Atak na wzrost płacy minimalnej
Płaca minimalna rośnie zgodnie z przyjętą lata temu ustawą, która gwarantuje wzrost jej wysokości w stopniu nie mniejszym niż prognozowana inflacja. Warto zauważyć, że inflacja nie dotyka wszystkich po równo. Najubożsi proporcjonalnie więcej wydają na mocno drożejącą żywność, czy energię niż bogaci Polacy. Ci pierwsi muszą zastanawiać się co położą na stół, jak dojadą do pracy, ci ostatni najwyżej zrezygnują z zagranicznych wakacji i wyjścia do restauracji.
Udział płac w PKB, a więc to ile z tego co pracownicy wytworzyli wraca do nich z powrotem, od czasów pandemii systematycznie spada. Jeśli w 2020 roku było to 51,5% dzisiaj jest to ledwie 46,3%, gdy średnia dla Unii Europejskiej wynosi 55%. Oznacza to, że przez ostatnie dwa lata trwała potężna redystrybucja dochodów od biednych i klasy średniej do bogatych, właścicieli firm, czy rentierów. Widać to w zyskach i marżach średniego i dużego biznesu, które należą do rekordowych.
Za tymi zyskami nie nadążał wzrost pensji. Podnoszenie płacy minimalnej jest w Polsce podstawowym mechanizmem zabezpieczającym najgorzej zarabiających pracowników przed ubóstwem i gwarantującym minimum sprawiedliwej redystrybucji owoców pracy pracowników. Mimo to wzrost pensji minimalnej jest w tym roku wściekle atakowany przez “ekspertów” i wiele mediów.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Szara strefa i komunizm?
Gazeta Wyborcza porównuje wzrost pensji minimalnej do komunizmu. Fakty TVN przekonują, że wielu pracowników przejdzie do szarej strefy. Radio TOK FM pyta, czy wzrost pensji minimalnej nie zbliża się do “niebezpiecznych poziomów”. Rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Stanisław Mazur napisał na twitterze, że wzrost pensji minimalnej przełoży się “na wzrost cen i ograniczenie zatrudnienia”. Tymczasem Nobel w dziedzinie ekonomii w 2021 roku dostało dwóch ekonomistów, którzy udowodnili, że płaca minimalna nie powoduje bezrobocia.
Wiele wskazuje na to, że jest wręcz odwrotnie. W Polsce od lat rośnie poziom zatrudnienia, a bezrobocie należy do najniższych w historii i całej Unii Europejskiej. Wzrost dochodów najgorzej zarabiających przekłada się szybko na wzrost konsumpcji. Biedni raczej nie chomikują swoich pensji tylko wydają ją na zakupy, czy usługi. Pieniądze trafiają więc szybko do obiegu i firmy muszą zwiększać zatrudnienie, żeby sprostać większemu popytowi. Inaczej rzecz się ma, gdy daje się pieniądze bogatym. Oni kasę oszczędzają, albo wydają na luksusową konsumpcję, zakup aut zagranicznych producentów, towary importowane, zyski z takiej konsumpcji często są transferowane poza granice kraju.
Eksperci i korporacyjne media atakując wzrost pensji minimalnej bronią w ten sposób potężnych zysków średniego i dużego biznesu. Stosują przy tym kilka metod propagandowych, które warto naświetlić. Pierwszą z nich jest ramowanie dyskusji. W materiale TVN o podwyżce pensji minimalnej występowali wyłącznie przedstawiciele biznesu. Redakcja nie zaprosiła do dyskusji żadnego pracownika, ani przedstawiciela związków zawodowych. Nie przytoczyła danych o rekordowych zyskach firm ani spadającym udziale pensji w PKB. W ten sposób rozmowa toczy się jedynie między stroną, która podwyżek dla pracowników nie chce a widz może odnieść wrażenie, że będzie to dla gospodarki koniec świata.
Metoda druga to skłócanie klasy średniej z najsłabiej zarabiającymi. Gazeta Wyborcza porównała podnoszenie płacy minimalnej do komunizmu, bo zwiększa się liczba osób pobierających najmniejszą pensję, co “prowadzi do apatii pracowników. Przede wszystkim zniechęca do cięższej pracy, do walki o lepsze stanowisko, o lepszego pracodawcę”. Faktem jest, że pensje dużej części klasy średniej stoją. Dotyczy to budżetówki i wielu prywatnych przedsiębiorstw. Czy to jest jednak argument przeciwko podwyższeniu pensji minimalnej? Raczej powinien to być argument za podwyżkami dla pracowników, którzy stoją wyżej w drabince płac. Niestety w Polsce nie mogą się oni cieszyć ochroną związków zawodowych, czy układów zbiorowych, nie mają często prawa do strajku. O tym media jednak wygodnie milczą.
Antypaństwowa postawa niektórych mediów
Trzecią metodą stosowaną w Polsce jest uczynienie drobnych i niezamożnych przedsiębiorców obrońcami dużego biznesu. Dziennik Rzeczpospolita opisując wzrost składek na ZUS, które są związane z przeciętnym wynagrodzeniem “Rekordowym haraczem na ZUS”.
Nazywanie składki na emerytury i ubezpieczenie zdrowotne haraczem jest dowodem na skrajnie antypaństwową postawę redakcji. To dzięki nim starsi i chorzy nie umierają z głodu i chorób na ulicach. I tak obciążenia składkowe i podatkowe biznesu w Polsce są mniejsze niż ludzi na etatach. W dodatku na jednoosobowych działalnościach pracuje mnóstwo osób, które powinny być na umowie o pracę. Część z nich z wyboru część, bo pracodawca nie chciał im takiej umowy zapewnić. W ten sposób powstała armia ludzi, którym zależy na tym, żeby pensje pracowników były jak najniższe. W ten sposób fryzjerka, czy szewc bronią wielkiej korporacji przed podwyżkami płac.
Wyższe podatki dla najbogatszych
Podwyżka płacy minimalnej należy się pracownikom jak psu zupa. Nie rozwiąże to jednak systemowego problemu jakim są wciąż niskie płace w polskiej gospodarce . To się nie zmieni bez wzmocnienia pozycji pracowników, siły związków zawodowych, zawierania układów zbiorowych i branżowych. Trzeba również odczarować wizję darmozjadów pracujących w budżetówce. Mamy najtańszą administrację publiczną w Unii obok Rumunii i Bułgarii. Państwo powinno dać swoim pracownikom solidne podwyżki. To wymagałoby jednak podwyżki podatków dla bogatych, ograniczenia zysków średniego i dużego biznesu. A na to korporacyjne media nigdy nie pozwolą.