Donald Trump w Białym Domu, czyli lecimy na Marsa

Dorota Kowalska
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Były deklaracje, są pierwsze decyzje. Niektóre, jak można się było spodziewać, mocno kontrowersyjne. Cel Donalda Trumpa jest jasny, mówił o nim i podczas przemówienia inauguracyjnego i podczas swojej kampanii wyborczej - uczynić Amerykę znowu wielką. To zadanie trochę na nowo porządkuje świat, a już na pewno jest początkiem nowej ery nie tylko w amerykańskiej, ale i światowej polityce.

Od kilku dni oczy całe-go świata skierowane są na Amerykę. I nic dziwnego: zaprzysiężenie Donalda Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych to nowe otwarcie w polityce międzynarodowej. I zmiany, o których trochę już wiemy.

- Złoty wiek Ameryki zaczyna się dziś. Od tego dnia nasz kraj będzie rozkwitać i znów będzie szanowany na całym świecie. Będą nam zazdrościć wszystkie narody i nie pozwolimy sobie, aby ktokolwiek nas wykorzystywał, już nie. W trakcie każdego dnia mojej prezydentury będę, krótko mówiąc, przedkładał Amerykę na pierwszym miejscu - mówi Donald Trump w przemówieniu inauguracyjnym. - Nasza suwerenność będzie odzyskana, nasze bezpieczeństwo przywrócone, szale sprawiedliwości zostaną znów wyrównane, niesprawiedliwe wykorzystywanie Departamentu Sprawiedliwości jako broni dobiegnie końca. Naszym najwyższym priorytetem będzie stworzenie kraju, który będzie dumny, będzie żyć w dobrobycie i wolności. Ameryka wkrótce stanie się większa, silniejsza i o wiele bardziej wyjątkowa niż kiedykolwiek wcześniej - kontynuował.

Trump dodał, że „od tej chwili upadek Ameryki dobiega końca”, bo 20 stycznia 2025 roku jest „dniem wyzwolenia”. Powtarzał, że „Stany Zjednoczone są krajem bardziej ambitnym niż każdy inny”

- Będziemy szli za naszym przeznaczeniem w gwiazdy, wysyłając astronautów, aby naszą flagę stawiali też na powierzchni Marsa - mówił Trump.

Powtórzył swoje zapowiedzi odzyskania Kanału Panamskiego. Zarzucił Panamie, że sprzeniewierzyła się umowie z USA, nakłada zbyt wysokie opłaty tranzytowe amerykańskim statkom i pozwoliła, by Kanał był kontrolowany przez Chiny. O przejęciu Grenlandii tym razem nic nie było.

Ale podczas jego przemówienia padło wiele innych deklaracji. Część z nich za chwilę wejdzie zresztą w życie, bo Trump jeszcze podczas uroczystości na Capitol One Arena podpisał ponad 20 dokumentów: rozporządzeń i dyrektyw wykonawczych.

Na jego inaugurację do Waszyngtonu zjechali politycy i biznesmeni z całego świata, transmisję z wydarzenia przeprowadziło ponad sto krajów; to było wydarzenie dnia, a, kto wie, może nawet roku. Słuchali Trumpa byli prezydenci USA, wiceprezydent Chin Han Zheng, prezydent Argentyny Javier Milei, prezydent Paragwaju Santiago Peña, premier Włoch Georgia Meloni, którą Trump jest zachwycony, bo, jak to stwierdził, „zawojowała Europę szturmem”. W Waszyngtonie nie zabrakło prezydenta Francji Emmanuela Macrona, był prezydent Ekwadoru Daniel Noboa, przewodniczący parlamentu Tajwanu Hana Kuo-yu. Polskę reprezentował były premier Mateusz Morawicki, przewodnicząc partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w europarlamencie.

Była też trójka najbogatszych ludzi świata: Elon Musk, Jeff Bezos i Mark Zuckerberg, a obok nich inni szefowie wielkich firm i korporacji.

Wszyscy z niecierpliwością czekali na pierwsze decyzje nowego prezydenta, zwłaszcza po tym, co mówił w kampanii wyborczej, bo wiele jego zapowiedzi wzbudziło już wtedy mnóstwo kontrowersji. Trump zyskał opinię polityka nieprzewidywalnego, ale też jego słowa mogły niepokoić.

- Myślę, że przede wszystkim nie chodzi tu o strach, ale o niepewność. Wiele krajów, zarówno sojuszniczych, jak i tych nieprzychylnych Stanom Zjednoczonym, zastanawia się, czego można się po Donaldzie Trumpie spodziewać i na ile poważnie traktować jego deklaracje. Z drugiej strony jest to świadoma taktyka Trumpa. On nawet tego specjalnie nie ukrywa - takie, w cudzysłowie, „udawanie szaleńca” czasami jest korzystną strategią właśnie dlatego, żeby wprowadzić pewne zamieszanie, niepewność i skłonność do ustępstw po stronie oponentów - mówił nam amerykanista Andrzej Kohut z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Podobnego zdania jest prof. Roseanne McManus, politolożka z Pennsylvania State University. - Uważam, że nie należy traktować dosłownie tego, co on mówi. Te jego komentarze traktuję raczej jako formę trollingu. Trump po prostu lubi ten sposób komunikowania się, także w wymiarze globalnym. Nie wierzę, że on jest naprawdę skłonny wykorzystać siłę wojskową do przejęcia kontroli nad tymi obszarami. To jego pozycja negocjacyjna, którą nazwałam „strategią szaleńca” - stwierdziła.

Przed nami wielka deportacja

Kilka decyzji już jednak zapadło. Donald Trump ogłosił stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem, a to pozwala mu na wysłania tam dodatkowych wojsk, przywrócenie polityki odsyłania ubiegających się o azyl do Meksyku, uznania karteli narkotykowych za organizacje terrorystyczne. Trump obiecuje „szok i przerażenie”, bo, jak wielokrotnie zapowiadał, czeka nas największa deportacja, jaką widziały Stany Zjednoczone.

Jest przygotowany do tego planu. Tom Homan przemierzył Amerykę, odkąd Trump mianował byłego policjanta i urzędnika imigracyjnego swoim „carem granicznym”. To właśnie Homan ma pozbyć się milionów nielegalnych imigrantów, przede wszystkich tych z przestępczą przeszło-ścią.

Pierwsze cele? San Diego i Chicago. Nie bez powodu zresztą. Region San Diego stał się jednym z najbardziej ruchliwych miejsc nielegalnego przekraczania granicy z Meksykiem. Chicago gościło dziesiątki tysięcy migrantów przywożonych autobusami i samolotami przez gubernatora Teksasu Grega Abbotta.

To, co łączy oba miasta, to ich liderzy, którzy ślubowali przeciwstawić się Homanowi, chroniąc nielegalnych przed deportacją. Rada Nadzorcza Hrabstwa San Diego głosowała w 2024 roku za tym, aby stać się społecznością „superazylu”. W Chicago burmistrz Brandon Johnson powtarza, że lokalne organy ścigania nie mogą współpracować z federalnymi urzędnikami imigracyjnymi.

- San Diego, odczepcie się. Nadchodzimy - mówił Homan. - Burmistrz Chicago powiedział, że nie jestem mile widziany w tym mieście. Zgadnijcie, gdzie będę pierwszego dnia? - dodał.

Trump zapowiadał, że masowe deportacje „rozpoczną się bardzo wcześnie i bardzo szyb-ko”. W wywiadzie telefonicznym z Kristen Welker z NBC odmówił podania nazw miast, w których odbędą się naloty.

Chicagowskie National Immigrant Justice Center już radzi nielegalnym migrantom, aby konsultowali się z prawnikami, zapamiętali numery telefonów rodziny, nawiązali kontakt ze szkołami swoich dzieci i przechowywali niezbędną dokumentację w bezpiecznym miejscu.

