- Sąd Najwyższy przychylił się do naszej kasacji i uchylił wyrok w tej sprawie - potwierdził w rozmowie z portalem i.pl mecenas Artur Wdowczyk, pełnomocnik Rafała Ziemkiewicza.
Długoletnia batalia Ziemkiewicza z "Newsweekiem"
Proces wytoczony przez Rafała Ziemkiewicza dotyczył artykułu Cezarego Michalskiego zamieszczonego w „Newsweek Polska” w połowie lipca 2017 roku. Michalski komentował wówczas udział Władysława Frasyniuka i zapowiedź obecności Lecha Wałęsy na kontrmanifestacji wobec miesięcznicy smoleńskiej. W tekście publicysta określił Rafała Ziemkiewicza, Marcina Wolskiego i Jana Pietrzaka mianem „tchórzliwych brutali” obrażających Frasyniuka i Wałęsę.
W tekście Michalski zarzucił Ziemkiewiczowi, że ten „studiując na warszawskiej polonistyce w latach 80., bał się wyjść na manifestację czy nawet nosić bibułę”. Kolegom, którzy to robili, mówił, że są „frajerami”. - On sam zaczął politycznie walczyć dopiero z „krwawym reżimem” Tadeusza Mazowieckiego. Jego brutalność pod adresem Wałęsy i Frasyniuka jest jedynie maską, którą ma przykryć tchórzostwo – pisał Cezary Michalski.
- Moje „banie się noszenia bibuły” wyrażało się w pracy dla podziemnego wydawnictwa „Stop”, o której świadczy publicznie jego szef, więzień polityczny PRL, dziś profesor uniwersytetu Irvine Ca USA, Marek Kamiński. Lisie, Michalski i gnojki kolportujące te oszczerstwa, szykujcie kasę - napisał na Twitterze Rafał Ziemkiewicz, niedługo po tym jak artykuł został wydrukowany w "Newsweeku". Publicysta „Do Rzeczy” w procesie domagał się przeprosin od ówczesnego redaktora naczelnego „Newsweeka” Tomasza Lisa (Lis już nie jest redaktorem gazety - przyp. red.) oraz zapłaty 40 tys. zł zadośćuczynienia. W 2019 roku sąd jednak oddalił pozew Ziemkiewicza.
- Sąd przyznał, że moje dobra osobiste zostały naruszone. A do oddalenia roszczeń użył jakieś dziwnej formuły. Chyba wysokiemu sądowi Kodeks cywilny pomylił się z jakimś innym kodeksem: jednocześnie stwierdził, że nastąpiło naruszenie dóbr osobistych, ale z jakiegoś powodu uznał, że nie było ono dla mnie szkodliwe. Jest to oczywiście nieprawda, nie zgadzam się z tym kompletnie - mówił wówczas Rafał Ziemkiewicz w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego
Udało nam się dotrzeć do uzasadnienia wyroku, o którym mówił Ziemkiewicz. Czytamy w nim, że: "Sąd Okręgowy stwierdził, że doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, gdyż sformułowania w artykule mają charakter pejoratywny, stawiają powoda w negatywnym świetle. Sąd uznał jednak, że wypowiedzi te nie naruszyły prawa do prywatności i życia rodzinnego powoda". Dlatego też pozew przeciwko "Newsweekowi" został oddalony. Ziemkiewicz i jego adwokat odwołali się jednak do kolejnej instancji.
- Sąd Apelacyjny zrobił potem to samo - oddalił nasze powództwo. Dlatego sprawę skierowaliśmy do Sądu Najwyższego. Właśnie otrzymaliśmy informacje, że SN przychylił się do naszej kasacji. Co istotne w tej sprawie - Sąd Najwyższy nie może oceniać zeznań świadków, ale stwierdził, że określenia zawarte w tamtym artykule były obraźliwe i naruszały dobra osobiste pana Ziemkiewicza. Teraz sprawa ponownie trafi więc do Sądu Apelacyjnego, który może z kolei oceniać zeznania świadków. Jednym ze świadków w czasie całego procesu była m.in. Monika Jaruzelska, córka generała Jaruzelskiego, która studiowała z Rafałem Ziemkiewiczem. Nawet ona nie mogła przed sądem wykazać, by w czasie studiów Ziemkiewicz nazywał opozycjonistów "frajerami". Mamy nadzieję, że takie pomówienia nie będą już dłużej rozpowszechniane - mówi w rozmowie z portalem i.pl mecenas Artur Wdowczyk.
Źródło: i.pl, wirtualnemedia.pl, wmeritum.pl
wu