W 2022 roku doszło do kilku zmian w prawie, które przełożyły się na zdecydowane zwiększenie bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego. Wzrosły znacząco mandaty za nieprzepisową jazdę i liczba punktów karnych.
Uwaga, staruszki wbiegają pod koła kierowców
Najważniejszą, i jednocześnie najbardziej krytykowaną zmianą, było wprowadzenie bezwzględnego pierwszeństwa pieszych przy przechodzeniu przez pasy.
Wcześniej kierowcy mogli się zasłaniać tym, że przepisy nie były jasne w tym zakresie i pierwszeństwo pieszego było warunkowe. Dlatego regularnie na łamach prasy mogliśmy przeczytać o kuriozalnych wyrokach sądu, które zrzucały winę za często śmiertelne wypadki na same ofiary.
Znany dziennikarz Piotr Najsztub, mimo braku uprawnień do kierowania pojazdami, został uniewinniony za potrącenie 77-letniej staruszki na pasach.
W innej głośnej sprawie kierowca ambasady Kuwejtu śmiertelnie potrącił 85-letnią staruszkę na środku przejścia dla pieszych. Sprawca odjechał z miejsca zdarzenia. Prokuratura umorzyła sprawę argumentując, że kobieta „wtargnęła” na przejście. W jaki sposób leciwa kobieta mogła wbiec na pasy i rzucić się pod koła auta pozostaje tajemnicą znaną tylko biegłemu i prokuraturze.
Takie wyroki były jednak przez dekady normą szczególnie wtedy, gdy kierowcy był wstanie pozbawić życia swoją ofiarę. Jeśli ofiara przeżyła, statystyczna szansa na symboliczną karę dla zabójcy rosła.
PO zatopiła ustawę i życie setek ludzi
Przepisy dotyczące pieszych miały być zmienione już prawie dekadę temu. Wtedy sprawę utopił senator Platformy Obywatelskiej, Aleksander Pociej, argumentując, że piesi są sobie sami winni, bo „chodzą w kapturach na głowach, ze słuchawkami w uszach, rozmawiając przez telefon”. Pociej dodawał, że przepisami, które dawałyby pierwszeństwo pieszych „poszerzylibyśmy jeszcze grupę takich ludzi, którzy będą wchodzić na pasy, bo mają pierwszeństwo, bez zastanawiania się nad tym, że kierowca może się np. zagapić”. Oczywiście, jak pokazują liczby i statystyki, było to wierutne kłamstwo, a poprawka Pocieja z 2015 roku musiała kosztować życie setek osób w kolejnych latach.
Również w 2015 roku parlament odebrał prawo do stawiania samorządom fotoradarów, co skutkowało prawdziwą rzezią tych urządzeń. Dzisiaj w całej Polsce jest zaledwie 400 fotoradarów, czyli jakieś dziesięć razy mniej niż w krajach Europy Zachodniej. W miejscach, gdzie zlikwidowano fotoradary, liczba wypadków wzrosła nawet o połowę! Politycy argumentowali, że samorządy je stawiają, żeby łupić kierowców. To zdanie jest tak absurdalne, że trudno mi uwierzyć, że wciąż znajdują się tacy, którzy mogą się z nim zgodzić. Wystarczy przecież przestrzegać prawa, żeby żaden fotoradar nie wzbudzał u nikogo strachu.
Państwo za silne wobec słabych
Tym samym Polscy politycy przez lata wspierali najgorsze egoistyczne zachowanie kierowców na drogach za co najwyższą cenę płacili słabsi i budżet państwa.
Wedle wyliczeń Naczelnej Izby Kontroli koszt jednego wypadku drogowego z udziałem jednej poważnie rannej osoby to minimum trzy miliony złotych! Co roku wydajemy na wypadki drogowe około 40 miliardów złotych, czyli tyle, ile kosztuje rocznie program 500+. Jak to możliwe, że tak długo żyliśmy w totalnej dziczy, którą dopiero dzisiaj zaczynamy powoli sprzątać?
W naszej kulturze jest bardzo silny rys obwiniania ofiary za swój los. Rzeczpospolita zawsze była państwem zbyt silnym wobec słabych, a zbyt słabym wobec silnych. Źródeł tego stanu rzeczy możemy szukać jeszcze w sarmackich tradycjach Polski feudalnej, w której elity musiały jakoś wyjaśnić i usprawiedliwić to, że 90 procent społeczeństwa jest pozbawionych niemal wszelkich praw i żyje w koszmarnej nędzy. Wówczas mogliśmy przeczytać o tym, że chłopi sami są sobie winni, bo są leniwi i strasznie piją.
Gdy w 1989 roku wprowadzono terapię szokową, polskie elity zacierały ręce i wskazywały, że pracownicy likwidowanych PGR-ów czy zakładów przemysłowych są roszczeniowi i leniwi. Bieda była więc wyłącznie ich winą. Gdy wprowadzano program 500+ plus również mogliśmy przeczytać, że beneficjenci to przekupiona patologia.
Siła prawa zamiast prawa siły
Podobne zasady panowały na drogach. Większy w lepszym aucie miał zawsze rację, a 85-letnia staruszka była sama sobie winna, że ktoś ją rozjechał na środku przejścia dla pieszych. To się powoli zmienia. Mamy coraz więcej empatii wobec słabszych i powoli ten stan zaczyna odzwierciedlać prawo.
Państwo musi bronić słabszych. Gdy nie ma regulacji, zwycięża zawsze prawo siły, a nie siła prawa. Esencją demokracji są więc regulacje, które sprawiają, że przestrzeń społeczna staje się równa dla wszystkich. Oczywiście oprócz prawa potrzebne są też instytucje, które to prawo egzekwują. Z tym też jest ciągle różnie. Dobrze, że przynajmniej w przypadku ofiar wypadków drogowych powoli coś się zmienia. Społeczeństwa w końcu poznaje się po tym, jak traktują swoich najsłabszych.
rs
