FLESZ - Doceń rolnika. Wybieraj polskie produkty

Dom Pomocy Społecznej w Bochni jest obecnie największym ogniskiem koronawirusa w województwie małopolskim, a zarazem jedyną w regionie tego typu placówką o charakterze zamkniętym, w której stwierdzono zakażenia. Wszystkie przypadki z wyjątkiem jednego dotyczą budynku dla osób przewlekle chorych psychicznie.
Dotąd SARS-CoV-2 stwierdzono u 35 podopiecznych oraz u 17 osób z personelu (jedna z osób pracowała w budynku dla osób starszych, ale została w porę zdiagnozowana i odizolowana).
W sobotę koronawirusa potwierdzono u 5 podopiecznych, a w niedzielę u 2 kolejnych oraz u jednej osoby z obsługi, która przebywała na kwarantannie. W poniedziałek (20 kwietnia) nadeszły informacje o kolejnej trójce zarażonych.
Większość zdiagnozowanych do tej pory trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Wyjątkiem były cztery osoby, które przewieziono do szpitala w Bochni (dwie z nich trafiły już do szpitala jednoimiennego).
Zarażeni podopieczni wrócą do DPS w Bochni?
Możliwe, że w najbliższych dniach personel pracujący w bocheńskim DPS-ie stanie przed kolejnym wyzwaniem. W tym tygodniu może się okazać, że podopieczni z koronawirusem, których przewieziono do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, trafią z powrotem do budynku DPS przy ul. Karolina w Bochni.
- Toczą się dyskusje między wojewodą a nami, czy robimy DPS zakaźny, czy zarażonych odsyłamy do szpitala - przyznaje Jarosław Gucwa, ordynator oddziału ratunkowego w Bochni, który koordynuje sytuację w bocheńskim DPS.
Taki zaskakujący wariant jest brany po uwagę, ponieważ osoby zarażone przechodzą infekcję koronawirusem w sposób bezobjawowy. - Mamy przygotowaną strefę czystą dla osób powracających ze szpitala jednoimiennego - dodaje Gucwa. W razie, gdyby ten scenariusz się spełnił, do Bochni musiałoby jednak trafiać zdecydowanie więcej środków ochrony osobistej niż teraz.
Koronawirus: aktualizowany raport
- Nie ma możliwości zrobienia z DPS-u oddziału zakaźnego, oddziału na kwarantannie i oddziału dla zdrowych pacjentów - uważa z kolei Sebastian Lewandowski, szef bocheńskich ratowników medycznych i koordynator działań w placówce.
Rąk do pracy już nie brakuje
Na ten moment kryzys związany z opieką nad pozostającymi w ośrodku pensjonariuszami wydaje się być zażegnany. Jeszcze przed Wielkanocą z pomocą przyszły siostry dominikanki z Krakowa, ratownicy medyczni ze Zintegrowanej Służby Ratowniczej, dołączył do nich również ksiądz misjonarz z diecezji tarnowskiej. Ratownicy spod Oświęcimia wspierali ośrodek do 13 kwietnia, obecnie pensjonariuszami opiekuje się osiem sióstr, ksiądz, dwie studentki, pracujące na podstawie umowy wolontariatu, wreszcie dwóch ratowników z Bochni. Wyniki badań wymazów tymczasowego personelu są na razie negatywne.
Po wyjeździe z Bochni, ekipa Zintegrowanej Służby Ratowniczej ruszyła z pomocą do innego ośrodka, tym razem w powiecie żywieckim na Śląsku. Chodzi o Śląskie Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Czernichowie.
Co z pozostałymi podopiecznymi?
Obecnie w budynku dla przewlekle psychicznie chorych przebywa 29 pensjonariuszy. Sebastian Lewandowski uważa że kwestią czasu jest zdiagnozowanie koronawirusa również u nich. - Mieli kontakt z osobami zarażonymi - zwraca uwagę.
Na szczęście, jak do tej pory, wszyscy bardzo łagodnie przechodzą zarażenie SARS-CoV-2. - Nie mają żadnej gorączki ani duszności - podkreśla ratownik.
Do placówki wciąż trafia pomoc ze strony osób prywatnych oraz firm. W serwisie zrzutka.pl udało się zebrać już ponad 70 tys. zł.
Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ
- Gdzie jest koronawirus w Polsce i na świecie? Zobacz mapy
- Koronawirus w Polsce. Gdzie stwierdzono zachorowania?
- Jak przeżyć domową kwarantannę, żeby nie zwariować? [MEMY]
- Tego Krakowa już nie ma. Zobacz prawdziwe skarby [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!