Już na jesieni 2022 roku Rosja wyraźnie obrała kurs na wojnę pozycyjną, wojnę na wyczerpanie. Chodzi nie tylko o zasoby materialne, broń czy amunicję (o tym najwięcej się mówi). Chodzi jednak przede wszystkim o to, czy będzie miał kto i za co walczyć. Mówiąc krótko, chodzi o zasoby ludzkie, o rezerwy, z których można czerpać nowych żołnierzy i szkolić nowych oficerów. Jest oczywiste, że Rosja ma na tym polu nieporównanie większe pole manewru. Zaś Ukraina zbliża się do krytycznego momentu.
Demografia, głupcze!
Jak pisze analityk Jamestown Foundation, Hlib Parfonow, ogromny wpływ na dalsze losy wojny będzie miała… demografia. Według danych na 1 stycznia 2022, ostatnich sprzed pełnoskalowej inwazji Rosji, liczba ludności Ukrainy wynosiła 31 milionów. Aż o 17 mln mniej niż w 2002 r. Skąd ten ubytek? Według Eurostatu około 4,9 miliona Ukraińców otrzymało pozwolenia na pobyt w Unii Europejskiej tylko w latach 2014-2022. Około 3 miliony Ukraińców wyjechało zaś do Rosji. Do tego dodać należy emigrację do innych części świata, kilka milionów na terenach okupowanych od 2014 r. przez Rosję i po prostu spadek przyrostu naturalnego. Ale co najważniejsze: ogromna liczba Ukraińców opuściła kraj po 24 lutego 2022. I nie były to tylko kobiety z dziećmi. Efekt? Obecnie szacuje się, że na Ukrainie pozostaje ok. 20 mln mieszkańców.
„Biorąc pod uwagę, że Ukraina ma obecnie około 20 milionów obywateli, a najnowsze dane dotyczące liczby osób zmobilizowanych w szeregi sił zbrojnych zostały ostatnio ogłoszone ponad rok temu (wówczas podano, że zmobilizowano ponad 1 milion osób), można dokonać pewnych szacunków na podstawie liczby utworzonych nowych brygad, przybliżonej liczby rannych oraz obliczeń ukraińskiego Ministerstwa Spraw Weteranów dotyczących potencjalnej liczby wojskowych (do 4 milionów). Biorąc pod uwagę, że ukraińska mobilizacja ma charakter ciągły, a wielu z żołnierzy zostało rannych, szacunkowa liczba zmobilizowanych Ukraińców wynosi około 2 milionów” – pisze Parfonow.
Na granicy kryzysu
Co to oznacza dla Ukrainy? Że 10 proc. populacji jest obecnie zaangażowane w siłach zbrojnych, co oznacza, że pozostałe rezerwy mobilizacji są raczej niewielkie, i nawet z uwzględnieniem emerytów, którzy nie opuścili kraju, wynoszą 10,7 mln. „Wszystko to oznacza, że Ukraina zbliżyła się do krytycznego progu, jeśli chodzi o możliwości kadrowe” – czytamy w analizie Jamestown Foundation. Krytycznego progu w sensie znaczenia dla gospodarki. Hlib Parfonow przypomina z historii przypadki Wietnamu Południowego i Finlandii. W czasie wojny wietnamskiej do armii Południa powołano 11,7 proc. populacji, w czasie II wojny światowej do wojska trafiło 14-15 proc. populacji Finlandii. W obu przypadkach miało to duży negatywny wpływ na funkcjonowanie gospodarki. To samo zapowiada się w przypadku Ukrainy, zresztą już teraz w parlamencie mówi się o braku rąk do pracy w sektorach energetycznym, zbrojeniowym i generalnie w przemyśle. Jeśli chce się prowadzić wojnę, te sektory muszą działać na jak największych obrotach.
Na to niewątpliwie też liczy Rosja, która może taką wojnę prowadzić o wiele dłużej niż Ukraina. Czas ucieka, a postawa części Zachodu niestety sprzyja przedłużaniu walk. Opóźnienia w dostawach czołgów, broni przeciwlotniczej, samolotów – to wszystko przypomina raczej kroplówkę dla Ukrainy, aby nie przegrała wojny z Rosją. Ale też takie tempo i skala pomocy nie pozwalają wojny wygrać. Jeśli sytuacja się nie zmieni, Ukraina po prostu ulegnie z powodu wyczerpania ludzkiego i gospodarczego. Już teraz niemal 80 proc. Ukraińców ma wśród krewnych lub przyjaciół kogoś, kto zginął lub został ranny podczas tej wojny.
źr. Jamestown Foundation
lena
