Przychód jest o 69 mln mniejszy niż w 2016 r. Główną przyczyną jest brak gry w europejskich pucharach w minionym sezonie. Mimo to mistrz Polski i tak zdystansował resztę stawki.
- Przyjemnie patrzy się na rankingi, w którym drugi zespół ma dwa razy mniej przychodów - przyznał członek zarządu stołecznego klubu Łukasz Sekuła. - Jednak wszystko dopiero przed nami. To europejskie puchary mają ogromny wpływ na przychody. Naszym celem minimum jest awans do fazy grupowej Ligi Europy.
Według raportu firmy doradczej Deloitte, jedną z cech charakterystycznych mistrza Polski jest zrównoważony budżet, a także optymalny poziom wynagrodzeń.
- W Europie jest przyjęte, że optymalny poziom wynagrodzeń w stosunku do przychodów powinien wynosić 60 proc. I u nas tak on wygląda. To zdrowy wskaźnik. Mimo braku awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy, zależało nam na stabilizacji i utrzymaniu zespołu. Wierzymy, że to zapewni przynajmniej nasz cel minimum na kolejny sezon, czyli awans do fazy grupowej Ligi Europy - wyjaśnił Sekuła.