Pęknięcie liny bungee w Parku Rady Europy w Gdyni skończyło się złamaniami kręgosłupa 39-latka. Instruktor trafi przed sąd
– Około godziny 18 dostaliśmy zgłoszenie, że doszło do zdarzenia w Parku Rady Europy w Gdyni. Na miejsce przyjechali policjanci i potwierdzili to zdarzenie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w trakcie skoku, w końcowej fazie lotu odpiął się lub wysunął mechanizm mocujący linę – relacjonował tuż po zdarzeniu z 21.07.2019 r., które dla 39-latka zakończyło się dramatem, w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim”, wówczas podkomisarz, dziś komisarz Krzysztof Kuśmierczyk, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.
Szerzej, na gorąco, na temat tej sytuacji pisaliśmy tutaj.
Trwające niemal półtora roku śledztwo, zakończone 11.12.2020 roku, pozwoliło bardziej precyzyjnie ustalić przyczyny wypadku.
– Na podstawie zebranego materiału dowodowego, w tym uzyskanych opinii, ustalono, że w tracie skoku doszło do uszkodzenia – pęknięcia liny. Część nici liny oplatających kauszę [metalowy element umieszczany w pętli liny zapobiegający jej przecieraniu – dop. red.] wysunęła się, co spowodowało przeciążenie i przerwane pozostałych. Biegli wskazali, że ustalony mechanizm uszkodzenia został zapoczątkowany już podczas skoków poprzedzających wypadek – relacjonuje prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
I dodaje:
– Ustalono, że lina nie posiadała certyfikatu. Miała za mały współczynnik bezpieczeństwa. Sposób jej mocowania do kauszy był niewystarczająco mocny. Przerwanie liny wystąpiło w miejscu zasłoniętym przez rękaw ochronny. Jak wskazali biegli, każda zmiana typu pęknięcia byłaby dostrzeżona w przypadku kontroli liny przed każdym skokiem. Takich kontroli nie stwierdzono. Błąd organizatora skoków polegał również na braku zastosowaniu dodatkowego zabezpieczenia dla skaczącego.
Wypadek w Parku Rady Europy w Gdyni (21.07.2019). Według nie...
Skutki dla 39-letniego gdynianina były koszmarne. Jak się dowiadujemy, doznał on wielomiejscowego urazu, w tym licznych złamań kręgosłupa oraz wstrząśnienia mózgu, co – według opinii sądowo-lekarskiej – narażało go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowało długotrwałą chorobę.
Śledczy, na podstawie umowy zlecenia z firmą zajmującą się organizowaniem skoków, uznali, że osobą odpowiedzialną za organizację, sprzęt oraz bezpieczeństwo osób oddających skoki, był 55-letni instruktor.
Mężczyźnie przedstawiono, zagrożone karą co najmniej 3 lat więzienia, zarzuty „nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” 8 osób, których skoki szczęśliwie skończyły się dobrze oraz „nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” u 39-latka.
– Mężczyzna nie przyznał się i odmówił złożenia wyjaśnień – zaznacza prokurator Grażyna Wawryniuk, która poinformowała, że zasiądzie on na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Gdyni.
Masz informacje? Redakcja Dziennika Bałtyckiego czeka na #SYGNAŁ
