Początek tego meczu należał jednak do gości. Najpierw Jasmin Burić w ostatniej chwili uprzedził szarżującego Grzegorza Kuświka. Źle podał piłkę Mihai Radut i bramkarz Lecha musiał ratować zespół ofiarnym wślizgiem, po którym lekko ucierpiał. Chwilę później w sytuacji sam na sam z Bośniakiem znalazł się Simeon Sławczew, ale uderzył w boczną siatkę. Uff! To mogło zakończyć się stratą gola.
-Lechia ma dobrych piłkarzy - przestrzegał przed spotkaniem Nenad Bjelica i rzeczywiście, gdańszczanie sprawiali wrażenie zespołu, który przyjechał do Poznania nie tylko po to, by być tłem dla podbudowanych ostatnim wysokim zwycięstwem z Jagielonią lechitów. Wystarczyła jednak jedna składna akcja gospodarzy, by obraz gry całkowicie się zmienił. Radosław Majewski na linii pola karnego efektownie odegrał piłkę piętą do Mario Situma, ten podał ją do Łukasza Trałki, a „kapitan bez opaski” huknął z lewej nogi prostym podbiciem. Strzał był na tyle mocny, że przełamał ręce Dusana Kuciaka i Lech objął prowadzenie.
Niestety bardzo szybko w ekipie gospodarzy doszło do wymuszonej zmiany. Mario Situm miał problemy mięśniowe i na boisku pojawił się Darko Jevtić. Radość z gola zmąciła też kontuzja Jasmina Burica. Bośniak chwycił się za nogę przy wyrzucie piłki i też musiał opuścić murawę.
Mecz się zaostrzył. Gorące głowy piłkarzy chłodził Daniel Stefański, ale przepychanek i złośliwości było więcej niż składnych akcji. Dobre tempo, w którym oba zespoły grały na początku meczu wyraźnie spadło. Widać było, że Kolejorz do odzyskanie kontroli potrzebuje drugiego gola. Zamiast niego najpierw konieczna była...trzecia zmiana. Mihai Radut nieszczęśliwie nadepnął piłkę i musiał zostać zniesiony na noszach. Jeszcze przed przerwą Nenad Bjelica znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, bo kolejna kontuzja powodowałaby konieczność gry w osłabionym składzie.
Arbiter doliczył do pierwszej połowy aż siedem minut i w tym czasie Lechowi udało się wyprowadzić kontrę, która zapewniła poznaniakom już duży komfort. Maciej Gajos świetnie powstrzymał Sławomira Peszkę, a potem dalekim podaniem uruchomił Christiana Gytkjaera. Duńczyk wbiega z piłką w pole karne i z uderzył pod rękami Dusana Kuciaka. Piłka prześlizgnęła się do siatki i było 2:0!
Christian Gytkjaer jest w znakomitej formie. To był jego czwarty gol w czwartym kolejnym meczu. Ma już na swoim koncie 14 bramek i właśnie wyrównał rekord Roberta Lewandowskiego, który w pierwszym sezonie w Lechu, też do siatki rywali trafił 14 razy.
- Christian potrzebuje czasu, by wstrzelić się w nasz zespół, tak jak każdy napastnik. Mimo to strzela bramki, ma ich na koncie sporo i to należy mu oddać - mówił po meczu z Lechią Gdańsk pomocnik Lecha, Łukasz Trałka.
Dziesięć minut po przerwie, goście musieli przełknąć trzecią gorzką pigułkę. Po akcji Radosława Majewskiego , obrońcy zdołali wybić piłkę, ale przejął ją Darko Jevtić, który pięknym zwodem wymanewrował dwóch rywali i strzelił przy lewym słupku. 3:0!
-Chcemy wygrać i wywrzeć presję na Legię i Jagiellonię - mówił przed meczem Jasmin Burić. Po tym zwycięstwie, liderzy mogą czuć za plecami odgłos pędzącej „Poznańskiej Lokomotywy” .
***
Kibice na meczu Lech Poznań - Lechia Gdańsk. Zobacz galerię ...