Jak Pan rozumie napięcie między Kaczyńskim i Gowinem? Temu drugiemu chodziło rzeczywiście o datę wyborów, czy raczej próbował określić granicę władzy pierwszego?
Te dwie rzeczy naraz. Nie lekceważyłbym protestu Gowina przeciwko organizacji wyborów 10 maja - bo odbyłyby się one w okropnych okolicznościach.
Mamy okropne czasy z powodu pandemii. Trudno znaleźć dobre rozwiązanie.
Ale można znaleźć rozwiązania lepsze - bo głosowanie 10 maja byłoby scenariuszem najgorszym. W wyborach nie chodzi tylko o wypełnienie karty do głosowania. To cała procedura, której ważnym elementem jest kampania, walka o głosy. Tego nie ma. Kaczyński zredukował wybory do kwestii wrzucenia głosu do skrzynki pocztowej. Przyspiesza cały proces tylko po to, żeby zagwarantować Dudzie reelekcję.
Akurat 10 maja to termin wyborów jak najbardziej konstytucyjny.
Tylko że oprócz tego nic w sprawie wyborów nie dzieje się tak jak powinno. Dlatego doceniłbym starania Gowina, żeby wyborów w tym dniu uniknąć. Przy okazji zresztą otworzył jedyną właściwie szansę dla bezradnej w tej sytuacji opozycji. Na pewno Kaczyński ma prawo uważać go za zdrajcę, choć, jak się okazało, w istocie pomaga mu uprawomocnić bardziej wybory.