Od kilku dni bryluje w mediach. I wzbudza spore emocje. Mateusz Piskorski, były szczeciński poseł Samoobrony, jej rzecznik prasowy, stanął właśnie na czele nowej partii politycznej Zmiana. Zjazd założycielski odbył się w sobotę w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Jednym z gości miał być minister spraw zagranicznych Donieckiej Republiki Ludowej Aleksander Kofman. Przedstawiciel separatystów nie został jednak wpuszczony na teren Polski, czemu partia, za pośrednictwem Facebooka, zdecydowanie się sprzeciwiła. Bo też ugrupowanie jest prorosyjskie, popiera politykę Władimira Putina.
CZYTAJ TEŻ: ZMIANA - NOWA PARTIA LUDZI ANDRZEJA LEPPERA. ZAPRASZAJĄ DO POLSKI PRZEDSTAWICIELI NOWOROSJI
Skąd pomysł na Zmianę?
- To była oddolna inicjatywa - mówi nam Piskorski. - W związku z ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie, przewartościowaniem historii, z sytuacją gospodarczą w Polsce, która sprawia, że codziennie 16 osób popełnia samobójstwo, zaczęli się zgłaszać do mnie różni ludzie. Na początku wymiana poglądów miała miejsce głównie w internecie. Ludzie pisali, że na polskiej scenie politycznej jest miejsce na nową partię polityczną. Potem miałem spotkania na terenie całej Polski, stykałem się z takimi samymi opiniami - tłumaczy Piskorski, lider Zmiany.
- Podobno finansuje was Rosja? - dopytuję.
- Bardzo skąpy zrobił się ostatnio Władimir Putin. A tak na serio, wiem, że przygląda nam się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Czujemy się bezpiecznie. Wiemy, że żadne partie polityczne nie są i nie będą finansowane z zewnątrz - twierdzi Mateusz Piskorski.
- To skąd macie pieniądze na działanie partii. Przecież taka działalność sporo jednak kosztuje? - pytam.
- Mamy skromne dwupokojowe biuro w Warszawie. Biura w kilku miastach. Utrzymujemy je za własne pieniądze i pieniądze naszych sympatyków - twierdzi.
W deklaracji ideowej i programowej Zmiany czytamy, że ma ona walczyć o prawa bezrobotnych, młodzieży, emerytów i rencistów, ale także o prawa ludzi pracy
O co chodzi Piskorskiemu i pozostałym członkom Zmiany? Z deklaracji ideowej i programowej nowej partii wynika, że chce ona walczyć o "interesy ludzi pracy, bezrobotnych, młodzieży oraz emerytów i rencistów" i o polskie rolnictwo, "by zabezpieczyć zdrową polską żywność przed importem GMO". Jako "siła patriotyczna" Zmiana chce wyzwolić Polskę "spod dominacji struktur wielkiego kapitału i imperialistycznych mocarstw". Jest partią pokoju, "bo tylko w warunkach współpracy i przyjaźni z sąsiadami oraz wszystkimi narodami Europy od Atlantyku do Władywostoku można budować bezpieczne jutro dla naszego kraju". Piskorski nie ukrywa też, że doskonale rozumie i popiera politykę Putina, bo uważa, że ten robi, co trzeba.
- Mateusz Piskorski zawsze był kontrowersyjny - przyznaje Janusz Maksymiuk, były polityk Samoobrony. - Nie wiem, może w tej swojej kontrowersyjności widzi szansę na zaistnienie w mediach - zastanawia się były polityk Samoobrony.
Może i coś w tym jest, bo kto słyszał wcześniej o Mateuszu Piskorskim? Owszem, kilka lat temu był obecny na polskiej scenie politycznej, ale nigdy nie był graczem pierwszej linii. A tu od kilku dni: wywiady w gazetach, wizyta w studiu Polsat News, rozmowa z portalem Sputnik. Dla tych, którzy nie wiedzą: Sputnik to kontrolowany przez Kreml propagandowy portal dostępny od niedawna także w języku polskim. Piskorski chodzi po redakcjach i opowiada, opowiada, opowiada. Osiągnął swój cel.
- Tak jak ja myśli sporo osób - mówi w rozmowie z "Polską".
- No, wie pan, jakoś nie dostrzegam tłumów, słuchając pana poglądów. A czy sporo, to zweryfikuje wasz wynik wyborczy, jeśli staniecie do wyborów - mówię.
- No tak, ma pani rację, wynik wyborczy odpowie na wiele pytań. A do wyborów parlamentarnych staniemy, kto wie, może wystawimy nawet naszego kandydata w wyborach prezydenckich - zawiesza głos.
Janusz Maksymiuk przypomina sobie Piskorskiego jeszcze z czasów Samoobrony: inteligentny, błyskotliwy, wybijał się na tle innych. Sprawny organizacyjnie i zawsze miał coś do powiedzenia.
- Można się było z nim nie zgadzać, ale to nie był ktoś, komu trzeba było pisać, co ma mówić. To był dobry zadatek na polityka. Lubiłem go, chociaż nie wszyscy za nim przepadali - wspomina Maksymiuk.
