Hala Ariake – obiekt godny igrzysk. Wybudowany za 320 mln dolarów i zaprojektowany dla 12 tysięcy widzów. W środku urządzony na wysoki połysk, z drewnianym sklepieniem oraz dominującymi czernią i czerwienią. Tak, tu można walczyć o olimpijskie medale. Brakowało tylko jednej rzeczy – kibiców, którzy mogliby wypełnić ten obiekt życiem. Gdy zatrzymywano puszczaną w przerwach muzykę, cisza aż kłuła w uszach. Słychać było tylko pojedyncze oklaski polskich zawodników rezerwowych i komendy rzucane na placu gry. Raz ze swoją relację na żywo przebił się nawet irański dziennikarz.
Polacy dopiero zapoznawali się z tą halą, choć to wytłumaczeniem porażki na otwarcie olimpijskiego turnieju być nie może. - Nie ma co panikować. My nigdy nie budujemy najwyższej formy na pierwsze spotkanie. Zawsze tak było, że na takich imprezach rozkręcamy się z meczu na mecze. Wiele turniejów za nami, były lepsze i gorsze momenty, ale nigdy nie graliśmy od samego początku na najwyższych obrotach i tak odbieram tę przegraną – mówił Fabian Drzyzga.
Biało-Czerwoni, którzy musieli radzić sobie leczącego owiany tajemnicą uraz kapitana Michała Kubiaka („Po co zdradzać rywalom takie detale”) mieli lepsze i gorsze momenty. W pierwszym, wygranym do 18 secie, był team spirit, dobra zagrywka oraz skuteczność Bartosza Kurka i Wilfredo Leona. I kraśniejący z zadowolenia po kilku akcjach trener Vital Heynen, choć z czasem nadeszły momenty, które na twarzy Belga wywoływały zupełnie inne emocje.
Irańczycy, niemal dosłownie sterowani przez Władimira Aleknę – słynny rosyjski trener prawie wchodził na boisko – poprawili swoją grę, a Polacy zaczęli popełniać błędy. Mieli problemy z rozczytaniem rozegrania Sa’ida Marufa i zatrzymaniem Amira Ghafoura i Milada Ebadipura. W efekcie przegrali dwa kolejne sety. Czwartego na swoje barki wzięli liderzy, zwłaszcza Kurek punktujący widowiskowymi atakami w kluczowym momencie. Pierwszy mecz Polaków na igrzyskach w Tokio rozstrzygnął więc tie-break. Dramatyczny, pełen zwrotów akcji i obronionych meczboli. Po meczu cieszyli się jednak rywale.
- Jeśli spojrzymy uczciwie, to Iran był lepszy. Lepszy w atakach, lepszy w obronie. Ale gdyby było 0:3, to nic bym nie mówił. A tutaj mieliśmy swoje meczbole. I faktem, że nie byliśmy ich w stanie wykorzystać jestem najbardziej rozczarowany. To są igrzyska i takie szanse trzeba wykorzystać – podkreślał Heynen.
W końcówce wielkie emocje udzieliły się obecnemu na meczu prezydentowi Andrzejowi Dudzie (to był ostatni punkt programu podczas jego wizyty w Tokio) i polskim oficjelom z PKOl. Zaczęli głośno dopingować Polaków, choć z powodu pandemicznych obostrzeń organizatorów okrzyki na trybunach są… zabronione.
- Bardzo się cieszymy, że oglądał nas pan prezydent, ale jeśli mam być szczery to chyba nam przyniósł żabę – żartował Kubiak.
Mecz kapitan ocenił tak: - Było dużo, dużo nerwowości. To jest zawsze pierwszy mecz igrzysk olimpijskich i - co by nie mówić - nie jest on łatwy. Irańczycy byli lepsi od nas o te dwie piłki. Gratulacje dla nich, ale jest dopiero początek turnieju. I tyle. Na kolejne mecze musimy wychodzić z podniesioną głową. Wynik z Iranem trzeba wziąć na na klatę i się nie przejmować. Nie ma czym. Dobra, wracam do chłopaków, dzisiaj wieczorem zabiorę ich na wódkę - dowcipkował.
Mecz z Włochami w poniedziałek o godz. 7.20 polskiego czasu.
Polska – Iran 2:3 (25:18, 22:25, 22:25, 25:22, 21:23)
Polska: Fabian Drzyzga, Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (L) – Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Kamil Semeniuk, Piotr Nowakowski.
Iran: Meisam Salehi, Amir Ghafour, Aliasghar Mojarad, Seyed Mohammad Mousavi Eraghi, Mir Saeid Marouflakrani, Milad Ebadipour Ghara, Mahdi Marandi (L) – Saber Kazemi, Sharifi Morteza, Javad Karim.