Kongresmen Chuy Garcia, demokrata z Illinois, współpracuje z kościołami i grupami społecznymi, aby pomóc imigrantom zrozumieć ich prawa, jeśli przyjdą agenci ICE.

Trump cofnął, a w każdym razie zmienił tak zwane prawo ziemi, czyli prawo nabywania obywatelstwa wraz z narodzinami na terenie USA. Według nowych zasad prawo to nie będzie dotyczyć dzieci nielegalnych imigrantów i osób przebywających w USA krótkoterminowo.

Teraz Zatoka Amerykańska

Oprócz stanu wyjątkowego na granicy z Meksykiem, nowy prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił też stan wyjątkowy w energetyce. Wszystko po to, aby łatwiej wydobywać ropę.

- Ogłaszam narodowy kryzys energetyczny. Będziemy wiercić, kochani, wiercić. Ameryka znów będzie krajem produkcyjnym. I mamy coś, czego inne kraje produkcyjne nigdy nie będą miały. Mamy największe zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego ze wszystkich krajów na świecie. I zamierzamy to wykorzystać. Znów będziemy bogatym narodem z tym płynnym złotem pod stopami - powiedział Donald Trump.

Amerykanie, jak stwierdził Trump, „będą mogli kupić taki samochód, na jaki mają ochotę”, bo rząd wycofa się z planów związanych z produkcją pojazdów elektrycznych. I pewnie na nic się zdadzą protesty ekologów.

Trump zapowiedział także, że zamierza przywrócić społeczeństwo „ślepe na kolor skóry i oceniające obywateli na podstawie ich zasług”.

- Od dzisiaj stanie się to oficjalną polityką amerykańską, że istnieją dwie płcie: męska i żeńska - podkreślił 47. prezydent Stanów Zjednoczonych.

Jeszcze w poniedziałek ułaskawił też niemal półtora tysiąca uczestników szturmu na Kapitol. Wśród nich skazanego na 22 lata więzienia szefa prawicowej bojówki Proud Boys - Enrique Tarrio.

Nie wszystkim spodobała się ta decyzja. „Działania prezydenta są oburzającą zniewagą dla naszego systemu sprawiedliwości i bohaterów, którzy cierpieli z powodu fizycznych blizn i traumy emocjonalnej, broniąc Kapitolu, Kongresu i Konstytucji. To haniebne, że prezydent postanowił uczynić jednym ze swoich priorytetów porzucenie i zdradę policjantów, którzy ryzykują życie, aby powstrzymać próbę podważenia pokojowego przekazania władzy” - napisała w mediach społecznościowych była przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, której biuro podczas zamieszek zostało całkowicie zdemolowane.

Wśród dekretów podpisanych przez Trumpa jest także rozporządzenie znoszące 78 „rozporządzeń wykonawczych, rozkazów, memorandów i innych” wydanych przez prezydenta Joego Bidena, wstrzymanie wydawania nowych regu-lacji przez agencje rządowe, wstrzymanie zatrudnienia do „osiągnięcia pełnej kontroli nad państwem”, rozkaz do wszystkich agencji, by podjęły działania zmierzające do obniżenia cen, rozkaz powrotu wszystkich urzędników fe- deralnych do pracy w biurze z pracy zdalnej.

Trump zawiesił na 90 dni wszystkie programy amerykańskiej pomocy zagranicznej, bo, jak stwierdził „żadna dalsza pomoc zagraniczna Stanów Zjednoczonych nie może być wypłacana w sposób, który nie jest w pełni zgodny z polityką zagraniczną prezydenta”, a dotychczasowy sposób przekazywania tej pomocy nie sprzyjał „pokojowi na świecie”. Dlaczego? Bo „promował w obcych krajach idee bezpośrednio sprzeczne z harmonijnymi i stabilnymi relacjami wewnętrznymi oraz międzynarodowymi”.

Nowy prezydent zdecydował także o wstrzymaniu egzekwowania ustawy zakazującej funkcjonowania TikToka pod chińską kontrolą, zmienił nazwę góry Denali na McKinley i Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską.

