„Mistrzostwo to nie wszystko, ale wszystko bez mistrzostwa to ch...” – taką sentencją, okraszoną podobizną dalekowschodniego mędrca oraz kilkudziesięcioma racami kibice z Żylety motywowali legionistów przed spotkaniem z Górnikiem. Meczem, którego stawką było mistrzostwo Polski. Wystarczyło, by stołeczny klub zdobył więcej punktów niż grająca w Lubinie Jagiellonia i Warszawa mogła cieszyć się z kolejnego tytułu.
– Nie będziemy sprawdzać wyników innych meczów. Skupiamy się wyłącznie na naszym. Nie chcemy czuć się zależni od pozostałych drużyn. W spotkaniu z Górnikiem liczy się tylko zwycięstwo – zapowiadał przed niedzielnym meczem trener Legii Dean Klafurić.
Zabrzanie nie mieli jednak zamiaru się bronić i liczyć na najniższy wymiar kary. Sami walczyli o czwarte miejsce, które gwarantuje grę w eliminacjach do Ligi Europy. W ciągu pierwszych 20. minut dwie świetne sytuacje miał Igor Angulo. Najpierw Hiszpana powstrzymał jednak ofiarnym wślizgiem Michał Pazdan, a później minąwszy Arkadiusza Malarza zamiast do pustej bramki napastnik z ostrego kąta trafił tylko w słupek.
Z drugiej strony boiska największe zagrożenie stwarzał Sebastian Szymański. 19-latek sprawił Tomaszowi Losce spore problemy kąśliwym strzałem z rzutu wolnego, golkiper w ostatniej chwili wybił zmierzającą do siatki piłkę. Przy kolejnej próbie młodego pomocnika już mu się to nie udało. Jego strzał z ostrego kąta nie został odbity przez gąszcz nóg w polu karnym, a piłka wpadła do bramki tuż przy słupku.
Chcąc nie chcąc, w przerwie legioniści pewnie dowiedzieli się o wyniku z Lubina, gdzie Jagiellonia również prowadziła 1:0. W drugiej połowie nie mogli pozwolić sobie na błędy. Tym bardziej, że Jaga po przerwie szybko powiększyła prowadzenie. Drużyna Klafuricia chciała zrobić to samo. Było blisko gdy soczystym uderzeniem z dystansu popisał się Marco Vesović, piłka wylądowała jednak tylko na bocznej siatce.
Tuż po wejściu na boisko świetną sytuację zmarnował też Kasper Hamalainen. Fin w końcu zaliczył jednak udział przy bramce. Przejął długie podanie od Arkadiusza Malarza, przelobował Loskę i już miał strzelać do pustej bramki, gdy ubiegł do Paweł Bochniewicz. Obrońca Górnika interweniował jednak tak niefortunnie, że strzelił gola samobójczego.
Ostatni kwadrans gospodarze bronili się w osłabieniu po tym, jak drugą żółtą kartkę dostał Łukasz Broź. Mimo przewagi Górnik był bliżej straty trzeciej bramki niż zdobycia kontaktowej. Legia utrzymała wynik i w niedzielę zagra w Poznaniu o mistrzostwo. Aby je obronić, będzie musiała zdobyć co najmniej punkt lub liczyć na potknięcie Jagi z Wisłą Płock.
Poznaliśmy też pierwsze rozstrzygnięcia w grupie spadkowej. Zaledwie jeden sezon potrwała przygoda z ekstraklasą w wykonaniu Sandecji. Klub z Nowego Sącza przez cały sezon domowe mecze rozgrywał w Niecieczy. W sobotę o tej samej porze grał jednak Bruk-Bet, więc Cracovię „Sączersi” podjęli w Mielcu. Happy endu jednak nie było. Goście wygrali 1:0 po bramce Michała Helika, w drugiej połowie Sandecja nie wykorzystała rzutu karnego.
Drugiego spadkowicza poznamy dopiero w sobotę. Bezpośredni mecz o utrzymanie zagrają Piast i Bruk-Bet. Aby pozostać w lidze gospodarze będą potrzebowali zwycięstwa.
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
Cafu: Presji z jaką gramy życzę każdemu piłkarzowi