Publiczna egzekucja na rynku
Choć Bracia Kowalczykowie słusznie kojarzą się z Opolem, to jednak nie byli oni rodowitymi Opolanami. Urodzili się w Rząśniku na Mazowszu w rodzinie o kurpiowskich korzeniach i patriotycznych tradycjach. Ojciec ślusarz-rusznikarz reperował broń antykomunistycznych partyzantów, toteż w domu Kowalczyków często bywał oddział, do którego należał jego młodszy brat. Stryj przyszłych zamachowców - żołnierz wyklęty - podzielił los swojego pokolenia. Schwytany zginął z rąk funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, w publicznej egzekucji powieszony na rynku w Pułtusku. Śmierć stryja bardzo wstrząsnęła nastoletnimi braćmi Kowalczykami i przeżycie to na zawsze utrwaliło niechęć do panującego wówczas w Polsce zbrodniczego ustroju.
Radio Wolna Europa w lampowym odbiorniku
Zły los kolejnych członków rodziny miał przerwać starszy z braci Kowalczyków – Ryszard. Był niezwykle zdolnym uczniem, więc rodzice za namową nauczycieli postanowili umożliwić mu zdobycie wyższego wykształcenia. Trafił do liceum z internatem w Pułtusku. Po lekcjach angażował się w kółku młodych techników, na którego zajęciach wyremontował i uruchomił zepsute lampowe radio. To właśnie od tego radia wszystko się zaczęło. Odbiornik ten stał się praprzyczyną miejsca zdarzeń wszystkich kolejnych wypadków. Za słuchanie w internacie Radia Wolna Europa Ryszard Kowalczyk dostał wilczy bilet i przez dwa lata nie mógł dostać się na żadne studia. W końcu udało mu się dostać na fizykę w Opolu, gdzie napisał tak dobrą pracę magisterską, że otrzymał za nią nagrodę ministra i propozycję pracy na tutejszej WSP. W roku 1966 dowiedziawszy się o wolnym etacie technika w warsztatach uczelni, ściągnął do Opola
młodszego brata Jerzego, który w efekcie różnych zabiegów został pracownikiem technicznym wydziału fizyki opolskiej uczelni.
Nagrody dla zasłużonych w pacyfikacji robotników
W wybudowanej trzy lata wcześniej auli opolskiej WSP często odbywały się zjazdy partyjne dygnitarzy z całego województwa, a milicjanci co roku na początku października obchodzili swoje święto. Latem 1971 roku Jerzy Kowalczyk usłyszał w Radio Wolna Europa, że milicjanci, którzy najbardziej zasłużyli się podczas pacyfikacji strajkującego w grudniu 1970 roku Wybrzeża mają być nagradzani podczas akademii z okazji święta milicji w październiku w auli opolskiej WSP. Postanowił do tego nie dopuścić.
Początkowo myślał o petardzie wypełnionej sadzą, która wybrudzi uczestników uroczystości, ale doszedł do wniosku, że taka akcja zostanie nagłośniona jako nieudana próba zamordowania uczestników akademii. Aby zatem nie dopuścić do odbycia się uroczystości postanowił zniszczyć aulę. W tym celu nocami zaczął penetrować pomieszczenia wokół auli i w końcu trafił na przebiegający pod nią tunel ciepłowniczy. Tam zaczął nocami przenosić trotyl, wydobyty ze znalezionych na starym wojskowym lotnisku bomb. Trasę na czworakach w kanale pośród rur odbył wiele razy, przenosząc ostatecznie pod aulę około 100 kg trotylu. W noc poprzedzającą uroczystość odpalił ładunek niszcząc niemal całkowicie aulę wraz z dachem. Uroczystość trzeba było przełożyć.
Wkrótce zakrojone na szeroką skalę śledztwo ujawniło, kto był sprawcą zniszczenia auli. Okazało się także, że o przygotowaniach wiedział starszy brat Jerzego Ryszard, który wówczas był już doktorem fizyki na opolskiej WSP, a który pomógł bratu rozwiązać szczegóły techniczne całej akcji, takie jak wyliczenia siły ładunku czy konstrukcja mechanizmu spustowego. Jerzy Kowalczyk skazany został na karę śmierci, którą zamieniono mu na 25 lat, odsiedział 11. Ryszard Kowalczyk skazany na 25 lat więzienia odsiedział 10 lat. W więzieniach Ryszard stracił zdrowie, a Jerzy młodość. Ryszard Kowalczyk resztę życia po wyjściu z więzienia spędził jako bezrobotny, dopiero po zmianie ustroju zdołał otrzymać pracę nauczyciela fizyki w podopolskiej wiejskiej szkole. Jerzy Kowalczyk żyje na prywatnej leśnej działce, w skromnej, własnoręcznie wykonanej chatce na Mazowszu. Utrzymuje się z drobnych dorywczych prac.
TD
