Siedem uczuć i jedno życie. Jak Michał Koterski został Adasiem Miauczyńskim

Anna Gronczewska
materiały promocyjne
Z Michałem Koterskim, aktorem, który gra rolę Adasia Miauczyńskiego w filmie „7 uczuć”, rozmawia Anna Gronczewska

„7 uczuć” to bardzo ważny dla pana film. Pierwszy raz zagrał pan główną rolę u taty...

Ważny, ale w tym okresie wydarzyły się dla mnie ważniejsze rzeczy. Większym cudem było to, że w tym czasie narzeczona Marcela była w ciąży, zaraz po zakończeniu zdjęć urodził się mój syn Fryderyk. Do tego filmu przygotowałem się najlepiej, jak mogłem, był spełnieniem moich marzeń. Nie myślałem, że się spełnią. Gdy obserwowałem Cezarego Pazurę czy Marka Kondrata w roli Adasia Miauczyńskiego, po cichu myślałem, że może ja też mogę... A to się stało faktem i wielkim wyzwaniem. Jednak dopiero teraz, gdy film wszedł do kin, przypomniało mi się, w czym wziąłem udział. Cieszę się, że tak było. Narodziny dziecka pozwoliły mi odwrócić myśli od ogromnej odpowiedzialności za tę rolę. A mam do odegrania jeszcze większą rolę, czyli bycia tatą.

Kiedyś układał pan kaptur Adasiowi Miauczyńskiemu, a teraz został tym Adasiem...

To niesamowita klamra. Grałem syna, a w powrocie do dzieciństwa występuję w roli ojca, czyli młodego Adasia. Jest takie przysłowie: Będziesz gotów, to cię spotka. Gdy dzisiaj o tym rozmawiamy, to mam wrażenie, że tak miało być poukładane moje życie. Wszystko, co się w moim życiu wydarzyło, jest po to, bym był w tym miejscu, w którym teraz jestem. Ojcem, partnerem, i bym odegrał rolę Adasia Miauczyńskiego.

Oglądamy pana też w roli „Kaśki” w serialu „Pierwsza miłość”. Ten serial i ta postać mają wielu fanów...

Zawsze wydawało mi się, że ludzie będą mnie kojarzyć z cytatem: Jak tatuś postawi dzióbek, to nie ma ch... we wsi. I tak wiele lat było. Od kiedy gram w „Pierwszej miłości”, to mówią: O, „Kaśka”, pan „Kaśka”! To z jednej strony fajne. Budzi we mnie radość. Widać, że ludzie darzą tę postać ogromną sympatią. „Kaśka” to taki dobry, poczciwy chłopak, który nie kalkuluje. Takich ludzi w dzisiejszych czasach jest chyba mało. Nie ma poczucia dążenia do władzy, sukcesu, żyje dniem dzisiejszym. Jest bardzo szczery i spontaniczny w swoich uczuciach. Nigdy nie wyrządził nikomu krzywdy i stara się każdemu pomóc. Dlatego ta postać jest odbierana tak pozytywnie.

Niedługo pana i narzeczoną Marcelę obejrzymy w programie Polsatu „Historia mojego życia”. Zostaliście postarzeni o 25 lat...

Tak, sam program ten będzie można obejrzeć 2 listopada. Ale gdybym wiedział, że tak to będzie, to nie wiem, czy zgodziłbym się wystąpić w tym programie. Kiedy dostałem tę propozycję, pomyślałem, że to fajna przygoda. Marcela, która jest cały czas z dzieckiem, będzie mogła wyjść z domu. Marcela bardzo przeżyła ten program. Nie zapomnę momentu, gdy odwróciłem fotel i zobaczyłem ją o 25 lat starszą - po prostu zaniemówiłem. Dopiero po drugiej osobie widzi się, że czas przemija. Do mnie dotarło, że kiedyś umrę. Mnie wydawało się, że będę żył wiecznie... Gdzieś mnie to przygniotło, przybiło. Na co dzień nie zastanawiałem się, że moje życie może się skończyć. To była bardzo trudna chwila. Zawsze miałem poczucie, że mój synek zawsze będzie mały, my z Marcelą młodzi. Moje życie będzie wyglądało tak, jak je postrzegam teraz. Uświadomiłem sobie, że tak nie będzie.

Może pan powiedzieć, że jest szczęśliwym człowiekiem?

Bywam szczęśliwym człowiekiem. Spełniły się moje wszystkie marzenia. Mam pełną rodzinę, kochającą narzeczoną, syna kochającego mnie niekalkulowaną miłością. Jest praca, o której marzyłem, sukcesy. Wszystko jest super. Aczkolwiek to wszystko trzeba udźwignąć. Kiedy ktoś ma tego tak dużo jak ja teraz, to boi się, że może to utracić. Codziennie o to należy dbać, pracować, by to się nie rozmyło. Chcę, by syn, nasza rodzina byli szczęśliwi. Gdy człowiek jest sam, to trochę z jednej strony łatwiej. Teraz ta odpowiedzialność jest rozłożona na innych.

W wielu miejscach podaje się, że się pan urodził w Krakowie, a nie w Łodzi. Jak jest naprawdę?

Urodziłem się w Łodzi, tu spędziłem dzieciństwo, młodzieńcze lata. Przez podstawówkę, liceum, aż po studia, których co prawda nie ukończyłem, ale jakieś wspomnienia są z tym związane. Łódź stanowi większą część mojego życia. Film „7 uczuć” sięga dzieciństwa i lat szkolnych spędzonych w Łodzi. Te wspomnienia są u mnie wciąż żywe. Przez ten film się z nimi konfrontowałem. Te wspomnienia były z jednej strony fajne. To bowiem czasy dzieciństwa, a więc rodzice, lata spędzone z dziadkami, których bardzo kochałem. Stawianie różnych pierwszych kroków, jak nauka pływania z dziadkiem, uczenie się jazdy na rowerze czy pierwsza miłość. Są też przykre wspomnienia, między innymi związane ze szkołą.

Dlaczego?

Ja szkoły nigdy nie lubiłem. Miałem różne lęki, jako dziecko byłem nieśmiały. Najbardziej lubiłem przerwy między lekcjami. Wtedy mogłem popatrzeć na starsze dziewczyny, w których się kochałem. Czas się wtedy zatrzymywał.

Pamięta pan swoją pierwszą miłość?

Oczywiście! Były to czasy podstawówki, szkoły nr 14 przy ul. Wigury. Uczyłem się w klasie szóstej, ona była w siódmej. Można powiedzieć, że była nieosiągalna. Ale bardzo się w niej kochałem. Do szkoły chodziłem dla niej, bo tak na co dzień raczej ją omijałem. Panicznie bałem się odpowiadać na pytania nauczyciela. Wyglądałem tej dziewczyny na korytarzu, siadałem na ławce na łódzkim Manhattanie i spoglądałem w okna jej mieszkania. Mieszkała na dziewiątym piętrze. W niedziele chodziłem na mszę na godzinę 9.00 do katedry, bo wiedziałem, że ona tam będzie. W niedzielę zawsze lubiłem sobie pospać, ale miłość czyni cuda... Ta miłość okazała się jednak nieszczęśliwa. Co prawda dziewczyna w końcu mnie dostrzegła. Los sprawił, że moja i jej klasa pojechały razem na wycieczkę. Spotykaliśmy się pod blokiem, spacerowaliśmy. Była to taka niewinna, platoniczna miłość. Niestety, szkoła się skończyła, ona wyjechała za granicę. Moje serce zostało złamane. Tak przeżyłem pierwszy zawód miłosny.

Dziewczyna wyjechała za granicę, pan zaczął naukę w liceum. Polubił pan w końcu szkołę?

Nie do końca. Zmieniałem szkoły. Rok uczyłem się w XXI LO, potem kolejny rok w XX LO. Uczyłem się bardzo dobrze, wyrzucano mnie za nie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Siedem uczuć i jedno życie. Jak Michał Koterski został Adasiem Miauczyńskim - Plus Dziennik Łódzki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl