Ma 75 lat, a jej mąż jest o rok starszy. Mieszkają na wsi w gminie Osielsko pod Bydgoszczą.
- Jestem niewidoma od kilkunastu lat, bo operacja zaćmy się nie udała, a po wylewie zostałam unieruchomiona - opowiada starsza pani. - Do tej pory mąż mi pomagał. Gotował, sprzątał.
Miesiąc temu wszystko się zmieniło. - On złamał nogę i biodro. Leżał w szpitalu. Wtedy młodszy syn, który z nami mieszka, mną się opiekował. Gdy mąż wrócił ze szpitala, sam zaczął wymagać opieki.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
Teraz małżonkowie mają w domu tak: w jednym pokoju stoi łóżko, a na nim leży pani. Drugi pokój zajmuje pan. I też leży.
- Syn musiał wrócić do pracy. Nie może się zwolnić, bo przecież musi na siebie zarobić. Całymi dniami jesteśmy więc we dwoje pozostawieni sami sobie. Oboje niechodzący.
Kobieta często przebywa w szpitalu. Ostatnio znowu tam trafiła. - W poniedziałek karetką na sygnale przywieźli mnie z domu.
Lekarze zrobili pacjentce badania. - No i zabieg. Po kilku godzinach trochę lepiej się poczułam, ale nie na tyle, żeby mnie wypisywać - przekonuje seniorka. - Była godzina 3 w nocy, właśnie z poniedziałku na wtorek, gdy personel szpitala zdecydował, że mam wracać do domu. To znaczy: że karetka odwiezie mnie na wieś.
Czytelniczka tłumaczyła, że w mieszkaniu jest wprawdzie mąż, ale on nie będzie w stanie zająć się nią. Medycy nie dali się przekonać. - Odwieźli mnie karetką, wnieśli do domu, a sami odjechali - żali się.
Około południa we wtorek kobieta zadzwoniła do redakcji.
- Leżę tak, jak mnie zostawiła ekipa z pogotowia - powiedziała. - Wszystko mi przecieka. Pić się chce. Nie ma mi kto podać szklanki wody. Mąż słyszy, jak wołam, ale nie może do mnie podejść. Młodszy syn musiał iść do pracy, a na starszego nie ma co liczyć. Zerwał z nami kontakt.
Pani dalej opowiada: - Na kilka godzin w tygodniu przychodzi opiekunka z ośrodka opieki społecznej. My jednak z mężem wymagamy prawie całodobowej pomocy, a nie przez chwilę.
Wyjaśniamy zatem, dlaczego pacjentka została odwieziona do domu, mimo, że personel szpitala wiedział o jej trudnej sytuacji rodzinnej.
- W poniedziałek mieliśmy bardzo wielu pacjentów - odpowiada dr n. med. Jacek Rzeszotarski, zastępca komendanta 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. - Było ich aż tylu, że kilka łóżek na oddziale musiało stać na korytarzu.
W szpitalnym oddziale ratunkowym oraz w poczekalni także panował ścisk. - Z dwojga złego wybraliśmy takie rozwiązanie, że pacjentka wraca jednak do domu. Jej stan na to pozwalał. Gdyby było zagrożenie życia lub zdrowia, nie podjęlibyśmy takiej decyzji.
Starsza pani mówi: - Bardzo chciałabym iść albo do domu starców, albo do hospicjum, bo nie chcę nikomu tutaj zawadzać.
Pracownice opieki społecznej złożyły wniosek o umieszczenie mnie w ośrodku specjalistycznym. Czekam, aż miejsce się zwolni.
Spotkali się Państwo z podobnymi przypadkami, że szpital odesłał pacjentów do domu?
Czekamy na opinie. Można dzwonić dzisiaj (piątek) pod nr 52 32 63 155 albo pisać maile na adres: [email protected]
Info z Polski - przegląd najciekawszych informacji z kraju [08.03.2018]