Sytuacja wygląda tak:
Trzaskowski mówił lepiej i mądrzej, oraz robił lepsze miny. Zachował klasę również wtedy, gdy mógł zmiażdżyć swojego dawnego mentora Saryusz-Wolskiego (dziś w PiS-ie).
Nawrocki kilka razy był liczony, choć ustał. Miał kilka lepszych momentów, jak wtedy, kiedy odwrócił pytania o Brauna (że trzeba szanować wyborców) oraz po pytaniu o sponsorów kampanii, gdy zakończył, że „będzie prezydentem milionów, nie milionerów.
Jednak ważniejsze jest co innego. Trzaskowski ewidentnie zwrócił się ku lewicowemu elektoratowi. Wypomniał Nawrockiemu głupoty PiS-u i Kościoła o in vitro i zaczepił o. Rydzyka, żeby opowiedzieć się za uporządkowaniem finansów Kościoła i relacji z państwem. Bardzo dużo mówił o Warszawie, która naturalnie stoi za nim. Nawrocki z kolei mówił o swoim konserwatywnym światopoglądzie i zadbał o kilka miłych słów o Braunie i jego wyborcach. Do tego mówił w stylu „to się w pale nie mieści”. Nie odciął się też od kibolsko-bandyckich zadym w lesie, w których brał udział. A w końcu wziął też snusa - ku zdziwieniu wszystkich zaaplikował sobie nikotynę na wizji.
Jeśli więc jest to ostateczny zamysł sztabów - zwrócenie się ku naturalnemu elektoratowi, a nie beznadziejne szukanie zrozumienia u wyborców, którzy na pewno nie zmienią zdania - warto uporządkować atuty, jakie mają kandydaci.
Nawrockiego „w pale się nie mieści” i snus* na wizji to zagrywka, która może się po prawej opłacić. Równy chłop, wyskoczy na fajkę, jak wielu podczas nudnej konferencji czy przyjęcia. I mówi o „pale”, mógł jeszcze przekląć. A ustawki kibolskie? Cóż, każdy popełniał błędy, chłopak z blokowiska. Taka narracja. Może wpaść na mieliznę, bo bandyci na meczach to wciąż bandyci, a snus świadczy o słabości.
(* Snus to popularna w Szwecji, Finlandii i w Norwegii używka, sporządzana na bazie tytoniu. Postacią przypomina sprzedawaną w Polsce tabakę, jednak w odróżnieniu od niej zażywana jest doustnie przez umieszczenie jej za dolną lub górną wargą, skąd następuje wchłanianie nikotyny).
Trzaskowski ma Warszawę i może pokazywać jej ewidentne sukcesy. Ma doświadczenie w polityce, zna więcej ludzi i więcej języków. Jest otwarty na lewicową agendę lub ją po prostu realizuje. Światowiec. Taka narracja. Może wpaść na mieliznę, bo wzór Warszawy wcale nie musi tak bardzo podobać się w innych aglomeracjach, które radzą sobie gorzej i zawsze na stolicę patrzą podejrzliwie.
Trzaskowski jest lepszym politykiem, ale Nawrocki ma lepszych PR-owców. Tydzień i okaże się, co bardziej docenią wyborcy.

Marek Twaróg, redaktor naczelny Polska Press