Spis treści
Na początek powrót do przeszłości, aczkolwiek nie tak znów odległej. Lipiec 2021 roku, amerykańsko-niemieckie memorandum m.in. o „wsparciu Ukrainy, bezpieczeństwie energetycznym Europy”. To wtedy prezydent Joe Biden zdjął nałożoną przez Donalda Trumpa blokadę na dokończenie budowy Nord Stream 2. Ale w zamian Berlin zobowiązał się zadbać o bezpieczeństwo energetyczne Ukrainy. Warto przypomnieć pierwsze zdania tekstu: „Stany Zjednoczone i Niemcy niezłomnie popierają suwerenność, integralność terytorialną, niepodległość i wybraną przez Ukrainę drogę europejską. Zobowiązujemy się dziś do przeciwstawienia się rosyjskiej agresji i wrogim działaniom na Ukrainie i poza nią”.
Złamane słowo Niemiec
Dziś, po roku inwazji rosyjskiej na Ukrainę, widać wyraźnie, jak różnie oba państwa potraktowały swoje zobowiązania. Pomoc niemiecka jest wymuszana przez sojuszników i spóźniona. Berlin nie zdał egzaminu. Choć wystąpienie Scholza trzy dni po inwazji w Bundestagu miało być nowym otwarciem w polityce wschodniej Niemiec. Szybko okazało się, że to tylko polityczna gra kanclerza i tak naprawdę większości niemieckiej elity politycznej. Ale i biznesowej. A nawet dużej części, jeśli nie większości, niemieckiego społeczeństwa. Jeśli duża część Niemców jest przeciwko pomaganiu Ukrainie, to czemuż się dziwić takiej, a nie innej polityce Scholza?
Berlin wbrew obietnicom z lata 2021 roku nie tylko nie zapobiegł inwazji Rosji na Ukrainę, ale też okazał się głównym hamulcowym pomocy Zachodu dla Kijowa. Nie zmieni tego faktu żonglerka danymi i infografikami, mającymi pokazywać, że Niemcy są wśród liderów pomocy Ukrainie. Nic podobnego. Niemcy od początku inwazji symulują pomoc Ukrainie, bo wciąż liczą na wynik wojny korzystny dla Rosji. Dlaczego? Bo na Rosję Niemcy stawiają od wielu lat. Od czasów Schroedera i Merkel.
Udawana zmiana
Scholz ogłosił 27 lutego 2022 politykę Zeitenwende. Ale to się nie przełożyło na fakty. Wszyscy wiedzą, że decyzja z 25 stycznia o przekazaniu Ukrainie (trochę to potrwa…) kilkunastu czołgów Leopard 2 to decyzja symboliczna i spóźniona. Były minister spraw zagranicznych Niemiec z ramienia SPD Sigmar Gabriel odrzuca obawy o rosyjskie sieci wpływów w Niemczech jako "teorie spiskowe", a lider frakcji SPD w Bundestagu Rolf Muetzenich nadal nieugięcie broni dotychczasowej polityki SPD i wzywa do podejmowania w miarę możliwości inicjatyw dyplomatycznych z Rosją.
Od 24 lutego kanclerz Scholz sprzeciwia się rozliczeniu z dotychczasową Ostpolitik i spowalnia wsparcie militarne dla Ukrainy w myśl zasady "unikania eskalacji" i zachowania różnych opcji na okres powojenny. Powiedział, że Niemcy odrobiły lekcję z uzależnienia od gazu, ale - podobnie jak Steinmeier – wciąż utrzymuje że budowa bałtyckich gazociągów była elementem dywersyfikacji łańcuchów dostaw. Jego niedawny artykuł w „Foreign Affairs” tylko potwierdza, że Scholz wciąż liczy na powrót do „business as usual” z Rosją. Po wojnie. Która powinna się zakończyć jak najszybciej – z punktu widzenia interesów Berlina.
Ponadpartyjny prorosyjski konsensus
Nikt z odpowiedzialnych za politykę Wandel durch Handel (Zmiana dzięki handlowi) nie zapłacił politycznej ceny za swoje błędy. Nawet Schroeder przetrwał sierpniową próbę usunięcia go z SPD przez zawstydzonych jego korupcją działaczy partyjnych. Pozostali - we wszystkich partiach - pozostają aktywni i nadal cieszą się dużym autorytetem. Prezydent Akademii Amerykańskiej w Berlinie przyznał w listopadzie Steinmeierowi prestiżową nagrodę Kissingera za pełnienie funkcji "latarni moralnej".
Tymczasem była kanclerz Angela Merkel broni swojego dorobku przed wszystkimi krytykami. Odkąd w czerwcu 2022 przerwała milczenie, odrzuca krytykę swojej polityki rosyjskiej i energetycznej. Mówi, że nie ma za co przepraszać. Pozostaje przy swoim zdaniu: bardzo starała się zapobiec konfliktowi, żałuje, że jej się nie udało, ale nie obwinia siebie. Zrobiła wszystko, czego można oczekiwać od niemieckiej kanclerz.
Chadecy usiłują zrzucać winę na socjaldemokratów, tymczasem w ich własnych szeregach nie brakuje przyjaciół Rosji, choćby premiera Saksonii Michaela Kretschmera, który opowiada się za naprawą gazociągu Nord Stream i zniesieniem sankcji wobec Rosji, podczas gdy były główny doradca wojskowy Merkel, obecnie emerytowany generał Erich Vad, nazwał ostatnio wojnę Rosji z Ukrainą "wewnętrzną konfrontacją polityczną", podobną do "wojny domowej".
Niemcy współwinne wojny
Obecna wojna na Ukrainie to w dużym stopniu wina Niemiec. Pod tym względem to cios dla ich wizerunku. Z trzech powodów. Po pierwsze, Berlin na początku 2015 roku – wolą Baracka Obamy – otrzymał mandat do rozwiązania problemu aneksji Krymu i okupacji części Donbasu. Format normandzki okazał się niewypałem. Nic nie wniósł w zakończenie pokojowe konfliktu, jeśli już pojawiały się jakieś pomysły (np. tzw. formuła Steinmeiera) to faworyzowały Rosję.
Po drugie, dążenie Berlina do zawarcia z Moskwą układu „gaz za politykę” pomogło Rosji przygotować wojnę, finansowo i politycznie. Zwiększanie importu gazu rosyjskiego i budowa kolejnych gazociągów przez Bałtyk zwiększała uzależnienie gazowe UE od Rosji i zmniejszała bezpieczeństwo Ukrainy. Bo im więcej gazu Rosja mogła słać przez rurociągi omijające Ukrainę, tym mniejsze było biznesowe ryzyko dla Moskwy związane z rozpętaniem wojny z Ukrainą.
Po trzecie, Niemcy po inwazji Rosji na Ukrainę od początku rzucały kłody pod nogi jeśli mowa o wsparciu zachodnim dla Kijowa. Jakiekolwiek wsparcie militarne ze strony Berlina było obwarowane warunkami i opóźnione. Symbolem tej polityki było choćby to, że Brytyjczycy na początku wojny i tuż przed nią wysyłali broń na Ukrainę samolotami omijając przestrzeń powietrzną RFN. Niemcy nie tylko nie spieszą się z własną pomocą, ale też blokują pomoc innych – tak było za artylerią i czołgami produkcji niemieckiej, których dostawy Ukrainie przez Polskę, Estonię czy Finlandię Berlin długo blokował.
Inwazja Rosji wzmocniła pozycję Kijowa w sporze z Berlinem i pozwoliła Ukrainie ostro krytykować Niemcy za opieszałość i nadmierną ostrożność. Teraz Ukraina cieszy się ogromnym poparciem społecznym i politycznym w wielu krajach UE i czuje, że ma moralne prawo do wywierania presji na rząd niemiecki. Wielu Ukraińców obarcza byłą kanclerz Merkel częściową odpowiedzialnością za rozpoczęcie wojny.
Czynnik amerykański
Niemcy za ich postawę wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej krytykują nie tylko Ukraina czy Polska. To samo widać wśród Anglosasów. Londyn krytyczny wobec Berlina? Żadna nowość. Ale USA są rozczarowane. Wszak Joe Biden poszedł w ślady swego byłego pryncypała Obamy, i po paru latach krytycznej wobec Berlina polityki Trumpa chciał wrócić do polityki z przeszłości: Niemcy żandarmem Europy z błogosławieństwem Ameryki, która nie musiałaby poświęcać uwagi i środków na tym odcinku globalnej rywalizacji z Chinami i Rosją.
Potwierdzeniem tej polityki było wspomniane memorandum z lipca 2021. Jednak z każdym kolejnym miesiącem USA coraz bardziej powinny być rozczarowane postawą Niemiec. W efekcie, teraz za kluczowego sojusznika i pośrednika we wspomaganiu Ukrainy w starciu z Rosją uważają Polskę.
Dla Waszyngtonu wydarzania ostatniego roku powinny być jednoznaczną odpowiedzią na pytanie o pewność niemieckiego sojusznika – wszak od czasów zimnej wojny uważanego w USA za naturalny główny filar militarnej obecności Stanów Zjednoczonych w Europie. Jak jednak widać, ogromne zyski, jakie RFN od dekad czerpie z zaangażowania amerykańskiego na ich terenie, wielu baz i całej ogromnej infrastruktury z tym związanej, to inwestycja bezzwrotna.
Ponieważ Niemcy, korzystając finansowo na obecności US Army i sprzeciwiając się jej przesunięciu choćby do Polski, zarazem są antyamerykańscy i prorosyjscy. Społeczeństwo nawet mocniej niż elity polityczne. Zachowanie Berlina po inwazji Rosji na Niemcy powinny tylko utwierdzić USA w przekonaniu, że dziś to nie jest partner pozwalający realizować cele amerykańskiej polityki w Europie, zwłaszcza wobec Rosji.
Naturalną alternatywą jest Polska. Fakt, że Amerykanie to dostrzegają – co widać po konkretnych działaniach - jedynie pokazuje, że niezależnie od różnic ideologicznych i politycznych, dla Waszyngtonu liczy się nade wszystko racja stanu, interes bezpieczeństwa państwa.
I tak będą wygrani?
Mówi się, że Niemcy wizerunkowo strzeliły sobie w stopę, prowadząc taką, a nie inną politykę wobec wojny Rosji z Ukrainą. Nie można się jednak łudzić. Berlin może irytować Waszyngton i innych międzynarodowych graczy, jednak wciąż dysponuje wielkim potencjałem, politycznym i ekonomicznym. To pozwala Niemcom liczyć na to, że niezależnie od wyniku wojny, znajdą się w pierwszym szeregu zwycięzców.
Nie spieszą się z pomocą Ukrainie, bo nie chcą narazić się Rosji. Na nią wciąż stawiają, zakładając, że obecny konflikt w końcu dobiegnie końca i będzie można współpracować z Moskwą. Jeśli Rosja wygra, z pewnością wynagrodzi Niemcy za ich postawę. Jeśli wygra Ukraina, też wystawi Niemcy w pierwszym szeregu sojuszników. Nie dlatego, że faktycznie Berlin tak pomógł. Dlatego, że niemiecka gospodarka będzie ważna dla odbudowy Ukrainy.
Tak czy inaczej, niezależnie od obecnej krytyki, Niemcy na obecnej wojnie nie przegrają. Podobnie zresztą jak Francja. Paryż od początku nie był tak krytykowany za politykę wschodnią, jak Berlin. Można nawet rzec, że pod względem pomocy wojskowej dla Ukrainy wykazywał się większą chęcią, niż Niemcy. Nie można jednak nie widzieć, że Emmanuel Macron, tak jak Olaf Scholz, co pewien czas mówił o potrzebie dialogu z Putinem.
Cóż, Macron od dawna próbował walczyć z Niemcami o pozycję głównego partnera Rosji w UE. Wojna trochę pokrzyżowała mu szyki. Ale nie na tyle, żeby spalić most ewentualnego porozumienia z Kremlem. Biorąc pod uwagę soft power Niemiec i Rosji w UE i choćby w przestrzeni medialnej Unii, także w Polsce, nie powinniśmy być zdziwieni, że w przypadku zwycięstwa Ukrainy usłyszymy, że to Francuzi i Niemcy najbardziej jej pomagali, i to od początku, w walce z Rosją. Jeśli zaś wygra Rosja… Cóż, znów wróci koncepcja budowania bezpieczeństwa wspólnie z Putinem w całej Eurazji.
USA w imię utrwalenia bezpieczeństwa w Europie to zaakceptują, choć wiedzą, jak sytuacja wygląda. Dla Polski będzie to porażka. Pytanie, jak zareaguje Ukraina…

rs