Mieszkańcy wsi są w szoku. Trudno uwierzyć, że to historia z ich ulicy. "To grzeczni i uśmiechnięci ludzie" - mówią o rodzicach 3-latki

Wideo
od 12 lat
O rodzicach trzyipółletniej dziewczynki, której sprawą zajęli się prokuratorzy i sąd rodzinny, sąsiedzi mówią, że to w porządku ludzie, zawsze uśmiechnięci. – Nie mogłam uwierzyć. Nie spałam całą noc – mówi jedna z kobiet. – Coś było nie tak, duże dziecko w wózku i bez energii, ale może chore, przecież takich historii jest wiele – mówi inny z mieszkańców. OPS z Sulechowa zajmuje się sprawą i apeluje, jeśli coś zaniepokoi, trzeba zgłaszać.

AKTUALIZACJA, 18 marca 2025 r.

Decyzją sądu został przedłużony areszt dla rodziców Helenki, o kolejne trzy miesiące.

We wsi pod Sulechowem, w której mieszkała głodzona dziewczynka, wszyscy się znają, ale trudno im było uwierzyć, że ta historia działa się właśnie tutaj. – Dostałam telefon z pytaniem, czy ja wiem, co się u nas stało. Powiedziałam, że u nas nie ma takiego dziecka. Przyszło mi do głowy, że ludzie coś wymyślają. A potem się okazało, że to jednak w naszej wsi. Człowiek nie mógł spać przez całą noc. Jak tak można? – pyta kobieta, którą spotykamy niedaleko placu zabaw i zewnętrznej siłowni.

3-latka waży tyle ile roczne dziecko

W niedzielę wieczorem do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze na tzw. nocną świąteczną opiekę zdrowotną zgłosili się rodzice trzyipółletniej dziewczynki. Argumentowali, że nie chce jeść i nie ma z nią kontaktu. (W środę prokuratura doprecyzowała, że zgłosiła się matka z córką, a ojciec dojechał następnego dnia.) Okazało się, że jest w bardzo ciężkim stanie. Rano szpital zawiadomił służby. Sprawą zajęły się Prokuratura Rejonowa w Świebodzinie i Sąd Rodzinny.

Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, rodzice dziewczynki, ze względu na swoje przekonania, mieli stosować wobec niej restrykcyjną dietę. Miała być karmiona tylko winogronami i mlekiem matki. Trzylatka waży tyle, ile średnio roczne dziecko.

Jeszcze w poniedziałek po południu decyzją prokuratury zatrzymano rodziców na 48 godzin. W środę odbyły się przesłuchania. Tego samego dnia po południu odbyła się konferencja prasowa w Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze na temat dalszych decyzji służb w tej sprawie. Piszemy o tym w artykule: Rodzicom wygłodzonej 3-latki grozi nawet 20 lat więzienia. Wstrząsające ustalenia prokuratury

Żyli skrycie

Z informacji Prokuratury Okręgowej przekazanych we wtorek (17 grudnia) wynikało, że sytuację dziecka mogło znać wąskie grono osób.– Ze wstępnych ustaleń wynika, że ta rodzina żyła w dość mocnym ukryciu. Rzeczywiście mogło się zdarzyć tak, że mało osób wiedziało o aktualnym stanie tej dziewczynki – mówiła prokuratorka Ewa Antonowicz.

– Nie wiem, czy specjalnie nie skłócili się z rodziną, żeby się do nich nie wtrącali. Prowadzili skryte życie. Wprawdzie on, kogo spotkał, to się zatrzymał i porozmawiał, ale nikt do nich nie chodził, nikogo nie zapraszali – potwierdza jeden z dalszych sąsiadów.

I wyjaśnia, że za ścianą domu, mieszkają dziadkowie dziewczynki, ale mają wejście z innej strony. Próbujemy się z nimi skontaktować, ale bramka jest zabezpieczona. Nie znajdujemy dzwonka. W pobliżu mieszkają też inni krewni, ale widząc obcych nie wychodzą z domu. – Rodzice dziewczynki byli skłóceni ze wszystkimi w rodzinie – słyszymy od ludzi we wsi.

Spotkana kobieta broni matki dziewczynki.

– Jej nie winię, coś z nią było nie tak. On to był dominujący, ale naprawdę nie był zły – uważa. – Zanim urodziła córkę, trochę inna była, ale też zamknięta – kwituje jeden z mężczyzn.

