Karuzela zdarzeń — tak najkrócej można skomentować obecny sezon. Kiedy wydawało się, że kac po przegranej z Trnavie został już wyleczony, Lechowi Poznań przytrafiła się "historyczna" klęska w Szczecinie. 0:5 - coś takiego nie zdarzyło się od 23 lat. We wtorkowy wieczór Kolejorz przebił to osiągnięcie. Ostatni mecz w ekstraklasie , w którym prowadził u siebie 3:0, by na końcu zremisować 3:3 zdarzył się (jak podał prowadzący encyklopedie Lecha "wikilech") 21 października 1956 roku, kiedy na Dębcu zremisował z Górnikiem Zabrze. Była jeszcze podobna wpadka w Pucharze Polski z Okocimskim w Brzesku w 2005 roku, czyli 18 lat temu, lecz było to w meczu wyjazdowym. Powiedzenie, że Lech van den Broma pisze nową klubową historię, ma obok sukcesu w europejskich pucharach też pejoratywny wydźwięk w kontekście występów na ligowym podwórku.
Wzloty, ale też niezrozumiałe upadki
Ogólnopolskie media relacjonujące mecz z Jagiellonią zachwycały się postawą Adriela Ba Louy oraz Mikaela Ishaka. John van den Brom chwalony jest za to, jak potrafił odbudować tych piłkarzy, a zwłaszcza Iworyjczyka, o którym jeszcze nie dawno, mówiło się, że jest niewypałem transferowym. Wcześniej udało mu się "odgruzować" Marchwińskiego i Velde. Tyle że jak z maszyny losującej wyszły numery 50 i 9, to nagle zniknęły 16 i 17, czyli Antonio Milić oraz Filip Szymczak. Zjazd formy tych zawodników jest poważny, to samo dotyczy też 30, czyli Kwekweskiriego. Poziom trzymają jeszcze 11 oraz 10, czyli wspomniani już Velde i Marchwiński, ale nie błyszczą już tak jak przed przerwą na reprezentację. Regres notują też inni.
Prowadzący witrynę "Szwedzka Piłka" zauważyli, że Andersson jest jeszcze gorszy w defensywie niż w Djurgardens, a przecież miał być lekarstwem na podobno nieodpowiedzialnego w obronie Rebocho. Zamiast jego zimnej krwi, z której miał słynąć Szwed (to słowa Tomasza Rząsy), widzimy, że częściej dostarcza tlen przeciwnikom (Trnava, Śląsk i ostatnio Jagiellonia).
Błędy Alana Czerwińskiego (nr 44) sprawiają, że kibice stracili już cierpliwość do tego piłkarza, a od kilku tygodni trwa dyskusja, dlaczego Bartosz Mrozek (nr 41) wpuszcza niemal wszystko, co leci w stronę jego bramki. Mamy więc prawdziwy totolotek w Kolejorzu. Choć kilka numerów nie wyszło jeszcze ani razu.
Van den Brom bagatelizował problem, aż dostał trzy gongi w 40 minut
Wymieniliśmy tu wielu piłkarzy defensywnych, ale to nic dziwnego skoro obrona Lecha od dawna wygląda opłakanie. John van den Brom wielokrotnie pytany przez dziennikarzy, kiedy można się spodziewać poprawy w tym elemencie, w końcu zaczął bagatelizować problem i we wtorek jego zespół zaliczył trzy gongi w 40 minut. Lech gubi się przy stracie piłki, źle wygląda przy stałych fragmentach, liderzy tej formacji spisują się znacznie poniżej oczekiwań.
Lech nie gra w Europie, ma dużo czasu, by popracować na treningach nad elementami, które wymagają poprawy, a jednak efektów zupełnie nie widać. Stare porzekadło mówi, że atakiem sprzedaje się bilety, wygrywa poszczególne mecze, ale mistrzostwa zdobywa obrona. John van den Brom powinien wziąć sobie do serca tę sentencję, bo nikogo nie będą cieszyć gole Ba Louy, gdy Kolejorz będzie tak grał jak w drugiej połowie z Jagiellonią.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Własne M:
