Tydzień temu opinię publiczną zelektryzowała informacja o 25-latce z Piotrkowa, której lekarze po operacji zostawili w jamie brzusznej zacisk, inaczej kleszcze chirurgiczne. Pani Angelika miała z narzędziem przypominającym nożyczki chodzić dwa lata - to wtedy przeszła poważną operację w SSW im. Kopernika w Piotrkowie.
Ciało obce w brzuchu pacjentki także odkryli lekarze tego szpitala, ale ostatecznie kobieta zgłosiła się do placówki w Bełchatowie, gdzie usunięto kleszcze. To duże narzędzie - miało aż 16 cm długości i sięgało w ciele pacjentki od miednicy do trzeciego żebra...
Dyrektor SSW, Marek Konieczko, zaraz po ujawnieniu zdarzenia, powołał specjalną komisję, która miała wyjaśnić okoliczności zaniedbania. Według pierwszych ustaleń - na podstawie dokumentacji operacji z 2017 roku, liczba narzędzi używanych podczas operacji, zgadzała się z liczbą tych, które policzono już po zabiegu.
Ale pojawiły się nowe informacje...
Do operacji usunięcia śledziony w szpitalu na Rakowskiej doszło dwa lata temu, w czerwcu 2017 roku. Z kolei w ubiegłym roku, 25-latka była operowana w Powiatowym Centrum Matki i Dziecka w Piotrkowie. Miała tu wykonywane cesarskie cięcie.
W związku z nowymi faktami, dyrektor Konieczko w piątek, 16 sierpnia złożył zawiadomienie do prokuratury w Piotrkowie, która ma wyjaśnić jak i w którym szpitalu ostatecznie doszło do tak rażącego i karygodnego zaniedbania.
