Co najmniej 114 osób zginęło w pożarach na wyspie Maui. FBI szacuje, że los 1100 pozostaje nieznany.
Śledczy przesłuchują urzędników i pytają, dlaczego nie włączyły się syreny alarmowe i czy zamknięcie dróg uniemożliwiło ludziom przedostanie się w bezpieczne miejsce.
Nieposłuszeństwo popłaca
Agencja AP podaje, że ci, którzy nie zastosowali się do zakazu wjazdu do zamkniętych dróg podczas pożarów, przeżyli, podczas gdy wielu z tych, którzy usłuchali nakazu zawrócenia, zginęło w swoich samochodach i domach.
We wczesnej fazie pożarów na Maui zamknięto obwodnicę Lahaina, blokując jedyną drogę wyjazdową z miasta do południowej części wyspy. Komendant policji, John Pelletier, mówi, że funkcjonariusze nie powstrzymywali ludzi przed opuszczeniem tego obszaru, ale informacje AP mówią coś innego.
Nate Baird i Courtney Stapleton mówili, że załadowali do samochodu dwóch synów, matkę Bairda i psa, aby uciec przed ogniem. Gdy skręcili na południe, aby uciec z Lahainy, napotkali zapory i kazano im zawrócić do miasta, które już płonęło.
Cud, że żyją
- Zamiast to zrobić, minęli zakazy i uciekli do sąsiedniego miasta. Gdybyśmy posłuchali zakazów, bylibyśmy teraz martwi - mówił Baird.
Kim Cuevas-Reyes mówiła, że przeżyła wraz z dwoma synami, ignorując nakazy w Lahainie. - Gdybyśmy postąpili zgodnie z nakazem, musiałabym powiedzieć dzieciom, żeby wskoczyły do oceanu, bo inaczej usmażyliby się w samochodzi - tłumaczyła.
