- Jak w czasach koronawirusa wygląda wizyta w przychodni, np. u dentysty?
- Teraz, w okresie poluzowania obostrzeń, wygląda już w miarę normalnie. Personel w dalszym ciągu jest jednak w pełnym zabezpieczeniu. U nas w przychodni wykonujemy wszystkie czynności stomatologiczne. W okresie pandemii, gdy był największy strach i wszystkie gabinety były pozamykane, działaliśmy jako jedni z niewielu, a jedyni przez całą dobę. Wtedy przyjmowaliśmy tylko i wyłącznie pacjentów wymagających natychmiastowej pomocy.
- Gdy wchodziłem teraz do przychodni, wszyscy byli w maseczce. Od pań w recepcji zaczynając, na lekarzach kończąc...
- Rygor musi być cały czas. Stomatologia jest szczególnie narażona na infekcje wirusowe, dlatego nie szczędzimy środków ani sił na sprzęt, aby zabezpieczyć pacjentów oraz naszych pracowników przed zakażeniem koronawirusem.
- Ale pacjent, który usiądzie na fotelu dentystycznym, to raczej nie może być zabezpieczony.
- Dokładamy wszelkich starań, aby jak najmocniej chronić pacjenta przed zakażeniem. Stosujemy się do wszystkich wytycznych ministerstwa oraz Polskiego Towarzystwa stomatologii. Personel jest również zabezpieczony, co niweluje do minimum możliwość zarażenia. Pracownicy mają na sobie jednorazowe fartuchy nieprzepuszczające. Poza tym są zabezpieczeni podwójnie, bo mają założone maski i przyłbice.
- Polakom nie podoba się, że za to wszystko trzeba płacić. Czasem słyszy się, że opłaty dodatkowe dochodzą np. do 200 zł.
- Zabezpieczenie oczywiście podraża koszty, bo tego sprzętu przecież wcześniej, przed koronawirusem, nie stosowaliśmy. Wcześniej były jedynie maseczki jednorazowe. One jednak podrożały ponad dziesięciokrotnie. Poza tym sprzęt jednorazowy, głównie środki dezynfekcyjne, bardzo podrożały.
- W naszym regionie z jakiego rzędu dopłatą należy się liczyć?
- Przez najgorszy okres pandemii nie braliśmy żadnych dopłat. Po 1,5 miesiąca musieliśmy jednak wprowadzić dodatek 20 zł od pacjenta. On choć trochę zmniejszy nasze wydatki i jest to do zaakceptowania przez pacjenta.
- W jakim trzeba być zdrowiu, by przyjść do dentysty? Ostatnio opisywaliśmy sprawę Czytelnika, którego córka miała nie zostać przyjęta do dentysty, bo miała gorączkę spowodowaną bólem zęba.
- Każdy może przyjść, tym bardziej z dzieckiem. Dla mnie niemożliwe jest, by można nie było przyjąć dziecka. Jeśli jednak ktoś ma temperaturę, powinien zostać w domu. Zgodnie z wytycznymi, które zostały nam przekazane, nie powinno się przyjmować pacjentów, u których temperatura pokazuje 37,4 i więcej. Mimo że zdarzały się przypadki takich pacjentów, to nigdy ktoś taki nie został odprawiony z kwitkiem, ale udzielaliśmy pomocy, chociażby farmakologicznej.
- 37,4 stopnia to niski próg. Czasem wystarczy za lekko się ubrać i przeziębić.
- Nawet do szpitala pan nie wejdzie z taką temperaturą. Gdyby doszło do infekcji koronawirusem, to cała przychodnia na dwa tygodnie musiałaby stanąć.
- Pacjenci przychodzą już odważnie do dentystów czy jeszcze się boją i gdy przychodzi ból zęba, wolą pocierpieć w domu?
- Ból zęba najczęściej kończy się interwencją stomatologiczną. W najgorszym czasie pandemii pacjenci cały czas przychodzili.
- Koronawirus zmieni nam na stałe gabinety lekarskie i stomatologiczne?
- Myślę, że tak. Na razie zapowiada się nawrót koronawirusa i zabezpieczenia – przyłbice, maski, fartuchy - pozostaną. Trzeba unikać infekcji. Na razie nie ma jeszcze szczepionki, strach wśród ludzi jeszcze nie minął. Wiele gabinetów lekarzy rodzinnych do dziś jest zamkniętych, a lekarze służą poradą tylko na telefon.
[