Stany Zjednoczone mają wycofać się z Paryskiego Porozumienia Klimatycznego i opuścić Światową Organizację Zdrowia (WHO). Zabójcom policjantów i zabójcom nielegalnym imigrantów grozić będzie kara śmierci.

Początek nowej ery

Sporo tego jak na pierwsze dni urzędowania; niektórzy mówią: „Trump idzie na ostro”. Nic dziwnego, że światowe media piszą o początku nowej ery.

„Po jego przemówieniu inauguracyjnym nie ma już wątpliwości: żyjemy w nowym świecie. Porządek międzynarodowy, prawo międzynarodo-we, stare sojusze i partnerstwa - to wszystko już się nie liczy. Trump postrzega siebie jako prezydenta, który bezwzględnie egzekwuje interesy Stanów Zjednoczonych” - pisze portal tygodnika „Spiegel”.

Zdaniem „Spiegla” „Trump obróci słabości swoich partnerów - a Europa ma ich wystarczająco dużo - na swoją korzyść i wykorzysta siłę Ameryki do narzucenia swojej woli innym krajom”.

„Trump zamiata erę Bidena dekretami antyimigracyjny-mi, ekologicznymi i dotyczącymi różnorodności. Prezydent wycofuje Stany Zjednoczone z Porozumienia Paryskiego i Światowej Organizacji Zdrowia, ułaskawia osoby skazane za atak na Kapitol i zmienia nazwę Zatoki Meksykańskiej, ale nie nakłada jeszcze ceł na import” - wylicza na pierwszej stronie hiszpański dziennik „El Pais”.

Brytyjski BBC pisze o ułaskawieniu osób odpowiedzialnych za atak na Kapitol w 2020 roku i zapowiedzi odebrania automatycznie przyznawanego obywatelstwa amerykańskiego dzieciom imigrantów.

„W swoim przemówieniu w Rotundzie prezydent Donald Trump opisał siebie jako odkupiciela kraju w kryzysie: Bóg mnie uratował, abym znów stał się wielki. Obiecuje odesłać nielegalnych imigrantów, zmienić nazwę Zatoki Meksykańskiej i odzyskać Kanał Panamski” - to włoski „Corriere della Sera”. Jest o czym pisać! Dzieje się, i to na naszych oczach.

Nie wszyscy są zadowoleni

Na pierwsze decyzje Donalda Trampa zareagowali już WHO i chińskie MSZ. Prezydent Panamy Jose Raul Mulino też postanowił odpowiedzieć nowemu amerykańskiemu prezydentowi.

„Światowa Organizacja Zdrowia z ubolewaniem przyjmuje informację, że Stany Zjednoczone Ameryki zamierzają wystąpić z organizacji” - napisano w specjalnie wydanym komentarzu.

Dalej jest o tym, że WHO odgrywa kluczową rolę w ochronie zdrowia i bezpieczeństwa ludzi na całym świecie, w tym Amerykanów, że zajmuje się pierwotnymi przyczynami chorób, budowaniem silniejszych systemów opieki zdrowotnej, wykrywaniem, zapobieganiem i reagowaniem na sytuacje kryzysowe związane ze zdrowiem.

„Przez ponad siedemdziesiąt lat WHO i USA uratowały niezliczone życia, chroniły Amerykanów i wszystkich ludzi przed zagrożeniami dla zdrowia. Razem położyliśmy kres ospie prawdziwej i ra- zem doprowadziliśmy polio na skraj wykorzenienia. Instytucje amerykańskie wniosły wkład do członkostwa w WHO i na nim skorzystały”.

Chiński rząd też, ustami rzecznika chińskiego MSZ Guo Jiakun, wyraził „zaniepokojenie” zapowiedzią prezydenta Trumpa o wycofaniu kraju z porozumienia paryskiego i WHO. Pekin najwidoczniej boi się wojny handlowej ze Stanami Zjednoczonymi, dlatego, jak podkreślił Guo Jiakun, liczy na współpracę w tej kwestii.

