Atmosfera na stadionie przy Bułgarskiej przypominała bardziej mecz sparingowy przed sezonem, aniżeli 1/16 finału Pucharu Polski. Na poznański obiekt przybyło niecałe 7 tysięcy widzów. Jednak ci wszyscy, którzy przybyli, mieli nadzieję obejrzeć ciekawe widowisko.
Mecz ze Śląskiem Wrocław dla Kolejorza był rozpoczęciem trzeciego frontu w tym sezonie po lidze i europejskich pucharach. Trener poznaniaków postanowił na środowe spotkanie dać szanse kilku zawodnikom, którzy nie mają zbyt wielu okazji na zaprezentowanie się szerszej publiczności. W bramce Lecha pojawił się długo niewidziany Artur Rudko, który ostatni raz między słupkami stanął w rewanżowym spotkaniu przeciwko Dinamo Batumi (1:1). W linii defensywnej zobaczyliśmy Maksymiliana Pingota, natomiast na szpicy Mikaela Ishaka zastąpił Artur Sobiech.
Spotkanie nie zaczęło się najlepiej dla niebiesko-białych. Cała sytuacja zakiełkowała od złego wyprowadzenia piłki przez Pingota, gdzie w następstwie jego błąd chciał naprawić Kristoffer Velde, jednak Norweg na 25-metrze faulował aktywnego od pierwszych minut Johna Yeboaha. Do rzutu wolnego podszedł Erik Exposito. Hiszpan posłał piłkę obok muru, a także obok bezradnego Artura Rudko, który musiał wyciągnąć futbolówkę z siatki.
Kolejorz chciał jak najszybciej odrobić straty, jednak brakowało mu pomysłu na stworzenie ciekawej i zaskakującej akcji. Strzału z dystansu próbował Jesper Karlstroem, lecz uderzenie Szweda i kapitana Lecha w środowym spotkaniu z łatwością złapał Rafał Leszczyński. Od 16 minuty, w ciągu pięciu minut lechici mieli trzy dogodne sytuacje, aby wyrównać stan pojedynku. Najpierw dwukrotnie w dogodnej sytuacji był Artur Sobiech, jednak za każdym razem trafiał w golkipera gości. Jednak najlepszą miał Velde. Norweg otrzymał cudowne podanie od Karlstroema, minął bramkarza Śląska, jednak nie trafił do praktycznie pustej bramki.
Kolejorz napierał przeciwników coraz bardziej, co przyniosło w końcu oczekiwany efekt. W 25. minucie gry na tablicy wyników widniał rezultat 1:1. Piękną wrzutką z prawej strony boiska popisał się Joel Pereira, a nogę w stylu "kung-fu" dołożył Afonso Sousa.
Pomimo że poznaniacy zdecydowanie przeważali do końca pierwszej części, to nie udało się już udokumentować tej widocznej różnicy między zespołami. Tuż po przerwie mógł to zrobić Citaiszwili, aczkolwiek kapitalną interwencją popisał się Leszczyński, wyciągając piłkę praktycznie z linii bramkowej.
Minuty upływały, a na Bułgarskiej coraz bardziej pachniało dodatkowymi 30 minutami gry. Na domiar złego w drugiej połowie z powodu urazu boisko musiał opuścić Antonio Milić. Chorwata w tym sezonie nie przestają nękać kontuzje. Przypomnijmy, że z tego powodu 28-latek musiał opuścić początek rozgrywek.
Obie ekipy bały się ryzyka, dlatego też druga połowa nie była już tak ciekawa jak pierwsze 45 minut. Widzieliśmy dużo mniej klarownych sytuacji, po których którakolwiek z ekip mogłaby cieszyć się z prowadzenia.
Pomimo że to Kolejorz utrzymywał się dłużej przy piłce, to jednak Śląsk zadał gospodarzom dwa ciosy, po którym lechici już się nie podnieśli. Drugą bramkę dla Śląska trzeba zapisać na konto Artura Rudki, który po strzale Matiasa Nauhela "wypluł" piłkę przed siebie, a do pustej bramki piłkę skierował John Yeboah. Ten sam zawodnik chwilę później dobił poznaniaków, który ustalił wynik na 1:3, eliminując tym samym Kolejorza z tegorocznej edycji Pucharu Polski.
Dobry początek kadry futsalistek w turnieju eliminacyjnym ME...
