Prawo w czasach zarazy

Cezary Nowakowski, adwokat

Kiedy wczoraj znudziły mnie programy informacyjne i gadające w nich głowy, sięgnąłem do „Miłości w czasach zarazy” Gabriela Garcíi Marqueza. Nie w formie papierowej, a do audiobooka. Czyta Adam Ferency i szybko przenosi w plastyczną prozę autora, w której pojawia się – chodząca za mną wciąż – myśl, że „(...) mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest już nam do niczego potrzebna”. Słuchałem i chciałem znaleźć chorobę w planie pierwszym, a znajdowałem ciepło istnienia, pomimo przeciwności, samotności i przemijania czasu. Fantastyczne przeżycie, lecz dzisiejszy czas pchał mnie do czegoś zupełnie innego.

Drugim wyborem była „Dżuma” Alberta Camusa. I powiem uczciwie: był to strzał w dziesiątkę. Przeczytałem jednym tchem. Kończąc, stwierdziłem, że nic nie zostało w mojej pamięci z czasów, kiedy czytałem tę książkę jako lekturę szkolną. Obecnie Camus łapie za serce i wchodzi w każdą komórkę. Albo potrzebujemy trochę dojrzałości, albo specyficznych okoliczności, które nas obecnie osaczyły, albo obydwu rzeczy naraz. Nie dość powiedzieć, że lekturą szkolną książka ta jest z pewnością zasłużenie, tylko widocznie wtedy miałem wiele innych bardziej interesujących zajęć niż pogłębianie znaczenia choroby jako metafory śmierci i zła.

Camus przenosi nas do miasta zaatakowanego dżumą, która powoli zmienia codzienność ludzi. Choroba atakuje bez uprzedzenia, a tętniące życiem ulice, restauracje, teatry zamienia w więzienie. Terroryzuje swą siłą każdego, niezależnie od statusu społecznego, zasobności kieszeni, czy też miejsca zamieszkania. Stawia każdego przed swym obliczem. Ludzie na początku nie chcą jej zauważyć. Udają, że jej po prostu nie ma. To tak jak obecnie na początku pojawiały się żartobliwe memy przedstawiające pełne restauracje, kawiarnie, stadiony i sale koncertowe. Tak jak teraz, gdy odbywał się karnawał w Wenecji czy Rosenmontag w Dusseldorfie. Wszystko kończy się jednak – i tam, i tu – eksplozją śmierci, która wyraża się brakiem miejsc w kostnicach i na cmentarzach.

W książce znajdujemy opis postaw ludzkich, począwszy od tych szlachetnych po ludzi małostkowych i podłych. Widzimy ludzi, którzy upadają, ale także takich, którzy wstają. Znajdujemy wzruszające przedstawienie księdza, który najpierw grzmi z ambony, że choroba jest karą bożą za grzechy, a później przechodzi przemianę przy łóżku umierającego na dżumę dziecka. Sam namawia do walki z chorobą i tę walkę o swoje życie, niosąc innym pomoc, przegrywa. Książka opisuje świat takim, jaki jest i teraz. Świat, który został zamknięty na kwarantannę, który zapadł się w sobie i czeka. U Camusa było miasto, obecnie jest to cały glob.

Można za autorem powiedzieć, że od zawsze jesteśmy tacy sami i każdy z nas nosi w sobie dżumę. Tak, także my – członkowie cywilizacji, która chciała wyprzeć śmierć. Człowiek miał być nieśmiertelny, zdrowy, smukły i wysportowany. Nic się nie zmieniło. Choroba napadła na nas bez uprzedzenia, identycznie jak dżuma na Oran, paraliżując nasze życie, niezależnie od tego, kim jesteśmy – premierem Anglii czy żebrakiem w slumsach dużego miasta. Czy to jednak oznacza, że mamy się poddać? Camus – pisarz, ale też filozof egzystencjalista pokazuje nam miejsce w tym świecie. Człowiek realizuje się poprzez trwanie w łańcuchu dokonywanych wyborów. Istota naszego człowieczeństwa to możliwość dokonania wyboru i konieczność poniesienia jego konsekwencji.

