Kania startował w ostatniej parze i uzyskał wynik 34,86 s, ustępując złotemu medaliście - reprezentantowi gospodarzy Jenningowi De Boo - o 0,38 s. Drugi Estończyk Marten Liiv był o 0,08 s szybszy od Polaka.
"Nie lubię pompować balonika, bo później mogę się potknąć i nic nie wyjdzie z zapowiedzi, ale rzeczywiście czułem, że jestem w bardzo dobrej formie i na pewno trafiłem z dyspozycją. Dwa lata temu spełniłem marzenie o starcie na igrzyskach, teraz o indywidualnym medalu imprezy mistrzowskiej, więc co teraz? Chyba medal mistrzostw świata" - powiedział 24-letni Kania, cytowany w materiale prasowym Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.
Na piątym miejscu uplasował się Piotr Michalski - 34,94, a siódmy był Damian Żurek - 35,06.
"Nie mogę mieć do siebie żadnych pretensji, bo to najlepszy bieg w tym sezonie. Jedynie na pierwszym łuku miałem dość mocne zawahanie. Bez tego pewnie byłbym gdzieś koło Marka" - ocenił Michalski, który triumfował w ME na tym samym torze przed dwoma laty.
Ta trójka sprinterów cieszyła się także dzień wcześniej ze złotego medalu w rywalizacji drużynowej.
"Wyjeżdżam z Heerenveen zadowolony, cieszę się, że udało się razem z chłopakami zdobyć mistrzostwo Europy w drużynowym sprincie. A to, że Marek wywalczył medal i zaprezentował się tak dobrze, pokazuje, że nasza grupa idzie do przodu, bo Piotrek też dzisiaj pojechał bardzo dobrze. Ja z lekkimi błędami, ale to jest sprint, tak bywa. Naszą główną docelową imprezą są mistrzostwa świata i to jest w tym sezonie najważniejsze" - skomentował Żurek.
Dorobek medalowy biało-czerwonych w Holandii uzupełniają drugie w sprincie drużynowym kobiet Andżelika Wójcik, Iga Wojtasik i Karolina Bosiek.
W poniedziałek reprezentacja Polski wraca do kraju, a cztery dni później wylatują na kolejne dwie rundy Pucharu Świata w Ameryce Północnej, a także mistrzostwa świata na dystansach w Calgary 15-18 lutego.(PAP)
