Tę sytuację zawdzięczamy zmianom w Związku Radzieckim: część Zachodu zauroczona Michaiłem Gorbaczowem uznała, że pierestrojka jest autentyczna, a sam Gorbaczow jest wizjonerem wyzwolonym z wąskiego myślenia komunisty.
Naiwne myślenie
W praktyce okazało się, że takie myślenie było głęboko naiwne, a „zmiany reformatorskie” w poszczególnych państwach Bloku Wschodniego okazały się jedynie pretekstem do osadzenia „starych” służb oraz ich aktywów w nowej rzeczywistości. Już w końcu lat 80. Amerykanie uznali, że należy popierać zmiany pokojowe w Europie Środkowo-Wschodniej, ponieważ - ich zdaniem - doprowadzenie do konfrontacji mogło wywołać nieobliczalne skutki. Dlatego też przedstawiciele CIA odbyli spotkania z wysokimi rangą funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa z Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i zgodzili się na kształt „nowych” służb. De facto w obszarze wywiadu kadry niemal w stu procentach były wprost przeniesione ze Służby Bezpieczeństwa do Urzędu Ochrony Państwa i o żadnej weryfikacji nie było mowy. Podobnie rzecz się miała z aktywami wywiadu PRL, czyli tajnymi współpracownikami. Zresztą, nie tylko wywiadu, czyli działaniami służb PRL za granicą; ten problem dotknął także kontrwywiadu, czyli działania na terenie kraju.
Przez szereg lat, a dokładnie do 2016 roku, ich teczki przeleżały w zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej, a niektóre z nich zostały utajnione i przekazane do Agencji Wywiadu. Podczas kwerendy w IPN wielokrotnie natykałam się na teczki, w których nie było dokumentu zakończenia sprawy. Ostatnio przeglądałam liczne dokumenty Jerzego Kieli, zarejestrowanego jako tajny współpracownik wywiadu PRL pseudonim „Proj”, ojca szefowej telewizji TVN Katarzyny Kieli, gdzie nie ma dokumentu zakończenia sprawy. Ostatni wpis jest z 1989 roku, tuż przed rozwiązaniem Służby Bezpieczeństwa i powołanie Urzędu Ochrony Państwa.
Teczki ludzi ze świata polityki, mediów i biznesu
Tego typu spraw jest znacznie więcej i dotyczą one świata polityki, mediów i biznesu. Polska straciła wiele lat, zanim tego typu dokumenty zostały ujawnione. „Gazeta Wyborcza”, która przez blisko dwie dekady miała monopol medialny, straszyła złamaniem życiorysów osób „haniebnie” posądzanych o współpracę z tajnymi służbami PRL. Były także wywiady z anonimowymi (a jakże!), byłymi funkcjonariuszami komunistycznych służb, którzy opowiadali, jak to werbowali fikcyjnych agentów, by „wyrobić normę” lub po to, by przejąć dla siebie fundusz operacyjny. Te historie były zmyślone, chociaż - trzeba przyznać - bardzo sugestywnie opisywane i część czytelników dała się na nie nabrać.
Badacze, którzy zajmują się historią służb PRL, jednoznacznie wskazują, że nie byłoby możliwe tworzenie fikcyjnych teczek agentów - były one sprawdzane na różnych poziomach, ponieważ bezpieka kierowała się zasadą Feliksa Dzierżyńskiego, szefa CzeKa, sowieckiej tajnej policji - „ufaj, ale sprawdzaj”. Dziś, gdy wiemy dużo więcej o mrocznych czasach PRL-u, staje się całkowicie zrozumiałe, dlaczego była taka histeryczna obrona archiwów Służby Bezpieczeństwa, w którą włączył się także Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. By to zrozumieć, wystarczy się rozejrzeć po środowisku mediów, służb, polityki i biznesu. Tam jest odpowiedź.
