Powrót meczu finałowego Fortuna Pucharu Polski na PGE Stadionie Narodowym całkowicie przerósł organizatorów. Zaczęło się od administracyjnej decyzji o zakazie wnoszenia dużych flag i transparentów, a skończyło na awanturach pod stadionem. Spotkanie Raków Częstochowa - Lech Poznań miało koszmarną otoczkę, a prezes PZPN Cezary Kulesza zapowiedział wyprowadzeniem kolejnych finałów z Warszawy.
Swoją cegiełkę dorzuciła policja. Drogi dojazdowe do Stadionu zostały przez nią zamknięte, a rozstawieni na poboczach stewardzi nie mieli żadnych pomocnych informacji, o zwykłych mapkach nie wspominając. Oznakowanie wokół PGE Narodowego też istniało zresztą tylko teoretycznie, a polecenia wydawane przez kierujących ruchem, a w zasadzie ograniczających się do blokowania wjazdów policjantów jedynie wzmacniały chaos.
Pod samym stadionem atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Skrupulatne kontrole i realizowanie zalecenia prezydenta Rafała Trzaskowskiego zamieniło się w bojkot wejścia na mecz.
W momencie rozpoczęcia meczu pod stadionem pozostały tysiące kibiców.
O ile jednak kibice Rakowa stali w kolejce do wejścia to zgrupowanie fanów Lecha przerodziło się w awantury z policją. W ruch poszedł gaz, poszkodowani kibice, wśród nich kobiety i dzieci siedzieli na chodnikach, próbowano szturmować ogrodzenie, a służby apelowały o opuszczenie strefy działań policyjnych.
Duża część fanów zrezygnowała z wejścia na obiekt.
W czasie meczu kibice nieustannie skandowali "Co to za finał, co to za finał" , "Piłka nożna dla kibiców" oraz tradycyjną przyśpiewkę skierowaną przeciwko PZPN-owi oraz policji.
A prezydent Rafał Trzaskowski wyjaśnił sprawę na Twitterze:
Warszawska policja poinformowała o pierwszym bilansie awantur.
- Zatrzymano ponad 20 osób, rannych zostało dwóch policjantów i policyjny koń, który prawdopodobnie został uderzony butelką. Dwaj rani funkcjonariusze nie zostali hospitalizowani, poszkodowanym koniem zajął się weterynarz - oświadczył rzecznik prasowy stołecznej policji nadkom. Sylwester Marczak, dodając, że policja oddała salwy z broni gładkolufowej, natomiast gazu używały służby ochrony. We wszystkich awanturach brali udział kibole Lecha Poznań. - Po meczu na parkingu funkcjonariuszy próbowała zaatakować grupa 2.000 osób - dodał rzecznik.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