Co ma z tym wspólnego prawo? Bardzo dużo. Od zarania dziejów prawo, jako norma naszego zachowania, żyje razem z nami, niezależnie czy jest nakazem Boga, przeżyciem psychicznym, czy też sankcjonowanym rozkazem władzy (notabene bardzo ciekawy temat na inny felieton).

Praktyczni Rzymianie, budujący drogi, kolosea, akwedukty, rozszerzający swoje Imperium trzymali się zasady, że umów należy dotrzymywać – pacta sunt servanda. Jeśli się zatem do czegoś zobowiązałeś, powinieneś spełnić świadczenie. Już jednak Seneka pisał, że jeśli ktoś żąda od drugiego spełnienia obietnicy, muszą wystąpić wszystkie te same okoliczności, jakie były przy jej składaniu. Cyceron, rzymski polityk i filozof, pisał wręcz, że „Jeśli ktoś, będąc zdrowy na umyśle, zdeponował u ciebie miecz, a żąda zwrotu, będąc w obłędzie, oddać jest błędem, nie oddać obowiązkiem”.

Powoli kształtowała się myśl, że gdy w wyniku zmiany okoliczności zmianie ulegają wymogi sprawiedliwości, zmieniajà się również zobowiązania. Nie jest pewne, kto pierwszy użył pojęcia rebus sic stantibus. Mógł to być glosator Pillius, który żył w XII wieku na terenie obecnych Włoch, czy też francuski szesnastowieczny prawnik André Tiraqueau. Rebus sic stantibus powoli stawała się klauzulą prawa prywatnego, jak i międzynarodowego. Miała poparcie w dziełach filozofów chrześcijańskich – św. Augustyna, św. Tomasza z Akwinu, jak i Spinozy czy Tomasza Hobbesa. Pierwsi rozgrzeszali ludzi znajdujacych się w kłopocie, drudzy dopuszczali brak świadczenia przy zmieniających się – niezależnie od jednostki – okolicznościach.

Oświeceniowy racjonalizm i zbudowane na nich kodyfikacje trwały jednak na gruncie niezmienności zobowiązania. Dopiero kataklizm I Wojny Światowej, hiszpanki, Wielkiego Kryzysu i szalejącej inflacji spowodował powszechne przyjęcie klauzuli jako wyjątku od zasady trwałości czy też jej uzupełnienie. Znalazła się ona w treści Kodeksu zobowiązań i po pewnej przerwie, w okresie PRL, w obecnie obowiązującym Kodeksie cywilnym. Nadzwyczajna zmiana okoliczności może doprowadzić do zmiany treści obowiązku, a może nawet nastąpić brak konieczności spełnienia obowiązku (art. 357 k.c.).

I tu dochodzimy do sedna sprawy, dotykamy istoty prawa, zgodnie z którą zawsze powinniśmy dokonywać wyboru sprawiedliwego rozstrzygnięcia. Nie możemy w tych czasach patrzeć wyłącznie na literę prawa ani też korzystać z klauzuli rebus sic stantibus bez żadnego uzasadnienia. Nie żądajmy wykonania zobowiązania bez względu na okoliczności, ale też wypełniajmy swoje obowiązki, kiedy możemy je wypełnić.

Klauzula rebus sic stantibus jest dobrodziejstwem, ale nie może być też nieuczciwą ucieczką od obowiązku. W tych ciężkich czasach trzeba dokonywać wyboru, mając na uwadze, że po drugiej stronie może stać pracownik mający na utrzymaniu rodzinę, upadający przedsiębiorca czy po prostu człowiek potrzebujący elementarnej pomocy. Bo taki wybór jest istotą naszego człowieczeństwa. Camus ma rację, pisząc, że dżuma jest w każdym z nas i ona nigdy nie umiera i nie znika, ale z pewnością, jak w końcu stwierdza, „w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż pogardę”. Po glębszym przemyśleniu wniosek jest jednak jeden, że tak u Marqueza, jak i Camusa człowiek jest silniejszy od choroby, wszystko jedno, co się za nią kryje. To człowiek gra rolę pierwszoplanową. Dżuma w Oranie trwała od kwietnia do lutego. Żyję nadzieją, że nasza będzie trwać wiele, wiele krócej.

Autor jest wspólnikem wiodącym Kancelarii Nowakowski i Wspólnicy oraz ekspertem portalu prawnego Kruczek.pl

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl