Pasek artykułowy - wybory

"Krótka piłka". Nawet porównania do żółwi i ślimaków nie wytrzymały próby czasu. Ekstraklasa potrzebuje... lekarza

Adam Godlewski
Mijający sezon dobitnie pokazał, że dyrektorzy sportowi klubów PKO Ekstraklasy powinni zweryfikować strategie transferowe. Zwłaszcza te dotyczące sprowadzania zagranicznych piłkarzy...
Mijający sezon dobitnie pokazał, że dyrektorzy sportowi klubów PKO Ekstraklasy powinni zweryfikować strategie transferowe. Zwłaszcza te dotyczące sprowadzania zagranicznych piłkarzy... fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Nasza ekstraklasa potrzebuje lekarza. Dosłownie i w przenośni. Poziom walki o tytuł mistrza Polski był w tym roku wyjątkowo mizerny; nawet porównania do wyścigu żółwi, ślimaków, czy nawet jeszcze wolniej poruszających się przedstawicieli świata zwierząt nie wytrzymały próby czasu. Po prawdzie, był to bowiem wyższy stopień męczenia buły. Także, a może głównie z tego powodu, że żaden z zespołów z apetytem na podium nie radził sobie z presją na dystansie całej rundy rewanżowej. Dlatego zatem tak słaby jest mental piłkarzy zatrudnianych w polskich zespołach?

Oczywiście, wszyscy wiemy, że nasze kluby przed dokonaniem transferów czekają – z reguły – na zamknięcie okien w silniejszych ligach. I dopiero wówczas sięgają po tych zawodników, którzy nie zyskali uznania tam, gdzie kultura gry jest wyższa. Ewentualnie po graczy, którzy odbili się od poważnych rozgrywek. I to w jakimś stopniu tłumaczy ten niedostatek odporności na stres. W jakimś stopniu, bo nawet jeśli do Polski nie przyjeżdżają obcokrajowcy pierwszej ani nawet drugiej klasy europejskiej, to w dalszym ciągu mówimy o naprawdę godnie opłacanych zawodowcach.

Tylko połowa punktów możliwych do zdobycia

Tymczasem zbierająca wiosną najwięcej – obok Górnika Zabrze – pochwał i mająca największe szanse na tytuł mistrzowski Jagiellonia w 2024 zdobywała średnio niewiele ponad 1,5 punktu na mecz. A pewny już tytułu co najmniej wicemistrza kraju Śląsk – tylko 1,35 oczka. Drużyna z Białegostoku na dystansie 14 meczów aż 8 razy gubiła punkty, natomiast zespół z Wrocławia nawet 9 razy...

OK, ktoś powie, że poziom w PKO Ekstraklasie wyrównał się, a dzięki temu liga jest ciekawa i trzyma w napięciu do końca, bo przed ostatnią kolejką rzeczywiście nie wiemy, kto zostanie mistrzem ani kto spadnie. Tylko dlaczego ów poziom poleciał tak bardzo w dół, że w rywalizacji o tytuł pozostały już tylko 14. i 15. zespół poprzedniego sezonu?!

Tym bardziej, że w przypadku ekipy Jacka Magiery można mówić o powrocie wiosną do gry na miarę potencjału – rok temu Śląsk do ostatniej kolejki bronił się przed degradacją, zaś jesienią doznał trudnego do wytłumaczenia toną fartu rozpędu. A i w przypadku Jagi, która zarówno na koniec poprzedniego sezonu, jak i wiosną wywalczyła zaledwie 3 punkty więcej niż wrocławianie, trzeba głośno mówić, że jej siła polegała wyłącznie na jeszcze większej słabości ligowych rywali. Przekornie można zapytać, czy to zapowiedź, że w przyszłym sezonie ton rozgrywkom w absurdalnie nieprzewidywalnej ekstraklasie będą nadawały Puszcza i Warta?

Czym zastąpić nadmierny import przeciętniaków?

Cóż, po obecnym sezonie wiemy już, że trenerzy mentalni są niezbędni w klubach ekstraklasy, ale nasuwa się także pytanie o strategie transferowe. Na początku wieku trener „Bobo” Kaczmarek mawiał, że zagraniczny piłkarz (Śląsk i Jagiellonia mają 2-cyfrowe zastępy stranierich; inni podobnie) po zakończeniu sezonu sprawdzi jedynie, czy na koncie ma ostatnią wypłatę. A resztę będzie miał w... poważaniu. I tym różni się od piłkarza polskiego, że każdy z naszych rodaków będzie jeszcze musiał wyjść na ulicę i spojrzeć kibicom w oczy. Może zatem warto wreszcie postawić na jakość (także własnego szkolenia!) – kosztem ilości – z nadmiernego dziś importu?

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 Ekstra - Zaskakujący finisz Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl