na ukraiński front swoich żołnierzy, pomaga jej Iran. Czy to mogą być czynniki, które jakoś wpłyną na to, że Trump przyciśnie Putina?
Chiny nie są formalnie sojusznikiem Rosji, ale oczywiście bez pomocy chińskiej Rosja miałaby bardzo duże kłopoty na froncie. W tej administracji prawdopodobnie będziemy mieli w przypadku sekretarza obrony i doradcę do spraw bezpieczeństwa polityków, którzy od lat bardzo zdecydowanie opowiadają się za twardą polityką wobec Pekinu. Mamy wreszcie samego Trumpa, który będzie chciał zostać twarzą korzystnej umowy pokojowej. To jest też pewna nadzieja w kontekście tego, co nas czeka w nadchodzących miesiącach - Donald Trump nie będzie chciał być twarzą jakiejś dramatycznej porażki strony ukraińskiej.
Myślę, że ciekawe miesiące przed nami w polityce międzynarodowej, prawda?
Zdecydowanie tak.
