Cytowane w artykule kobiety przyznają, że choć na początku zazwyczaj kontakt z szefową jest pozytywny, to szybko wychodzi na jaw bardzo dużo problemów, zarówno organizacyjnych, jak i w relacjach międzyludzkich. Choć twierdzą, że praca w tej organizacji jest ważna, gdyż czuły powołanie do pomocy kobietom, to czuły się tam coraz gorzej.
Jak wygląda praca w Centrum Praw Kobiet?
Do autorki tekstu zgłosiły się między innymi dyrektorki oddziałów Centrum z innych województw (siedziba organizacji jest w Warszawie). Skarżą się one na to, że z jednej strony w wielu sprawach zostają pozostawione same sobie, a w innych, pomimo ich dużego wysiłku, Nowakowska sama wkracza i zmienia ich decyzje. Jedna z nich poszukiwała lokalu na siedzibę oddziału, odwiedziła kilkadziesiąt miejsc, po czym szefowa... skrytykowała ją przy raporcie rocznym, że nic nie robi w tej kwestii, więc sama go znalazła.
Bohaterki artykułu wspominały, że w kontaktach w prezes CPK bardzo często napotykały na przeszkody. Nawet uzyskanie podpisu na pilnych do sfinalizowania umowach bywało problemem.
Jedna z kobiet dostała pracę w sekretariacie. Na początku dostała umowę zlecenie, mimo że to, czym się zajmowała, spełniało warunki umowy o pracę. W końcu dostała taką umowę, ale jedynie na 3/5 etatu, choć jej obowiązki były bardzo duże. Pracownice skarżyły się także na nieregularne, często opóźnione wypłaty.
Problemy psychiczne pracownic
Dla wielu z nich praca w Centrum Praw Kobiet była ogromnym obciążeniem psychicznym, musiały udawać się na psychoterapię lub nawet brać zwolnienia psychiatryczne. Zdarzało się to nawet po odejściu z organizacji.
Sytuację w Centrum Praw Kobiet w pewnym stopniu poprawiło zorganizowanie tam związków zawodowych. Działaczki wymusiły na władzach zamianę wielu umów na pełnoprawne etaty,
Autorka publikacji próbowała skontaktować się z Urszulą Nowakowską, jednak ta najpierw poprosiła o wysłanie pytań drogą mailową, po czym urwała kontakt.
Źródło: Onet

rs