Aresztowani za koncert
Siedmiu członków grupy rockowej Bi-2 aresztowano tydzień temu po koncercie na wyspie Phuket. Jako powód podano brak odpowiednich dokumentów do zarabiania na występach.
Zespół opłacił grzywnę, jednak jego członkowie nie zostali wypuszczeni. Zamiast tego przewieziono ich do aresztu imigracyjnego w Bangkoku.
Presja pochodzi z Kremla
Rosyjski polityk opozycyjny i przyjaciel Bi-2 Dmitrij Gudkow twierdzi, że presja na ich zatrzymanie pochodziła z Kremla. Władze Tajlandii nie wypowiedziały się w tej sprawie.
Z kolei ambasador Rosji w Tajlandii Jewgienij Tomichin utrzymuje, że "rosyjscy dyplomaci nie ponoszą odpowiedzialności za zatrzymanie grupy".
- Władze Tajlandii powinny natychmiast uwolnić członków Bi-2 i pozwolić im wyjechać w dowolne miejsce wyruszyć – powiedziała Elaine Pearson, szefowa Human Rights Watch na Azję. - W żadnym wypadku nie powinni być deportowani do Rosji, gdzie groziłoby im aresztowanie lub coś gorszego za krytykę prezydenta Rosji i wojny Rosji na Ukrainie - dodała.
Będą grać na więziennych łyżkach
Natomiast Andriej Ługowoj, członek izby niższej rosyjskiego parlamentu, nazwał członków zespołu „szumowinami” za krytykę rosyjskich operacji wojskowych na Ukrainie.
"Niech chłopaki się przygotują. Wkrótce będą grać i śpiewać na łyżkach i metalowych talerzach, stepować przed współwięźniami" – ironizował Ługowoj na Telegramie. - Osobiście bardzo chętnie to zobaczę - dodał.