- Kanał Panamski jest i pozostanie własnością Panamy - oświadczył z kolei prezydent tego państwa Jose Raul Mulino. „W imieniu Republiki Panamy i jej narodu muszę w sposób całkowity odrzucić słowa wypowiedziane przez prezydenta Donalda Trumpa w odniesieniu do Panamy i jej Kanału w swoim przemówieniu inauguracyjnym (…). Kanał jest i pozostanie własnością Panamy” - napisał Mulino.

I przypomniał, że przekazanie kanału było wynikiem pokoleniowych starań. Dzięki nim podpisano w 1999 roku traktat Torrijos-Carter i od tego czasu kanał znajduje się pod rządami Panamy, która „rozwija go odpowiedzialnie, aby służył światu i światowemu handlowi - w tym amerykańskiemu”. Jose Raul Mulino zasugerował też, że może lepiej o takich sprawach rozmawiać drogą dyplomatyczną.

Wyzwania przed UE

Co ciekawe, w inauguracyjnym przemówieniu Donald Trump stosunkowo niewiele mówił o polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych; więcej zdradził kilka minut później w Gabinecie Owalnym.

- Zełenski powiedział mi, że chce zawrzeć umowę, nie wiem, czy Putin to zrobi... Może nie. Myślę, że powinien zawrzeć umowę. Myślę, że niszczy Rosję, nie zawierając umowy - powiedział Trump dziennikarzom pierwszego dnia swojej drugiej prezydentury. - Myślę, że Rosja ma spore kłopoty. Spójrzcie na jej gospodarkę, spójrzcie na inflację w Rosji. Świetnie dogadywałem się z Putinem, mam nadzieję, że będzie chciał zawrzeć umowę - dodał.

Trump stwierdził, że Putin nie może być zadowolony z powolnego postępu swojej wojny z Ukrainą - prawie trzy lata po tym, jak wydał rozkaz ataku i 11 lat po tym, jak za- maskowane wojska rosyjskie po raz pierwszy wkroczyły na Krym.

- Większość ludzi myślała, że potrwa to około tygodnia, a teraz minęły trzy lata. To nie stawia go w dobrym świetle - powiedział Trump. - Mamy dane, że zginęło prawie milion rosyjskich żołnierzy. Zginęło też około 700 000 ukraińskich żołnierzy. Rosja jest większa, ma więcej żołnierzy do stracenia, ale to nie jest sposób na rządzenie krajem - dodał.

Choć o polityce zagranicznej było niewiele, wiadomo, że prezydentura Trumpa to dla Unii Europejskiej nowe wyzwanie.

- Zwróciłbym uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, w swojej polityce wobec Unii Europejskiej Donald Trump może poszukiwać kontaktu nie z Unią jako całością, ale może stawiać mocniej na relacje bilateralne i niejako wyciągać tych członków Unii Europejskiej, którzy będą bardziej skłonni do współpracy z nim, kosztem tych, którzy tej współpracy będą się opierać. To jest pierwsza rzecz - mówił nam ostatnio Andrzej Kohut. - Druga rzecz to pytanie, jak nowa administracja Trumpa, a może nawet bardziej wpływowi sojusznicy, tacy jak Elon Musk, będą stara-li się wpłynąć na wybory w Niemczech. Wiemy, że Musk zaangażował się po stronie radykalnej niemieckiej prawicy spod znaku AfD. Czy to zaangażowanie się utrzyma i na ile będzie połączone z agendą Trumpa? - pytał.

Zdaniem amerykanisty to może stanowić element budowania sieci sojuszników w Europie, oderwanej od struktur Unii Europejskiej. Trump albo jego wysłannicy będą szukać wsparcia w poszczególnych państwach, które mogą być bardziej skłonne do współpracy z jego administracją. Jeżeli Unia pozwoli się rozegrać w taki sposób, to, zdaniem Kohuta, pogłębi podziały. UE musi po prostu trzymać wspólny front wobec Trumpa. Czy to się uda? Nie będzie łatwo: Trump ma w UE swoich sympatyków, żeby wspomnieć chociażby Wiktora Orbana, ale przecież nie tylko jego. Populiści w Europie od lat rosną w siłę.

Każdy ma swoją Amerykę

Polscy politycy do zmiany w Białym Domu podchodzą spokojnie, przynajmniej w oficjalnych rozmowach.

- Podkreślaliśmy to wielokrotnie, że akurat prezydent Trump jest znany ze swojego podejścia biznesowego również do polityki. Ma to oczywiście dobre i złe strony, ale akurat Polska jest tym krajem, który rekordowo dużo w 2025 i 2026 roku będzie wydawał na sprawy obronności. Gros tych zakupów możemy skierować w stronę amerykańską, bo sprzęt amerykański jest kluczowy i bardzo często najlepszy. Myślę, że prezydent Trump doskonale sobie z tego zdaje sprawę - stwierdził Cezary Tomczyk, wiceszef MON, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, w rozmowie z i.pl. I dodał, że „dla nas partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi jest absolutnie strategiczne niezależnie od tego, kto jest akurat prezydentem. Łączą nas też więzi biznesowe”.

Przypomniał też, że „polityka rządzi się swoimi prawami”. - Polityka taka jest, że czasami język jest ostrzejszy niż działania - stwierdził Tomczyk.

Przed wtorkowym posiedzeniem rządu premier Donald Tusk podkreślił z kolei, że konsulaty i służby są gotowe do pomocy wszystkim Polakom pracującym i przebywającym w USA „z różnym poziomem legalności”, a każdy Polak chcący powrócić do kraju będzie „serdecznie przywitany”.

- Być może nie ma żadnych powodów do niepokoju, ale chcę was zapewnić, że Polska będzie dobrze przygotowana do każdej sytuacji. Tak od serca: każda Polka i każdy Polak będą serdecznie witani w kraju. Tu każdy znajdzie swoją Amerykę, przez ostatnie lata wiele się zmieniło. Każdy, kto chce pracować, kto wierzy we własną przyszłość, znajdzie tu swoje miejsce - powiedział Donald Tusk.

Uspokaja Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych, przewodniczą-cy Rady do spraw Współpracy z Ukrainą. I podkreśla, że „jedyną rzeczą, jaką można na takie czasy zaproponować, to wzmocnienie bezpieczeństwa Europy, zwiększenie produkcji przemysłowej, zwiększenie produkcji amunicji. Pokazanie, że Europa sobie radzi.

- Tylko na tej zasadzie można zbudować relacje z Donaldem Trumpem. Rozwiązaniem nie jest autonomia strategiczna, rozwiązaniem nie jest odcinanie się od Stanów Zjednoczonych. Rozwiązaniem jest wzmocnienie Europy tak, aby była w większym stopniu partnerką dla innej Ameryki, Ameryki Trumpa - mówił mi Kowal w ostatnim wywiadzie. - Trze-ba pokazać, że Polska jest dzisiaj tą częścią Unii Europejskiej, która jest w stanie brać odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale także za region; musimy proponować rozwiązania dla całej Unii. Pokazać, że Polska nie jest źródłem kłopotów w relacjach ze Stanami, ale jest państwem, które jest w stanie te relacje wzmacniać. Musimy budować mosty tam, gdzie pojawiają się niesnaski - dodał Paweł Kowal.

I chyba sporo w tym racji. Zawsze inaczej rozmawia się, jeśli nie z kimś równym sobie, to przynajmniej z kimś, kto ma w ręce mocne argumenty. Jak słusznie zauważa „Spiegel”, pojawienie się Trumpa przynosi przynajmniej jasność: my, Europejczycy, musimy wreszcie nauczyć się dbać o własne bezpieczeństwo. Cóż: nowy czas, nowe wyzwania.

Współpraca: Kazimierz Sikorski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl