Bayern zaskoczył nawet swoich największych fanów, wygrywając w Londynie z Tottenhamem aż 7:2 w 2. kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów. Cztery gole dla mistrzów Niemiec strzelił Serge Gnabry, "tylko" dwa Robert Lewandowski. W internecie już można znaleźć drwiące słowa, że Lewy strzelił wtorkowego wieczoru tyle samo goli, ile przez dziesięć spotkań kadry prowadzonej przez Jerzego Brzęczka. Niestety - są to słowa prawdziwe.
W Bayernie zaliczył fenomenalny start sezonu. Tylko w finale Superpucharu Niemiec nie strzelił gola. Bayern przegrał z Borussią Dortmund 0:2, ale od tamtego momentu zmienił się w doskonała kapelę, która gra same koncerty. Frontmanem mistrzów Niemiec jest oczywiście Lewandowski, który w dziesięciu spotkaniach strzelił już trzynaście goli. - Robert i Harry Kane są w pierwszej czwórce najlepszych napastników na świecie - mówił przed meczem Niko Kovac, trener FCB. Kane trafił tylko z rzutu karnego - Lewandowski popisał się dwoma wspaniałymi trafieniami. W pierwszej połowie w kosmicznym stylu oszukał zagraniem piętą Jana Vertonghena. Dzięki temu po raz pierwszy w historii UEFA nagrodziła polskiego piłkarza za zagranie kolejki w Lidze Mistrzów.
Drugi gol w północnym Londynie dał Lewandowskiemu miejsce w pierwszej piątce najlepszych strzelców Ligi Mistrzów w historii. Polak ma już na koncie 56 trafień w LM. Liczbą goli zrównał się z legendarnym Ruudem van Nistelrooyem. Asystę przy tym golu zaliczył Philippe Coutinho i coś podpowiada, że to nie ostatnie kluczowe podanie, jakie zaserwował Polakowi Brazylijczyk. Niechciany w Barcelonie Coutinho, który uciekł z Liverpoolu i tym samym ominął dwa finały LM, pomoże Lewandowskiemu w wygraniu najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie?