Ale też Piskorski zdobył wykształcenie, w 2001 r. ukończył studia politologiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego. W stolicy zaczynał jako wolontariusz w biurze poselskim Samoobrony. Z czasem zaczął doradzać przewodniczącemu Lepperowi.
W 2005 r. wszedł do Sejmu z list Samoobrony. Pracował w Komisji Spraw Zagranicznych oraz Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. - Grzeczny, miły, kontaktowy, można z nim było o wszystkim porozmawiać - ocenia Renata Beger, była posłanka Samoobrony.
Kiedy Samoobrona nie weszła do Sejmu i praktycznie się rozpadła, wrócił do Szczecina. W styczniu 2011 r. uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych, broniąc na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu pracę doktorską pod tytułem "Samoobrona RP w polskim systemie partyjnym". Zaczął wykładać.
- Byłam tam nawet u niego raz w Szczecinie, studenci bardzo lubią jego wykłady - opowiada Renata Beger. Cały czas myślał chyba jednak o polityce, bo w wyborach parlamentarnych w 2011 r. bez powodzenia kandydował do Sejmu z pierwszego miejsca listy Polskiej Partii Pracy - Sierpień 80. Odchodził z Samoobrony i do niej wracał, by w końcu założyć Zmianę.
- Po praktycznym rozpadzie Samoobrony starsi jakoś sobie ułożyli życie, ale ci młodzi nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Każdy szuka jakiegoś pomysłu na siebie - tłumaczy Maksymiuk.
Piskorski znalazł taki. Z kontrowersyjnych postaw i poglądów znany jest od dawna. Od lat jeździ na wschód. W październiku 2004 r. został wysłany przez Leppera jako obserwator wyborów na Białorusi. "Nie wystąpiły żadne dające się zauważyć nieprawidłowości" - pisał na stronie internetowej Samoobrony.
W grudniu 2005 r., znowu wysłany przez Leppera, pojechał do samozwańczej Republiki Naddniestrzańskiej powstałej dzięki poparciu Kremla. Miał stwierdzić potem, że wybory do Rady Najwyższej Republiki były bardziej demokratyczne niż w Polsce i że zrobi wszystko, by Polska uznała Naddniestrze. Wybuchł skandal, Piskorski tłumaczył potem, że media Naddnieprza i Rosji przekręciły jego wypowiedzi. - On zawsze pewne sprawy widział inaczej. Wybierał takie elementy, których inni nie dostrzegali - tłumaczy Janusz Maksymiuk.
Piskorski mówi, że zaczynają skromnie. Mają dwupokojowe biuro w Warszawie, a partię finansują sami jej członkowie
Ale najwyraźniej Wschód mocno Piskorskiego zafascynował. Kiedy znalazł się poza polityką, zaczął działać w stowarzyszeniu Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych. Stowarzyszenie, które - przynajmniej oficjalnie - prowadzi działalność analityczną, znane jest z zainteresowania Wschodem i przychylności dla Putina oraz białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki.
CZYTAJ TEŻ: POLSCY POLITYCY UWIARYGADNIALI REFERENDUM NA KRYMIE. MATEUSZ PISKORSKI SZEFEM OBSERWATORÓW
Zresztą o Piskorskim i jego dziwnych powiązaniach ze Wschodem już w 2007 r. pisał tygodnik "Wprost". Ponoć do kontaktów z Piskorskim chętnie przyznają się rosyjskie i ukraińskie organizacje faszystowskie, które - według "Wprost" - są kontrolowane przez rosyjskie służby specjalne. - To nasz polityk i agent wpływu w Polsce - miał powiedzieć o Piskorskim dziennikarz Filip Leontiew. Jego wypowiedź zamieścił portal rosyjskiej telewizji o2TV. Mateusz Piskorski figurował też na oficjalnej stronie Międzynarodowego Ruchu Euroazjatyckiego, gdzie był opisany jako oficjalny przedstawiciel organizacji na Polskę. Piskorski już wtedy, w 2007 r., zaprzeczał sugestiom, jakoby był agentem rosyjskich służb, i zapowiadał, że skieruje przeciwko "Wprost" sprawę do sądu. Ale o dziwnych powiązaniach i kontaktach Piskorskiego pisał także swego czasu "Newsweek". W tygodniku padały ostre oskarżenia pod adresem byłego rzecznika Samoobrony. W tym przypadku Piskorski też zapowiadał, że spotka się z dziennikarzami w sądzie.
Dzisiaj nawet byli koledzy i koleżanki z Samoobrony odnoszą się do tego, co mówi Piskorski, z dystansem. A mówi rzeczy, które cieszą prokremlowskie media. Może rzeczywiście dobrze by było, aby Zmiana stanęła do jesiennych wyborów parlamentarnych. Wtedy Mateusz Piskorski i szefostwo nowego ugrupowania przekonają się, co dokładnie znaczy "sporo osób o takich samych poglądach".