Piotr M. do niedawna był proboszczem parafii w Ruszowie koło Zgorzelca. Ale i tu oskarżono go o pedofilię. Rok temu trafił do aresztu pod zarzutem seksualnego wykorzystywania dwóch dziewczynek. Gdy portal GazetaWroclawska.pl opisał tę historię, zaczęły się do nas zgłaszać osoby, które pamiętają duchownego z jego pracy we Wrocławiu.
Pani Joanna dziś jest po czterdziestce. - Pamiętam półmrok salki katechetycznej i spoconego księdza, całującego w usta. Potem powoli mnie rozbierał aż do majtek - wyznawała w rozmowie z nami. - Tłumaczył, że jestem źle ubrana, że mogę się przeziębić, że plecy odkryte, że bluzeczka musi być w spodniach. Potem poczułam jak wkłada mi rękę do majtek. Nie myślałam o tym jak o molestowaniu. Byłam na siebie zła, że znowu się źle ubrałam i znowu ksiądz musi mi poprawiać ubranie. Nic nie mówiłam rodzicom - opowiadała nam.
Pani Agata do komunii szła w 1984 roku. Pamięta „egzamin”, który miał zadecydować o tym czy będzie dopuszczona do sakramentu. - Zdawało się go samemu, przed księdzem. Pamiętam jak mówił "siądź na kolanka", "daj buzi”. Wtedy myślałam, że to normalne. Moja rodzina do Wrocławia przeprowadziła się na początku lat 80. ze wsi. A ludzie na wsi księżom bardzo ufają - mówi.
Mejl od pani Małgorzaty: "Na lekcji religii, która odbywała się w małej salce tuż obok kościoła siedział za biurkiem ustawionym na wysokim drewnianym podeście. Nasze zeszyty były opieczętowane tytułami modlitw, które musieliśmy księdzu recytować siedząc na jego kolanach. Podciągał nam spodenki, przy tym zwracając uwagę że koszulka musi się w nich znajdować i że zmarzną nam plecy. Dotykał wszystkie dzieci, w tym mnie, w tylne i przednie części ciała, troszcząc się o nasze zdrowie. Pamiętam że skarżyłam się mamie, ale ta przyznała racje księdzu twierdząc że jesteśmy nieposłuszni i że zawsze się nie pilnujemy, a potem jesteśmy chorzy.
Grzegorz od szóstego roku życia był wychowywany tylko przez matkę. Ojciec ich zostawił. Matka chodziła do kościoła po duchowe wsparcie. Czasem dostawali dary z Zachodu. Do dziś pamięta żółty ser z Holandii. To były czasy PRL, na sklepowych półkach pusto. Pamięta też księdza Piotra, jak sadzał go sobie na kolana. - Wtedy myślałem, że to takie przyjacielskie - wspomina.
Podobnych relacji było więcej. Ludzie dzwonili, pisali mejle, później zgłaszali się do prokuratury. Ale ksiądz za swoje zachowanie we Wrocławiu kary nie poniesie. Wszystkie przestępstwa, o których zawiadomiły pokrzywdzone osoby, już się przedawniły. Ostatnie z nich - 1 stycznia 2009 roku.
W sprawie z Ruszowa trwa proces. - Jeżeli chcesz Mnie naśladować, to weź swój krzyż na każdy dzień - śpiewał ksiądz, gdy wchodził do sądu w towarzystwie grupki wiernych z różańcami. Przekonuje, że jest niewinny. Proces niedawno zakończył się w pierwszej instancji wyrokiem – nieprawomocnym - pięciu lat więzienia. Obrona, od razu po ogłoszeniu wyroku, zapowiedziała apelację.
Przeczytaj także
