Morozowski: Myślałem, że Rosja jest jak każdy inny kraj. Filozofia „elit”: Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić

Dawid Wildstein
Dawid Wildstein
Wypowiedziane przez dziennikarza TVNu, z niewzruszoną pewnością, słowo „wszyscy” wyraźnie sugeruje, że jego stwierdzenie to żaden „wypadek” przy pracy, tylko „intelektualny standard” tego środowiska.
Wypowiedziane przez dziennikarza TVNu, z niewzruszoną pewnością, słowo „wszyscy” wyraźnie sugeruje, że jego stwierdzenie to żaden „wypadek” przy pracy, tylko „intelektualny standard” tego środowiska. fot. Sylwia Dąbrowa
Kilka dni temu na antenie TVN24 redaktor Andrzej Morozowski raczył się podzielić z widzami następującą uwagą - „wszyscy się myliliśmy, ja też się myliłem i uważałem, że Rosja jest jak każdy inny kraj, do lutego poprzedniego roku”. Trzeba zdać sobie sprawę, że wspomniana mądrość nie została wygłoszona przez przypadkowego przechodnia, złapanego w trakcie sondy ulicznej. To słowa wielkiego „dziennikarskiego autorytetu”, intelektualisty i wzoru, zdaniem wielu, do naśladowania. Morozowski pokazał obraz intelektualny swojego środowiska. Nie jest on zbyt „ciekawy”.

Pierwsze pytanie, które się nasuwa, to skąd redaktor Morozowski wziął taką cezurę czasową. Co wydarzyło się w lutym 2021, że akurat do tej daty, jako przełomowej, odwołuje się dziennikarz TVN? Owszem, można byłoby to uznać za zwykły lapsus, niestety dalsze słowa Morozowskiego każą uznać, że ta pomyłka dobrze obrazuje poziom wiedzy redaktora. Gorzej, wypowiedziane przez dziennikarza TVNu, z niewzruszoną pewnością, słowo „wszyscy” wyraźnie sugeruje, że jego stwierdzenie to żaden „wypadek” przy pracy, tylko „intelektualny standard” tego środowiska.

Znak równości między USA i Rosją?

W dalszej bowiem części swojego wystąpienia Morozowski zaczyna porównywać działania Rosji do USA, stawiając między nimi znak równości. Ciężko to nazwać inaczej, niż po prostu realizowaniem prorosyjskiej agendy informacyjnej. Po pierwsze, czy faktycznie przed lutym 2022 (bądź nawet, jak chce tego autorytet TVNu, przed lutym 2021) mieliśmy do czynienia z innym państwem? Z krajem, którego zachowanie pozwalało na uznanie, że jest on „jak każdy inny”? Przypomnijmy tylko kilka wyczynów tej „normalnej” Rosji. Bezprawna aneksja Krymu i organizowane tam represje, de facto etniczne, wymierzone w Tatarów, mordy polityczne. Systematyczne domykanie, połączone z zabijaniem przeciwników, systemu dyktatorskiego, pozwalającego Putinowi na pełnię władzy. Dziesiątki tysięcy ofiar agresji na Ukrainę, ciągłe ostrzały tego państwa, zbrodnie na cywilach, zainstalowanie bandyckich, opartych na terroryzmie pseudopaństw na terytoriach okupowanych, zestrzelenie cywilnego samolotu.

Ludobójstwo w Syrii, używanie tam najpotworniejszych, nielegalnych rodzajów broni, nie wobec ugrupowań zbrojnych, ale normalnych, nie biorących udziału w konflikcie, ludzi. Stworzenie grupy pseudonajemników, tzw. Wagnerowców, do realizowania swoich celów na terenach, gdzie Rosja chciała rozszerzać swoje wpływy, najgorszej zbieraniny bandytów i psychopatów, nie cofających się w swoich działaniach przed żadnymi okropnościami. Oto „kraj jak każdy inny” Morozowskiego. Dodajmy do tego ciągłe destabilizowanie państw naszego regionu, regularne prowokacje wymierzone zwłaszcza w kraje bałtyckie oraz w nas, przykładem hybrydowy atak przeprowadzony ze strony Białorusi.

Czy faktycznie nikt nie ostrzegał przed Rosją, wszyscy w nią „wierzyli”? Bez żartów. Wystarczyło mieć otwarte uszy. Może głos ten był słabo słyszany z salonów niemieckich czy francuskich, ale warto było posłuchać tego, co mówią w Warszawie (tylko nie członków PO i dziennikarzy GW czy TVN), Londynie, w Rydze, Wilnie czy Tallinie.. a zwłaszcza w Kijowie. Że o samym Lechu Kaczyńskim i jego wspaniałej przemowie w Tbilisi nie wspomnę.

Przekaz małpek: nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić…

Morozowski wolał jednak nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić, jak te durne małpki, które tak często widzimy na czyimś biurku czy parapecie. Skąd aż taka tępota? Oczywiście nasz biedny redaktor nie miał tak naprawdę wielkiego wyboru. Po pierwsze jego postawa wynikała z konieczności przedstawiania prawicy jako bandy najgorszych potworów, którzy wszędzie wietrzą spiski i agresję, w przeciwieństwie do miłującej partii PO i jej zagranicznych patronów. Ci przecież obiecywali, że nic złego się nie stanie, a Rosja to… no właśnie, „kraj jak każdy inny”.

Jak to możliwe, że tacy źli ludzie mogli mieć rację w czymkolwiek, a elity UE być w błędzie? Zapewne do dziś Morozowski tego nie rozumie. Po drugie, ta postawa małpek wynikała z samej specyfiki rządów PO, która przez lata swojej władzy wmawiała Polakom, że nie musimy się już o nic martwić, jeśli chodzi o kwestie geopolityczne. Te bowiem zostały rozwiązane raz a dobrze przez właściwych ekspertów z Brukseli. Zaś Tusk jest tym, który skończył historię i wprowadził Polskę do złotego wieku pokoju UE. Broń Boże nie znaczyło to, że wszelkie zagrożenie zniknęły. Sprowadzały się jednak głównie do tego, że ten okropny PiS dojdzie do władzy.

Przypomnijmy zresztą jeden z głównych argumentów, który miał świadczyć o tym, jak strasznie wtedy będzie. Otóż PiS miał między innymi nas skłócić z Moskwą. Wymieńmy też w tym kontekście wyczyny ówczesnego BBNu, proponującego zastąpić NATO sojuszem europejskim, którego członkiem byłaby Rosja. Powróćmy też do wspaniałego cytatu z ówczesnego prezydenta, Bronisława Komorowskiego, że „Polska jest bezpieczna, bo ze wszystkimi sąsiadami prowadzi dialog”. Słowa te zostały wypowiedziane relatywnie niedługo przed Majdanem i pierwszą fazą rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Wypowiedź Morozowskiego pokazuje jeszcze coś, zwłaszcza, gdy mówi on o USA. Tutaj już czuć czysto „niemieckiego ducha”. Dziennikarz TVNu w ten sposób przypomina obowiązującą przez lata w Brukseli (głównie z powodu niemieckiej polityki, chociaż ciężko tu nie docenić wpływu Francuzów) doktrynę polityczną. Traktowanie USA i Rosji podobnie, ba, nawet patrzenie na tą ostatnią z większą sympatią, jako realniejszego partnera, na którym będziemy można się oprzeć, żeby zbudować własną potęgę. Zbrodnia w Buczy pokazała, czym to myślenie się skończyło.

Wojna na Ukrainie nie pojawiła się znikąd

Słowa Morozowskiego pokazują, jak głęboko w tym środowisku tkwi poprzednie myślenie o Rosji i związany z nim sposób widzenia świata. Zresztą nic dziwnego, niezależnie od tego, ile szczytnych haseł się wypowie, ile nałoży się nakładek na profilowe zdjęcia w internecie, nie da się zmienić trwającego dekady zachowania w kilka miesięcy. Morozowski nie jest przecież jedynym przykładem tego typu „szczerości”. Czym jego wypowiedź różni się od słów posłanki Leszczyny, która jeszcze w lutym 2022 (odwołuję się tu do jej własnych słów) myślała, że jeśli tylko Ukraina odda Rosji Donbas to „będzie po wszystkim” i zapanuje pokój? Tym bardziej, mówiąc kolokwialnie, nie wolno im „odpuszczać”. Wbrew temu, co chcą nam pokazać dziś elity Unii Europejskiej, Platforma czy związane z nią media, oni wciąż patrzą, z konieczności, na rzeczywistość w sposób, który tak naprawdę pasuje Moskwie. Dlatego też robią co mogą, by było, jak dawniej. Nie wszyscy ze złej woli, wielu po prostu nie potrafi już myśleć inaczej. Stąd regularnie pojawiające się w Niemczech stwierdzenia kolejnych polityków czy dziennikarzy, że nie możemy w przyszłości wykluczać Rosji z europejskiego ładu, że trzeba patrzeć na ten kraj jako element architektury bezpieczeństwa naszego kontynentu. Stąd powracające wciąż brednie Scholza i Macrona o tym, że trzeba Moskwie też „zagwarantować bezpieczeństwo”.

Jednocześnie to wszystko jest przystrojone w „nowe szatki”, opatrzone swoistym szantażem moralnym. Nagle mamy wszyscy być razem, nie kłócić się, nie patrzeć w przeszłość, wspólnie stać naprzeciw agresji Putina. Tylko że oni, jak pokazują to słowa Morozowskiego, wciąż się nie zmienili. To, co jest teraz, to dla nich tylko ad hoc narzucona poza, rodzaj wyboru językowego, za którym nie idzie realna zmiana refleksji. Długa droga przed nimi do zmiany, a naszym zadaniem jest wciąż im przypominać, że pamiętamy, jacy byli i widzimy, jacy i dziś są naprawdę.

Pamiętajmy, ta wojna nie pojawiła się znikąd. Owszem, to Rosja jest główny agresorem, ale współodpowiedzialny za nią jest Berlin, który umożliwił Moskwie to barbarzyństwo (oraz, we wstępnej fazie konfliktu, robił co mógł, by ona wygrała). Tak samo opieszałość elit Brukseli jest jednym z najważniejszych czynników, który umożliwił rozpętanie Putinowi tej hekatomby. Jeśli chcemy być bezpieczni, musimy wszystko zmienić. W tym także to, jak myślą wspomniane "elity", nieważne czy są one w Polsce, czy w UE.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl