Mój syn, który, kibicując polskiej reprezentacji, jeszcze nigdy nie doświadczył takich emocji, uzmysłowił mi, człowiekowi wychowanemu piłkarsko w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, że punktem odniesienia dla młodego pokolenia jest turniej roku 2002 i późniejsze, a nie wcześniejsze. My, dużo starsi, nie rozumiemy, jak można za wielki sukces poczytywać wyjście z grupy, skoro były czasy, gdy piąte miejsce, dzielone z Niemcami Zachodnimi, było uznawane za klęskę. A jednak, tak jak moje pokolenie niespecjalnie przywiązywało się do wyczynu Wilimowskiego w meczu z Brazylią, zostawiając docenianie tego heroizmu dziadkom, tak dziś nasze dzieci traktują medale drużyn Górskiego i Piechniczka za prehistorię z epoki tuż polodowcowej.
Oni mają swojego Lewego i Szczenę, i chcą, by to władcy ich, a nie naszej wyobraźni, rządzili nie tylko w wirtualnym, ale i w realnym świecie. Z Arabią Saudyjską to się perfekcyjnie udało, możemy być dumni z faktu, że zdołaliśmy pokonać 51. zespół świata.
Wcale nie kpię, dla 26. drużyny globu to mimo wszystko wydarzenie, bo przecież nie takie wtopy na mistrzostwach zaliczaliśmy. Trochę się przypomina turniej w Meksyku, znów wracam do wydarzeń z poprzedniego wieku, ale tym razem analogia jest uzasadniona faktem, że po raz ostatni wyszliśmy z grupy właśnie przed 36 laty. No więc jako żywo staje przed oczami impreza, w której na początek zremisowaliśmy bezbramkowo z Marokiem, następnie ograliśmy Portugalię 1:0 i nawet porażka 0:3 z Anglią nie pozbawiła nas zaszczytu zmierzenia się z Brazylią. Zaszczytu, dla jasności, przyjęcia na klatę Młynarczyka czterech bramek, z odpowiedzią w postaci strzałów w poprzeczkę Karasia i w słupek Tarasiewicza. To do dziś najwyższa porażka Polski na mundialu!
Tym razem w razie awansu grozi nam w następnej rundzie Francja, oczywiście pod warunkiem, że w grupie zajmiemy drugie miejsce. Zadaniem dla kadry Michniewicza jest więc taki wynik z Argentyną, by nie tylko awansować, ale uczynić to z pozycji lidera. Bo wygląda na to, że każdy inny wariant jest lepszy od wpadnięcia na rozpędzonych obrońców tytułu. Popuściłem wodze fantazji, a co!
Są tacy, którzy utrzymują, że my się dopiero rozkręcamy i najlepszy mecz jeszcze przed nami. Selekcjoner, który pogubił się przy ustawianiu drużyny na Meksyk, wreszcie trafił ze składem i miejmy nadzieję, że będzie się już tego trzymał. Tym, którzy przestrzegają przed ryzykiem wyjścia na ekipę Messiego z dwoma napastnikami przypomnę, że gdy Nawałka ruszał przed sześcioma laty na Niemców, to się nie zawahał wstawić Lewandowskiego i Milika od pierwszej do ostatniej minuty. Wprawdzie na Stade de France gola nie zdobyli, ale tak związali w bitwie hufce Loewa, że te nie były w stanie sforsować obrony pod wodzą Glika.
Przeciw Meksykowi zabrakło nas z przodu i dopiero końcówka z dwoma napadziorami wyrównała proporcje. Argentyna nadal jest pod ścianą, będzie przeć, by jak najszybciej zdobyć bramkę, a to doskonała okazja, by zrobić z nią to, co najbardziej kochamy, czyli cynicznie skontrować.
Felieton z cyklu Cafeteria w Dzienniku Polskim i Gazecie Krakowskiej 28.11.2022
- Mundial 2022. Terminarz dzień po dniu i wyniki meczów
- Najpiękniejsze WAGs 2022! Zobaczcie najgorętsze partnerki piłkarzy
- Kibice na ulicach Kataru. Przyjechali z całego świata, także z Polski!
- Latem odeszli z Wisły Kraków. Co zdziałali w nowych klubach?
- Mundial w Katarze się zaczął! - zobacz najlepsze MEMY
- Przystojniacy na mundialu. Gdyby nie byli piłkarzami, mogliby iść do Top Model