Spacery główną ulicą

Większość domów we wsi położona jest przy głównej ulicy. Ta właśnie została wyremontowana. Na piątek zaplanowano uroczyste otwarcie połączone ze spotkaniem świątecznym. – Teraz jesteśmy sławni, ale ze złej strony. A przecież to spokojna wieś. U nas nie ma żadnej patologii, ta rodzina też nie jest patologiczna – zapewnia jeden z mieszkańców.

– To w porządku ludzie, grzeczni, i ona i on. I spacerowali z dzieckiem. Zawsze uśmiechnięci. Byli bardzo dobrzy dla tej dziewczynki. Widziałam, jak bawiła się z innymi dziećmi. Nie wiem, co się stało. Żadnych śladów nie było, żeby coś złego się działo – uważa kobieta.

Słyszymy, że przynajmniej raz dziennie, głównie ojciec, wychodził z córką na spacer i przemierzał nową ulicą wieś od jednego końca do drugiego, i z powrotem. Dwa razy mijał figurę Matki Bożej z napisem „Maryjo ofiaruję Ci swoje serce”. Po drodze nie mijali sklepu. Został zamknięty kilka lat temu.

Jeden z sąsiadów przyznaje, że dziewczynka zachowywała się dziwnie, jak na swój wiek. – Leżała w wózku bez energii. A wiadomo, ile energii mają dzieci w tym wieku. Wszędzie ich pełno. Nie mogą usiedzieć – wyjaśnia. – Była zakryta tak, że nie było widać jej twarzy – dodaje.

Coś niepokoi? Trzeba to zgłosić! Tu zgłoszeń nie było...

Do Ośrodka Pomocy Społecznej w pobliskim Sulechowie mieszkańcy miasta i okolicy zgłaszają różne sprawy zaniedbań w rodzinach. Pracownicy mają obowiązek każdą informację sprawdzić. W tym przypadku zgłoszeń nie było.

– Rodzina działała poza systemem pomocy społecznej. Nie korzystali ze świadczeń. Nie było żadnych zgłoszeń odnośnie nieprawidłowości w działaniu rodziny ani ze strony rodziny, sąsiadów czy społeczności lokalnej lub służby zdrowia. Jesteśmy w trakcie badania sytuacji i podejmiemy dalsze działania. Na chwile obecną tyle mogę powiedzieć – przyznaje Ewa Kowalewska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Sulechowie.

– W jakich sytuacjach, sąsiedzi powinni zawiadamiać OPS? – dopytujemy. – Dobrze by było rozejrzeć się wokół, spojrzeć na sąsiadów. Jeśli zobaczymy cokolwiek, co nas zaniepokoi, prosimy, żeby zgłaszać. Może to w przyszłości zapobiegnie podobnym sytuacjom – apeluje dyrektorka ośrodka.

Okazuje się, że można zawiadomić pracowników OPS, nawet gdy nie ma się pewności, a tylko podejrzenie.

– Myślałem, że dziewczynka jest chora, przecież teraz dużo jest dzieci z autyzmem na przykład, ale nie przypuszczałem, że jest tak karmiona, że zostały zaburzone jej funkcje życiowe – przyznaje jeden z mieszkańców wsi. Słyszał z mediów, że matka dziecka jest weganką. – Weganizm to nie jest nic strasznego, ale nie można dzieciom narzucać swojej woli. Moim zdaniem u dzieci powinien być zakazany – przekonuje.

Na pytanie, dlaczego nikt nie zgłaszał sprawy, odpowiada, że nikt nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje. Poza tym takie rzeczy zgłasza się też na policji, a ojciec dziewczynki od dwóch lat jest na policyjnej emeryturze.

W pobliżu OPS na ławeczce siedzi para młodych rodziców. W wózku ich siedmiomiesięczna córeczka. O sprawie nie słyszeli, ale chętnie mówią, co już je ich dziecko.

– Mleko mamy pije oczywiście. Ale już dajemy wszystkie owoce, kiwi, mandarynki, banany i jabłka już je. A z kaszek to wszystkie, i ryżowo-kukurydziane, ryżowo-mleczne, jarzynowo-mięsne. Wszystko – wymieniają i cieszą się młodzi rodzice.

Jedna z mieszkanek wsi mówi wprost, że nie wierzy, żeby rodzice mogli cały czas karmić dziecko tylko winogronem i mlekiem.

– Człowiek by tego nie przeżył. Może ktoś im nagadał, żeby tak robili? Nie mam pojęcia – stwierdza. I opowiada, że latem wielu uprawia ogródki. – Mamy tutaj swoje buraczki, pomidorki, ogórki – wymienia.

Czytaj też:

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
R
Tacy są "uśmiechnięci"
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl