Iga Świątek zmieniła właśnie trzeciego trenera w swojej karierze. Pierwszym zastąpionym szkoleniowcem był Artur Szostaczko, potem po pięciu latach współpracy rozstała się z Piotrem Sierzputowskim, a teraz po trzech latach podziękowała Tomaszowi Wiktorowskiemu.
W zmianie trenera przez Igę nie byłoby w sumie nic dziwnego – wiele tenisowych gwiazd wcześniej czy później decyduje się na podobny krok, czując, że nic więcej ze współpracy nie da się już wyciągnąć i trzeba poszukać innego bodźca, czytaj: szkoleniowca, który pozwoli jeszcze rozwinąć się sportowo i wejść stopień wyżej lub też utrzymać się na tenisowym topie, gdyby nie okoliczności rozstania z Wiktorowskim.
Nasza mistrzyni zapowiedziała już - co oczywiste - znalezienie nowego trenera i dała sobie na to trochę czasu. Wynika z tego, że nikogo wcześniej nie miała na uwadze i dopiero rozpocznie poszukiwania. Decyzję o rozstaniu z Wiktorowskim musiała więc podjąć niespodziewanie, a nie w sposób przemyślany i od dawna zaplanowany.
Ostatnie działania Igi i jej sztabu wskazywały na to, że coś niedobrego dzieje się wokół pierwszej rakiety świata. Po odpadnięciu z US Open Świątek zamilkła. Nie udzielała się nawet na Instagramie, co chętnie wcześniej czyniła. Poinformowała jedynie lakonicznie przez media społecznościowe, że rezygnuje z powodu przemęczenia z turnieju w Saulu i ze względów rodzinnych nie będzie bronić tytułu w Pekinie. I gdy wszyscy jej fani oczekiwali na informację o decyzji dotyczącej kolejnego azjatyckiego turnieju w Wuhan wypaliła nagle „bombę” o rozstaniu z trenerem.
Zastanawiająca jest w tym całym zamieszaniu rola psycholog Igi – Darii Abramowicz, osoby, która w otoczeniu Świątek ma na nią niewątpliwie największy wpływ. Psycholog, której rolą jest rozwiązywanie problemów mentalnych i emocjonalnych. Znamienne, że pani Daria chętnie udzielała się, gdy Iga odnosiła zwycięstwa – wówczas nie stroniła od mediów, chętnie dawała wywiady i wyjaśniała swój wpływ na wyniki zawodniczki. Gdy pojawiły się problemy i Śwątek zaczęła przegrywać, pani Daria się schowała, zaczęła unikać publicznych wystąpień. Czyżby nie miała nic do powiedzenia albo zgubiła receptę na sukces?
Tygodnik „Polityka” napisał niedawno (podczas trwającego swoistego blackoutu teamu Świątek), że psycholog ma zaskakująco ogromny wpływ na losy pierwszej rakiety świata, na tyle wielki, że może on przekraczać normalny zakres pracy psychologa i wchodzić w kompetencje pracy szkoleniowca. Autor tekstu Marcin Piątek podkreślił, iż „Abramowicz nie odstępuje tenisistki nawet na krok podczas turniejów”.
„Daria Abramowicz jest dziś nie tylko jej psycholożką, ale też mentorką, aniołem stróżem i przyjaciółką. Dobrze poinformowani twierdzą, że czasami wchodzi też w role szkoleniowe, co sprawia, że temat ewentualnej zmiany Wiktorowskiego nie istnieje, gdyż żaden poważny trener nie zgodzi się na taki układ”
– można było przeczytać w „Polityce”.
Nie jest tajemnicą, że Sierzputowski, który chciał ograniczyć wpływ Abramowicz na Świątek i postawił sprawę wprost, po dwóch tygodniach musiał pożegnać się z posadą trenera Igi. Zbytnia ingerencja w życie córki nie przypadła także do gustu Tomaszowi Świątkowi. Ojciec tenisowej gwiazdy pogodził się jednak z zażyłością córki z panią psycholog. Wiktorowski, który wcześniej prowadził inną polską gwiazdę tenisa Agnieszkę Radwańską, trzy lata tolerował Abramowicz w trenerskim boksie – skoro Iga zwyciężała, obyty w zawodowym światku szkoleniowiec uznał, że nie ma co ingerować i niczego zmieniać.
Po igrzyskach olimpijskich w Paryżu, gdzie Świątek jechała po złoto, a przywiozła „zaledwie” brązowy medal narracja z pomocną panią psycholog nieco się posypała. Podczas pierwszych meczów US Open Abramowicz usunęła się w cień, a Idze podpowiadał jedynie trener. W ćwierćfinale przeciwko Jessice Peguli psycholog znowu grała w boksie pierwsze skrzypce, instruując na korcie swoja podopieczną. Z jakim efektem – wszyscy pamiętamy; Iga w kolejnej rundzie już nie wystąpiła...
Wstrzemięźliwy na ogół Wiktorowski musiał uznać się za przegranego w zestawieniu z panią psycholog. Cóż – tak zadecydowała Iga i miała do tego pełne prawo... Czy wybrała dobrą opcję, pokaże czas.